Funkcjonował w świecie, gdzie spędziła większą część swojego życia.
– A teraz powiedz mi, rybeńko, czego szukasz w tak podrzędnym lokalu? Jesteś tu służbowo?
– Obawiam się, że tak. – Skosztowała kawy i gwałtownie wciągnęła powietrze ustami. – Jezu, co ty trzymasz w tej swojej rezerwie?
– Mam to tylko dla przyjaciół. Gwarantuję, że zawartość alkoholu mieści się w legalnych granicach. – Mrugnął porozumiewawczo. – Ledwo ledwo. Co Crack ma dla ciebie zrobić?
– Znałeś Boomera? Naprawdę nazywał się Car-ter Johannsen. Drobny opryszek. Pies na wszelkie informacje.
– Znałem Boomera. Teraz to jego psy jedzą.
– Tak, to prawda. Ktoś go zatłukł. Robiłeś z nim interesy, Crack?
– Przychodził tu od czasu do czasu. – Crack wolał konsumować swoją rezerwę w czystej postaci. Pociągnął duży łyk, po czym cmoknął ze smakiem wytatuowanymi wargami. – Czasem miał kasę, czasem nie. Lubił oglądać tancerki i gadać o niczym. Nieszkodliwy gość. Słyszałem, że ktoś skasował mu twarz.
– Zgadza się. Kto mógł zrobić coś takiego?
– Pewnie ktoś, kto porządnie się na niego wkurzył. Boomer miał dobry słuch. A jak był na prochach, lubił też dużo mówić.
– Kiedy widziałeś go ostatni raz?
– Żebym to ja pamiętał. Parę tygodni temu. Zdaje się, że którejś nocy przyszedł do knajpy z kieszeniami wypchanymi forsą. Zamówił flaszkę, kilka pigułek i pokój. Poszła z nim Lucille. Nie, co ja mówię, nie Lucille. Hetta. Wy, białe dziewczyny, wszystkie jesteście do siebie podobne – powiedział i mrugnął do niej.
– Czy Boomer powiedział komuś, skąd wziął tyle forsy?
– Może Hetcie, był nieźle wcięty. Chyba wysyłał ją po następne tabletki. Chciał przedłużyć sobie dobry nastrój. Hetta opowiadała jakieś głupoty, mówiła, że stary Boomer będzie teraz prawdziwym biznesmenem czy czymś takim. Uśmialiśmy się, a potem Boomer wyszedł nago na scenę. Wtedy zrobiło się jeszcze weselej. Gość miał tak żałosnego fiuta, że drugiego takiego ze świecą by szukać.
– Czyli przyszedł tutaj, aby uczcić zawarcie jakiejś umowy.
– Też tak sobie pomyślałem. Potem miałem dużo roboty. Musiałem rozbić parę łbów i wywalić kilku chojraków na zbity pysk. Pamiętam, że stałem na ulicy, kiedy Boomer wyskoczył z knajpy. Złapałem go wpół, tak dla żartu, ale jemu wcale nie było do śmiechu; wyglądał, jakby miał się zlać w gacie ze strachu.
– Powiedział coś?
– Wyrwał mi się i uciekł. Więcej go już nie widziałem.
– Kto go wystraszył? Z kim rozmawiał?
– Nie mam pojęcia, słodziutka.
– Widziałeś tu którąś z tych osób? – Eve wyłożyła na kontuar fotografie Pandory, Jerry, Justina, Redforda oraz, dla formalności, Mavis i Leonarda.
– Hej, znam te dwie laleczki. To modelki. – Czule pogładził szerokimi palcami zdjęcia Pandory i Jerry. – Ta ruda przychodziła do nas czasami i polowała na facetów. Możliwe, że była tu tamtej nocy, ale nie wiem tego na pewno. Reszta nie łapie się na listę naszych stałych klientów. Przynajmniej ja ich nie kojarzę.
– Czy widziałeś kiedyś tę rudą w towarzystwie Boomera?
– Nie, on nie był w jej typie. Ona wołała głupich, młodych mięśniaków. Boomer był tylko głupi.
– Może słyszałeś coś o jakimś nowym narkotyku, Crack?
Jego twarz przybrała kamienny wyraz.
– Nie, nic nie słyszałem.
Eve wiedziała, że jego sympatia do niej ma swoje granice. Wyjęła z torebki kilka kredytów i położyła je na kontuarze.
– Może to ci poprawi pamięć?
Spojrzał na nie, po czym przeniósł wzrok na jej twarz. Eve w lot zrozumiała, o co chodzi, i dołożyła do kupki więcej żetonów. Kredyty prześliznęły się po kontuarze i zniknęły.
– Ostatnio pojawiły się plotki o jakimś nowym syfie. Mocny, długo trzyma, ale drogi jak cholera. Słyszałem, że nazywają to Nieśmiertelnością. Tutaj jeszcze tego nie widziałem, naszych klientów raczej nie stać na oryginalne prochy. Będą musieli poczekać na podróbki, a to potrwa parę miesięcy.
– Czy Boomer coś mówił o tym narkotyku?
– To on w tym się grzebał? – Zamyślił się na chwilę. – Nigdy mi się nie pochwalił. Jak mówiłem, doszły do mnie jakieś plotki i tyle. Podobno ćpuny bardzo sobie chwalą ten nowy wynalazek, ale jeszcze nie rozmawiałem z nikim, kto by tego spróbował. Na czymś takim można by nieźle zarobić – zauważył z uśmiechem. – Ogłaszasz, że masz nowy produkt, i klientom od razu ślinka cieknie. A kiedy wreszcie towar trafia na rynek, rzucają się na niego i płacą duże pieniądze.
– Tak, duże pieniądze. – Eve nachyliła się nad kontuarem. – Nie próbuj tego, Crack. To cię zabije. – Kiedy chciał wzgardliwie machnąć ręką, położyła dłoń na jego potężnym ramieniu. – Mówię poważnie. To trucizna, działająca powoli, ale skutecznie.
Jeśli ktoś, na kim ci zależy, zaczął już to brać, wybij mu to z głowy albo szybko go stracisz. Spojrzał jej w oczy.
– Nie chrzanisz? To nie jest tylko taka policyjna gadanina?
– Nie chrzanię. Po pięciu latach brania układ nerwowy wysiada i umierasz. Taka jest prawda, Crack. A ten, kto to produkuje, doskonale o tym wie.
– Ale ma to gdzieś, bo liczy na duże zyski.
– Dokładnie. A teraz powiedz mi, gdzie mogę znaleźć Hettę.
Crack westchnął ciężko i potrząsnął głową.
– I tak nikt mi nie uwierzy. Zwłaszcza ci najbardziej napaleni. – Spojrzał na Eve i otrząsnął się z zadumy. – Hetta? Cholera, nie wiem. Nie widziałem jej od paru tygodni. Wiesz, jak to jest z tymi panienkami, tydzień pracują w tej knajpie, tydzień w innej.
– Jak ma na nazwisko?
– Moppett. Hetta Moppett. Ostatnio wynajmowała pokój na Dziewiątej, gdzieś w okolicach numeru sto dwudziestego. Gdybyś chciała ją zastąpić, maleńka, daj mi cynk.
Hetta Moppett od trzech tygodni nie płaciła czynszu i nawet nie pokazywała się w domu z tą swoją chudą małą dupą. Tak powiedział dozorca i dodał jeszcze, że pani Moppett ma dwa dni na zapłacenie komornego albo będzie musiała się pożegnać ze swoim mieszkankiem.
Eve musiała słuchać jego wściekłego głosu, kiedy wchodziła schodami na piętro obskurnego, pozbawionego windy budynku. W ręku trzymała otrzymaną od dozorcy kartę z kodem uniwersalnym, i otwierając drzwi mieszkania Hetty, nie mo-gła się oprzeć wrażeniu, że facet nieraz już z niej korzystał.
Przed sobą miała pokoik z wąskim łóżkiem i brudnym oknem; falbaniasta różowa zasłona i tanie różowe poduszki miały prawdopodobnie uczynić to wnętrze bardziej przytulnym. Eve szybko przeszukała pomieszczenie, znalazła notatnik z adresami, książeczkę kredytową z trzema tysiącami na koncie, kilka oprawionych fotografii i nieważne prawo jazdy z adresem Hetty w New Jersey.
Szafa była do połowy wypełniona ubraniami; na górnej półce leżała sfatygowana walizka. Hetta przywiozła ze sobą do Nowego Jorku raczej niewiele rzeczy. Eve uruchomiła łącze, skopiowała wszystkie rozmowy zapisane na dysku, a potem zrobiła replikę prawa jazdy.
Jeśli Hetta gdzieś wyjechała, to zabrała ze sobą tylko trochę kredytów, ubranie, które miała na sobie, i kartę klubu, w którym pracowała.
Eve nie sądziła jednak, by Hetta wybrała się w jakąkolwiek podróż.
Z samochodowego łącza zadzwoniła do kostnicy.
– Sprawdźcie niezidentyfikowane kobiece ciała – poleciła. – Szukam białej blondynki, lat dwadzieścia osiem, waga około sześćdziesięciu kilogramów, wzrost metr sześćdziesiąt. Przesyłam kopię hologramu z prawa jazdy.
Zdążyła przejechać raptem trzy przecznice, kierując się ku komendzie, kiedy nadeszła odpowiedź z kostnicy.