Krew już w niej wrzała.
– Jestem rozgrzana. Proponuję standardową walkę wręcz.
– Bez zadawania ciosów – powiedział Roarke, wchodząc na matę. Kiedy w odpowiedzi Eve prychnęła pogardliwie, zmrużył oczy. – Nie zamierzam cię bić.
– Dobra, dobra. Myślisz, że udałoby ci się…
Szybko rzucił się na nią; zanim Eve zdążyła zareagować, wylądowała na macie i przejechała kilkanaście centymetrów na tyłku.
– Faul – mruknęła i podniosła się płynnym ruchem.
– No proszę, już wymyśla jakieś zasady. Z tymi glinami zawsze tak jest.
Przykucnęli i zaczęli obchodzić się wkoło. On zamarkował atak, ona przyskoczyła do niego. Przez dziesięć niezwykle interesujących sekund byli spleceni w uścisku; jej dłonie ślizgały się na jego wilgotnej skórze. Roarke próbował ją podciąć, ale w porę się schyliła, po czym, wykonawszy zwinny ruch ciałem, przerzuciła go przez ramię.
– No to jesteśmy kwita. – Przykucnęła ponownie, a Roarke podniósł się na nogi i odrzucił włosy z twarzy.
– Dobrze, pani porucznik, koniec zabawy. Teraz będę walczył na serio.
– Zaraz ci dam zabawę. Przez cały czas…
Prawie udało mu się ją zaskoczyć po raz drugi, ale Eve w ostatniej chwili zorientowała się, że obelgi mają tylko ją zdekoncentrować. Wykonała unik i zwróciła się w stronę atakującego Roarke'a. Kiedy ich twarze zbliżyły się do siebie, sięgnęła po swoją tajną broń.
Wsunęła rękę między nogi przeciwnika i delikatnie objęła palcami jego jądra. Roarke zamrugał oczami ze zdumienia i rozkoszy.
– A więc to tak – mruknął i zbliżył usta do jej warg, a Eve szybko zmieniła chwyt. Roarke nawet nie zdążył zakląć, tak szybko znalazł się w powietrzu. Wylądował na plecach z głośnym hukiem, a Eve skoczyła na niego, wcisnęła mu kolano w krocze i przygwoździła ramiona do maty.
– Leżysz na łopatkach, koleś.
– I kto tu mówił o faulach?
– Naucz się przegrywać.
– Trudno się spierać z kobietą, która trzyma kolano na moim jestestwie.
– I bardzo dobrze. Teraz mogę zrobić z tobą, co zechcę.
– Poważnie?
– A jakże. W końcu wygrałam. – Podniosła dumnie głowę i zaczęła ściągać z niego podkoszulek. – Bądź mi posłuszny, to nie będę musiała zrobić ci krzywdy. Nie-nie. – Wyciągnął do niej ręce, ale złapała go za nadgarstki i przygwoździła z powrotem do maty. -Teraz ja tu rządzę. Nie zmuszaj mnie, żebym wyjęła kajdanki.
– Hmmm. Interesująca groźba. Może… – Eve zamknęła mu usta pocałunkiem, gorącym i gwałtownym. Roarke odruchowo naprężył wciąż przytrzymywane przez nią ręce, pragnąc jej dotknąć, wziąć ją. Jednak uświadomił sobie, że tym razem chciała czegoś innego, czegoś więcej. Oddał więc inicjatywę Eve, by mogła znaleźć to, czego szukała.
– Będziesz mój. – Ugryzła Roarke'a w wargę i pożądanie przeniknęło go do głębi. – Zrobię z tobą, co zechcę.
Kręciło mu się w głowie, nie mógł złapać powietrza.
– Bądź delikatna – wykrztusił. Eve tylko parsknęła śmiechem, a Roarke poczuł na ustach jej gorący oddech.
– Marzyciel.
Była brutalna – szybkie, gwałtowne ruchy rąk, niecierpliwe, niespokojne usta. Roarke nieomal czuł, jak bije od niej dzika namiętność, jak przenika go jakaś szalona energia, która zdawała się samoistnie narastać z każdą sekundą. Skoro Eve chciała być stroną dominującą, postanowił jej na to pozwolić. A przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak w którymś momencie jej brutalnej napaści na jego ciało po prostu stracił możliwość wyboru.
Powoli, wodząc zębami po jego skórze, Eve schodziła coraz niżej, aż mięśnie Roarke'a, tak intensywnie ćwiczone, zaczęły dygotać. Nagle oczy zaszły mu mgłą; Eve wzięła go do ust i zaczęła wykonywać szybkie, gwałtowne ruchy, tak że musiał wytężyć wszystkie siły, by nie wybuchnąć.
– Nie powstrzymuj się. – Ukąsiła go w udo, po czym położyła się na nim, a jej dłoń zastąpiła usta. – Chcę, żebyś doszedł. Teraz. – Wbiła wzrok w jego mętniejące oczy, a w sekundę później poczuła, jak przeszywa go fala rozkoszy. Roześmiała się triumfalnie i pochyliła nad jego uchem.
– Znów wygrałam.
– Jezu. Jezu Chryste. – Z trudem podniósł ręce i objął ją. Był słaby jak niemowlę, w połączeniu ze wstydem wywołanym utratą panowania nad swoim ciałem dawało to niezwykle rozkoszny efekt. – Nie wiem, czy przepraszać, czy ci dziękować.
– Czekaj, jeszcze z tobą nie skończyłam.
Prawie udało mu się roześmiać, ale Eve już kąsała go delikatnie w policzki, przesyłając nowe impulsy do jego znękanego ciała.
– Kochanie, musisz dać mi chwilkę odpocząć.
– Niczego nie muszę. – Była upojona rozkoszą, podniecona swoją mocą. – Będziesz musiał się z tym pogodzić.
Usiadła na nim okrakiem i ściągnęła przez głowę koszulę. Patrząc w oczy Roarke'a, przesunęła dłońmi po swoim torsie w górę i w dół. Ślina napłynęła mu do ust. Eve z uśmiechem wzięła go za ręce i położyła je sobie na piersiach, po czym westchnęła i zamknęła oczy.
Jego dotyk, choć znajomy, zawsze był podniecający. Jego palce muskały i drażniły jej sutki nieomal do bólu, wzbudzając przeszywającą rozkosz.
Eve wygięła się do tyłu, a Roarke przywarł do niej ustami. Objęła go za głowę i zatopiła się w oszałamiających doznaniach – dotyk zębów na napiętej skórze, ucisk palców na jej biodrach, tarcie ciała o ciało i bogaty, duszny zapach potu i seksu. I szalone pożądanie, gdy jego usta wpijały się w jej wargi.
Kiedy oderwała się od niego, Roarke wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, ni to okrzyk sprzeciwu, ni to przekleństwo. Eve podniosła się szybko i ku swojemu zadowoleniu zauważyła, że nogi jej drżą, a ciało płonie z namiętności. Nie musiała mówić Roarke'owi, że z nikim innym nie było jej tak, jak z nim. Już to wiedział. Zresztą była świadoma, że i on, o dziwo, z innymi kobietami nie doświadczył tego, co z nią.
Stanęła nad nim, nie próbując nawet uspokoić oddechu, nie przejmując się dreszczami ogarniającymi ją całą. Zrzuciła buty i rozpięła dżinsy, które opadły na matę.
Kiedy wędrował po niej wzrok Roarke'a, Eve poczuła, że spowija ją gorąco. Nigdy nie troszczyła się specjalnie o swoje ciało. Było to ciało policjantki i jako takie musiało pozostać silne, giętkie i sprężyste. Dzięki Roarke'owi odkryła, jak wiele te cechy mogą znaczyć dla kobiety. Dygocząc lekko, uklękła nad nim, po czym pochyliła się i zaczęła go całować.
– Nie zapominaj, że ja tu rządzę – szepnęła, podnosząc głowę.
– Jestem przygotowany na najgorsze – odpowiedział z uśmiechem, patrząc na nią pałającym wzrokiem.
Opuściła się na niego, powoli, zadając mu rozkoszny ból. Kiedy Roarke zagłębił się w niej, Eve zesztywniała i wygięła się w łuk, gdy przeniknął ją pierwszy, cudowny spazm. Z jej ust wyrwał się jęk rozkoszy. Rozogniona, znów pochyliła się do przodu i zaczęła się kołysać.
W jej głowie, w jej krwi wybuchały fale przyjemności. Pod zamkniętymi powiekami kolory pulsowały w szalonym tańcu, a wszystko zdominowało dzikie pragnienie, by ta chwila trwała wiecznie. Orgazm następował po orgazmie, wznosząc ją ku niebiosom, zanim zdążała powrócić na ziemię. Wreszcie, gdy obydwoje po raz kolejny wspięli się na wyżyny, Eve opadła bezwładnie na Roarke'a. Wtuliła twarz w jego szyję i usiłowała oprzytomnieć.
– Eve?
– Hmm?
– Teraz moja kolej.
Zanim zdążyła okazać zdumienie, Roarke już przewrócił ją na plecy. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że on wciąż w niej tkwi i nie wiotczeje.