Kilka następnych godzin spędziła w biurze, w tym czasie spadł na nią przykry obowiązek skontaktowania się z bratem ofiary, jedynym krewnym, jakiego udało się odnaleźć, i powiadomienia go o śmierci siostry.
Po zakończeniu tej jakże wesołej rozmowy ponownie zajęła się oglądaniem dowodów zebranych przez ekipy śledcze w miejscu, gdzie znaleziono ciało Hetty Moppett.
Nie ulegało wątpliwości, że tam właśnie zginęła. Morderca działał szybko i sprawnie. Jedynym obrażeniem poniesionym przez ofiarę przy próbie obrony własnej było pogruchotane ramię. Nie znaleziono jeszcze narzędzia zbrodni.
Jak w sprawie Boomera, pomyślała. Tamtemu jednak morderca przed śmiercią zmiażdżył palce, zgruchotał ramię i roztrzaskał kolana. Innymi słowy, Boomer był torturowany. Miał bowiem coś więcej niż tylko informacje; w swoim pokoju ukrywał próbkę nieznanej substancji oraz jej wzór, a zabójca chciał zdobyć i jedno, i drugie.
Ale Boomer się nie dał, a morderca z jakiegoś powodu nie przeszukał jego mieszkania; albo nie zdążył, albo wolał nie ryzykować.
Dlaczego jednak wrzucił ciało do rzeki? Prawdopodobnie chciał zyskać na czasie, ale jego plan spalił na panewce; zwłoki zostały szybko odnalezione i zidentyfikowane. Wkrótce potem w pokoju Boomera zjawiły się Eve i Peabody.
Następną ofiarą była Pandora. Za dużo wiedziała, stawiała zbyt wygórowane żądania, w interesach okazała się partnerką niegodną zaufania, groziła, że porozmawia z właściwymi ludźmi. Do wyboru, do koloru, pomyślała Eve i potarła twarz dłońmi.
Jej śmierć była bardziej gwałtowna, nastąpiła po zaciekłej walce. Trudno się dziwić, skoro Pandora nałykała się Nieśmiertelności. Nie była jakąś tam głupiutką panienką do towarzystwa napadniętą na ulicy czy żałosnym szpiclem, który wiedział za dużo. Pandora była twardą, chorobliwie ambitną kobietą o bystrym umyśle. I dobrze rozwiniętych bicepsach, przypomniała sobie Eve.
Trzy trupy, jeden zabójca i jedno łączące ich ogniwo. Pieniądze.
Sprawdziła na komputerze transakcje kredytowe dokonane ostatnio przez wszystkich podejrzanych. Tylko Leonardo cienko przędł. Tkwił w długach po swoje złote oczęta, a nawet głębiej.
Z drugiej strony, chciwość nie zna pojęcia salda kredytowego. Dotyka tak bogatych, jak i biednych. Eve zaczęła drążyć głębiej i wkrótce odkryła, że Redford od dłuższego czasu coś kombinuje ze swoimi pieniędzmi. Wypłacał je z jednego konta, wpłacał na inne, znowu wypłacał i tak bez końca. Elektroniczne przelewy wędrowały z kontynentu na kontynent, a nawet na pobliskie satelity.
Interesujące, pomyślała; a zaciekawiło ją to jeszcze bardziej, kiedy natrafiła na bezpośredni przelew z jego konta w nowojorskim banku na konto Jerry Fitzgerald. Kwota wynosiła sto dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.
– Trzy miesiące temu – mruknęła Eve, zerknąwszy po raz drugi na datę. – Dużo pieniędzy jak na przyjacielską pożyczkę. Komputer, poszukaj przelewów dokonanych w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy z tego konta na wszystkie konta założone na nazwiska Jerry Fitzgerald lub Justin Young.
Proszę czekać… Nie odnotowano żadnych przelewów.
– Poszukaj przelewów ze wszystkich kont założonych na nazwisko Redford na konta podane uprzednio.
Proszę czekać… Nie odnotowano żadnych przelewów.
– Dobrze, dobrze, spróbujmy inaczej. Szukaj przelewów ze wszystkich kont na nazwisko Redford na wszystkie konta na nazwisko Pandora.
Proszę czekać… Odnotowano następujące przelewy:
10 000 z konta w Banku Centralnym w Nowym Jorku na konto w Banku Centralnym w Nowym Jorku, Pandora, 6/2/58. 6 000 z konta w Nowym Los Angeles na konto w Bezpiecznym Banku w Nowym Los Angeles, Pandora, 1913/58. 10 000 z konta w Banku Centralnym w Nowym Jorku na konto w Banku w Nowym Los Angeles, Pandora, 4/5/58. 12 000 z banku na Starlight Station na konto w banku na Starlight Station, Pandora, 12/6/58.
Innych przelewów nie odnotowano.
– O, to już coś. Szantażowała cię, koleś, czy sprzedawała twój towar? – W tej chwili przydałaby jej się pomoc Feeneya, ale Eve postanowiła dalej szukać sama. – Komputer, przejrzyj te same dane za ubiegły rok.
Gdy komputer wziął się do pracy, zamówiła kawę i zaczęła rozważać możliwe wersje wydarzeń.
Po upływie dwóch godzin oczy ją piekły, szyja dawała o sobie znać niemiłosiernym bólem, ale Eve miała wystarczająco dużo materiałów, by przesłuchać Redforda po raz drugi. Niestety, nie przekazała mu tej wesołej nowiny osobiście, tylko za pośrednictwem automatycznej sekretarki; za to kazała mu stawić się w komendzie następnego dnia o dziesiątej, co sprawiło jej dużą przyjemność.
Pozostawiwszy wiadomości dla Peabody i Feeneya, postanowiła pojechać do domu.
Nastroju nie poprawiła jej wiadomość od Roar-ke'a, nagrana na jej samochodowym łączu.
– Nie mogłem cię nigdzie złapać. Musiałem nagle wyjechać w pilnej sprawie. Kiedy słuchasz tego nagrania, ja zapewne jestem już w Chicago. Możliwe, że zostanę tu na noc, chyba że szybko się uwinę. Gdybyś chciała się ze mną skontaktować będę w Pałacu Rzecznym; w przeciwnym razie, zobaczymy się jutro. Nie pracuj przez całą noc. Nie ukryjesz tego przede mną.
Nerwowym ruchem ręki wyłączyła sekretarkę.
– A co innego mam robić, do diabła? – rzuciła ze złością. – Nie mogę spać, kiedy ciebie nie ma.
Wjechawszy na teren posiadłości, zauważyła, że we wszystkich oknach są zapalone światła. W jej sercu obudziła się nadzieja. Roarke odwołał spotkanie, załatwił swoje sprawy, spóźnił się na samolot. W każdym razie jest w domu. Otworzyła drzwi i skierowała się w stronę, z której dobiegał śmiech Mavis.
W salonie siedziało czworo ludzi, sącząc drinki i obżerając się kanapkami, ale nie było wśród nich Roarke'a. Spostrzegawcza jesteś, pomyślała ponuro Eve, po czym rozejrzała się dyskretnie, korzystając z tego, że na razie nikt jej nie zauważył.
Mavis nieprzerwanie zanosiła się perlistym śmiechem. Miała na sobie strój, który tylko ona mogła uznać za domowy; na czerwony, obcisły kostium, ozdobiony srebrnymi gwiazdkami, narzuciła rozpiętą luźną szmaragdową koszulę. Chwiejąc się na wysokich kilkunastocentymetrowych obcasach, cienkich jak szpikulce do lodu, Mavis tuliła się do Leonarda, który obejmował ją jedną ręką, a w drugiej trzymał szklankę z przezroczystym musującym płynem.
Jakaś nieznajoma kobieta pochłaniała kanapki z szybkością i precyzją androida wytłaczającego procesory. Miała krótkie, mocno kręcone włosy, każdy lok w innym kolorze. Jej lewe ucho zdobiły srebrne kółka spięte skręconym łańcuszkiem, biegnącym pod spiczastym podbródkiem do drugiego ucha. Na cienkim, wydatnym nosie widniał tatuaż przedstawiający pączek róży. Elektryzujące niebieskie oczy patrzyły bystro spod purpurowych brwi, ułożonych w kształcie litery V.
Ku zdumieniu Eve, kolor brwi pasował do mikroskopijnego ubranka na szelkach. Spod pasków materiału, zasłaniających sutki i niewiele więcej, wyłamały się piersi wielkości dojrzałych melonów.