Nie ulegało wątpliwości, że Eve bardzo chciałaby to zrobić.
– Jakie wywarł na tobie wrażenie?
– Gruboskórny, pozbawiony skrupułów, zadufany w sobie.
– Nie przypadł ci do gustu.
– Ani trochę. Był pewny siebie i wygadany; nie miał wątpliwości, że poradzi sobie z jakąś tam policjantką, nie przemęczając szarych komórek. A do tego bardzo chętnie udzielał mi wszelkich informacji,, podobnie zresztac iak. Yaunę, i. Eteagaig. Nie ufam takim ludziom.
Czasem naprawdę trudno nadążyć za tokiem myślenia gliniarza, pomyślał Roarke.
– Rozumiem, że ufałabyś mu bardziej, gdybyś musiała siłą wyciągać z niego informacje.
– Oczywiście. – Dla niej była to jedna z podstawowych reguł. – Nawet nie starał się ukrywać, że Pandora była narkomanką. Zupełnie jakby chciał, żebym o tym wiedziała. Podobnie jak Fitzgerald. W dodatku wszyscy troje nieomal radośnie oznajmili mi, że jej nie znosili.
– Jak się domyślam, nierozsądnie byłoby uważać, że po prostu mówili prawdę.
– Kiedy ludzie są tak otwarci, zwłaszcza wobec policji, najczęściej oznacza to, że coś ukrywają. Muszę dokładniej się im wszystkim przyjrzeć. – Ponownie usiadła przy stole. – No i zostaje jeszcze ten przyjemniaczek od nielegalnych substancji, z którym mam na pieńku.
– Casto.
– Tak. Chce odebrać mi te sprawy; chyba pogodził się z myślą, że na razie to niemożliwe, mimo to nie mogę liczyć z jego strony na uczciwą współpracę. Jemu zależy głównie na awansie.
– A tobie nie?
Obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
– Awansuję, kiedy na to zasłużę.
– A do tego czasu będziesz uczciwie współpracować z Casto.
Eve się skrzywiła.
– Zamknij się, Roarke. Na razie muszę zdobyć niezbite dowody świadczące o tym, że zabójstwa Pandory i Boomera są ze sobą powiązane. Muszę odnaleźć osobę lub osoby, które znały ich obydwoje. Jeśli to mi się nie uda, Mavis trafi przed sąd.
– Moim skromnym zdaniem otwierają się przed tobą dwie drogi, które powinnaś zbadać.
– Jakie?
– Szeroki, zalany światłem neonów bulwar prowadzący do salonów mody i wyboista alejka wiodąca w mroczne rejony miasta. -Wyjął papierosa i zapalił. – Wspominałaś, że Pandora zatrzymała się gdzieś przed powrotem na Ziemię.
– Na Starlight Station.
– Prowadzę tam interesy.
– Nigdy bym się nie spodziewała – powiedziała z sarkazmem w głosie.
– Spróbuję zasięgnąć języka. Ludzie z kręgu Pandory źle reagują na widok odznaki policyjnej.
– Jeśli nie uzyskam właściwych odpowiedzi, być może będę musiała pojechać tam osobiście. W jej głosie zabrzmiała dziwna nuta.
– Coś nie tak?
– Nie, skąd.
– Eve?
Znów odsunęła się od stołu.
– Nigdy nie byłam poza Ziemią. Roarke spojrzał na nią w najwyższym zdumieniu.
– Nigdy? Tak w ogóle?
– Nie każdy może sobie prysnąć na orbitę, gdy tylko najdzie go taki kaprys. Wielu z nas ma tu mnóstwo roboty.
– Nie musisz się niczego obawiać – powiedział, odgadując właściwy powód jej niepokoju. – Podróże kosmiczne są bezpieczniejsze od jazdy przez miasto.
– Gówno prawda – mruknęła Eve. – Nie powiedziałam, że się boje. Jeśli będę musiała, zrobię to. Po prostu wolałabym tego uniknąć. Nie chcę niepotrzebnie przeciągać śledztwa; zależy mi na tym, żeby jak najszybciej oczyścić Mavis z podejrzeń.
– Uhmmm. – Ciekawe, pomyślał. Moja nieulękła pani porucznik ma jednak jakąś słabość! – Może najpierw zobaczymy, czego ja się dowiem?
– Jesteś cywilem.
– Moja pomoc oczywiście będzie miała charakter nieoficjalny.
Eve spojrzała na niego, dostrzegła na jego twarzy rozbawienie i westchnęła.
– Dobrze. Pewnie nie masz pod ręką eksperta w dziedzinie flory pozaziemskiej, którego mogłabym od ciebie pożyczyć.
Roarke podniósł kieliszek i uśmiechnął się szeroko.
– Prawdę mówiąc…
11
W śledztwie pojawiło się zbyt wiele wątków. Eve postanowiła więc zacząć od tego, który wydał jej się najmniej skomplikowany. Poszła rozejrzeć się po mieście. Sama.
Zostawiła Peabody z masą danych, które należało sprawdzić, potem zadzwoniła do Feeneya z pytaniem o najświeższe informacje, ale na zwiad udała się w pojedynkę.
Nie miała ochoty na pogawędki, nie chciała, by ktokolwiek zbyt uważnie jej się przyglądał. Tej nocy spała fatalnie i zdawała sobie sprawę, że to po niej widać.
Nawiedził ją koszmar, jeden z najstraszliwszych w całym życiu. Obudziła się zlana zimnym potem, ze ściśniętym gardłem, z którego wydobywał się żałosny jęk. Jedyną wątpliwą pociechą było, że stało się to o świcie, kiedy Roarke już wstał i poszedł pod prysznic.
Gdyby ją usłyszał albo zobaczył, nie pozwoliłby jej iść samej. Eve zrobiła więc wszystko, żeby się na niego nie natknąć; a przed wyjściem zostawiła mu jedynie krótką wiadomość.
Udało jej się też uniknąć spotkania z Mavis i Leonardem, a Summerset zdążył tylko obrzucić ją lodowatym spojrzeniem.
Odwróciła się na pięcie i z ciężkim sercem wyszła z domu. Zdawała sobie sprawę, że usiłuje uciec od tego, co ją gnębiło.
Miała nadzieję, że praca pomoże jej o tym zapomnieć. Praca była dla niej czymś dobrze znanym, czymś, co rozumiała. Otrząsnąwszy się z natrętnych myśli, Eve zatrzymała wóz pod klubem Down and Dirty na East Endzie i wysiadła.
– Siemasz, białasko.
– Jak leci, Crack?
– Powoli. – Potężnie zbudowany Murzyn o twarzy pokrytej tatuażami uśmiechnął się do niej. Jego mocarna pierś wyłaniała się spod rozpiętej, pokrytej piórami kamizelki, która sięgała mu do kolan, ukazując elegancką przepaskę na biodra w kolorze jaskrawego różu. – Znowu zanosi się na upał.
– Masz czas na drinka?
– Dla ciebie zawsze, słodziutka. Czyżbyś zgodnie z radą Cracka rzuciła fuchę w policji i zdecydowała się kręcić swoim talentem w Down and Dirty?
– Nigdy w życiu.
Parsknął śmiechem i poklepał się po błyszczącym brzuchu.
– Nie wiem, czemu tak cię lubię. Chodźmy, umoczysz swój policyjny gwizdek i powiesz Crackowi, co ci leży na sercu.
Bywała już w gorszych knajpach i dziękowała losowi, że bywała też w lepszych. W zatęchłym powietrzu wciąż unosiły się zapachy pozostałe z poprzedniej nocy: kadzidła, tanich perfum, alkoholu, dymu z podejrzanych skrętów, brudnych ciał i szybkiego seksu.
Było za wcześnie nawet dla najbardziej zagorzałych hulaków. Krzesła tkwiły poodwracane na stołach, a na brudnej podłodze dało się zauważyć miejsce, które ktoś od niechcenia przejechał szmatą, by zmyć coś, o czym Eve wolała nie wiedzieć.
Jednak butelki poustawiane za kontuarem lśniły zachęcająco w kolorowych światłach, a na scenie po prawej stronie pomieszczenia tancerka odziana w różowe szmatki ćwiczyła kroki taneczne przy akompaniamencie komputerowo wygenerowanych dźwięków orkiestry dętej.
Murzyn kiwnął głową, wyganiając z sali androida i tancerkę.
– Co podać?
– Czarną kawę.
Wciąż uśmiechnięty wgramolił się za kontuar.
– Robi się. Może dodać do niej kropelkę lub dwie z mojej żelaznej rezerwy?
Eve wzruszyła ramionami. Kiedy wejdziesz między wrony…
– Jasne.
Crack zamówił kawę w autokucharzu, po czym z zamkniętej na szyfrowy zamek szafki wyciągnął butlę, w której zmieściłby się baśniowy dżin. Eve oparła się o kontuar i wdychając zapachy unoszące się w lokalu, o dziwo, poczuła się nieco lepiej. Wiedziała, dlaczego tak lubi Cracka, nocnego marka, którego właściwie nie znała, a mimo to rozumiała.