Выбрать главу

Stojący przy niej mężczyzna o łysej głowie, na której wytatuowane było coś, co przypominało mapę, obserwował pozostałych biesiadników przez okulary z różowymi szkłami i sączył napój, w którym Eve rozpoznała wino z piwnicy Roarke'a. Na ubiór nieznajomego składały się obszerne szorty zwisające do kościstych kolan i napierśnik w narodowych barwach Stanów Zjednoczonych.

Eve miała ochotę czmychnąć niezauważona na górę i zamknąć się w swoim gabinecie.

– Pani goście – usłyszała dochodzący zza jej pleców zimny głos Summerseta – czekają na panią.

– Słuchaj no, koleś, oni nie są moimi…

– Dallas! – pisnęła radośnie Mavis i rzuciła się do niej przez pokój w swoich modnych szpilkach, po czym porwała ją w objęcia tak gwałtownie, że obie o mało nie wylądowały na podłodze. – Tak długo na ciebie czekamy. Roarke musiał gdzieś pojechać i zgodził się, żeby Biff i Trina przyszli mnie odwiedzić. Bardzo chcieli cię poznać. Leonardo przygotuje ci drinka. Och, Summerset, dziękuję za wspaniały poczęstunek. Jesteś taki słodki.

– Cieszę się, że państwo są zadowoleni. – Od razu się rozpromienił. Inaczej nie dałoby się opisać rozanielonego, szczęśliwego wyrazu, jaki rozjaśnił twarz Summerseta, zanim kamerdyner zniknął za drzwiami.

– No, Dallas, chodź tu do nas.

– Mavis, naprawdę mam dużo pracy… – Ale przyjaciółka już ciągnęła ją w głąb salonu.

– Chcesz się czegoś napić, Dallas? – Leonardo obdarzył ją przymilnym uśmiechem. Eve uległa.

– Jasne. Może być wino.

– Doskonały wybór. Jestem Biff. – Mężczyzna z mapą na głowie wyciągnął do niej szczupłą, delikatną dłoń. -To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę osobiście poznać obrończynię Mavis, porucznik Dallas. Masz całkowitą rację, Leonardo – ciągnął, wpatrując się w nią oczami ukrytymi za różowymi szkłami. – Brązowy jedwab będzie dla niej idealny.

– Biff jest specjalistą od tkanin – wyjaśniła radośnie Mavis. – Współpracuje z Leonardem chyba od zawsze. Właśnie rozmawiają o twojej wyprawie ślubnej.

– Mojej…

– A to jest Trina. Zajmie się twoją fryzurą.

– Tak? – Krew odpłynęła Eve z twarzy. – Cóż, ja właściwie nie… – Nawet kobiety nieszczególnie dbające o swój wygląd mogą wpaść w panikę na widok fryzjerki o tęczowych lokach. – Nie sądzę, aby…

– Gratis – oznajmiła Trina głosem nieodparcie przywodzącym na myśl zgrzyt zardzewiałego żelaza. – Kiedy oczyścisz Mavis z zarzutów, konsultacje i modelowanie masz u mnie za darmo. Do końca życia. – Ścisnęła w dłoni garść włosów Eve. – Struktura w porządku, ciężar też. Gorzej z fryzurą.

– Twoje wino, Dallas.

– Dzięki. – Tego właśnie jej było trzeba. – Słuchaj, cieszę się, że cię poznałam, ale muszę już iść, bo mam dużo roboty.

– Och, nie możesz mi tego zrobić! – Mavis uczepiła się ramienia Eve jak pijawka. – Wszyscy przyszli tu po to, żeby cię przygotować.

Teraz krew znów napłynęła jej do twarzy.

– Przygotować do czego?

– Na górze już wszystko naszykowane. Pracownie Leonarda, Triny i Biffa czekają na ciebie. Reszta zespołu zjawi się tu jutro.

– Reszta? – wykrztusiła Eve.

– Chodzi o przygotowania do pokazu. – Leonardo, trzeźwy i bardziej przytomny, poklepał Mavis w ramię, usiłując trochę ją zmitygować. – Gołąbeczko, Dallas może nie chcieć, by akurat teraz w jej domu zaroiło się od ludzi. To znaczy… – Nie chciał wspominać o śledztwie. – Niedługo ślub.

– Ale jeśli się tu nie przeniesiecie, to nie będziemy mogli być razem i dokończyć projektów przed pokazem. – Mavis spojrzała na Eve z niemą prośbą w oczach. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda? Nie będziemy ci przeszkadzać. Leonardo ma tak dużo pracy. Musimy zmienić niektóre projekty, bo… bo teraz to Jerry Fitzgerald będzie gwiazdą pokazu.

– Inny odcień skóry – wtrącił Biff. – Inna budowa ciała. To znaczy, inna niż Pandory – dokończył, wypowiadając imię, którego wszyscy do tej pory unikali jak ognia.

– Tak. – Na twarz Mavis wypłynął promienny uśmiech. – Dlatego doszło nam więcej roboty, a Roarke już się zgodził. Ten dom jest taki duży. Nawet nie będziesz wiedziała, że oni tu są.

Ludzie, pomyślała Eve, bezustannie wchodzący i wychodzący z domu. Ochrona dostanie szału.

– Nie ma sprawy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedziała. To ona będzie się martwić.

– Widzisz? Mówiłam, że się zgodzi – zaszczebiotała Mavis i pocałowała Leonarda w podbródek.

– Aha, obiecałam Roarke'owi, że dzisiaj nie pozwolę ci pracować. Usiądziesz sobie wygodnie i pozwolisz nam się rozpieszczać. Zamówiliśmy pizzę.

– Super. Mavis…

– Wszystko układa się po naszej myśli – ciągnęła przyjaciółka, zaciskając palce na ramieniu Eve.

– Na Kanale 75 mówili o tym nowym wątku w śledztwie i innych zabójstwach, które podobno miały jakiś związek z narkotykami. Nawet nie znałam tamtych dwóch ofiar. Nawet ich nie znałam, Dallas, czyli wkrótce się okaże, że zabił kto inny. I będzie po wszystkim.

– Trochę to jeszcze potrwa. – Gdy w oczach Ma-vis błysnął strach, Eve zamilkła i zmusiła się do uśmiechu. – Ale będzie dobrze. Pizza, powiadasz? Akurat miałam na nią ochotę.

– Świetnie. Cudownie. Pójdę do Summerseta i powiem, żeby ją przyniósł. Zabierzcie Dallas na górę i pokażcie jej, co i jak, dobrze? -Wypadła z salonu.

– To ją naprawdę podniosło na duchu – powiedział cicho Leonardo. -To znaczy, ten program. Czegoś takiego było jej trzeba. Zwolnili ją z Niebieskiej Wiewiórki.

– Zwolnili?

– Dranie – mruknęła Trina z ustami pełnymi jedzenia.

– Kierownictwo uznało, że zatrudnianie morderczyni, i to w charakterze głównej atrakcji wieczoru, nie leży w interesie klubu. To dla niej wielki wstrząs. Przyszło mi do głowy, żeby trochę ją rozerwać. Przepraszam, powinienem był najpierw z tobą porozmawiać.

– Nie, nie ma sprawy. – Eve napiła się wina i zebrała się w sobie. – No to chodźmy. Mieliście mnie przygotować.

12

Nie jest tak źle, uznała Eve. Zwłaszcza w porównaniu z rozruchami w czasie wojen miejskich, izbami tortur w lochach inkwizycji czy próbną jazdą na księżycowym odrzutowcu XR- 85. A poza tym od dziesięciu lat była gliną i dzień w dzień stawała oko w oko z niebezpieczeństwem.

Mimo to, choć nie widziała siebie, była pewna, że spogląda wokół jak przerażony koń, gdy zauważyła, że Trina bierze do ręki wielkie nożyce.

– Hej, może mogłybyśmy po prostu…

– Zostaw to ekspertom – przerwała jej Trina. Kiedy odłożyła nożyce, Eve prawie odetchnęła z ulgą. – No dobrze, zobaczmy, jak to wygląda.

Była bez broni, ale Eve przyglądała jej się nieufnie.

– Mam program dobierania fryzur. – Leonardo podniósł głowę znad długiego stołu, zawalonego tkaninami, przy którym dyskutował o czymś z Biffem. – Z opcją łączenia modeli.

– Nie potrzebuję żadnego cholernego programu. – Trina ujęła twarz Eve w swoje duże dłonie. Zmrużyła oczy i zaczęła obmacywać jej głowę, szczękę oraz policzki. – Dobra struktura kostna – powiedziała z aprobatą. – Kto ci to zrobił?

– Co?

– Modelowanie twarzy.

– Bóg.

Trina spojrzała na nią, parsknęła, po czym wy-buchnęła donośnym śmiechem brzmiącym, jakby wydobywał się z zardzewiałej rury.

– Ta twoja policjantka jest w porządku, Mavis.

– Jest super – powiedziała Mavis, wciąż podniecona, po czym usiadła na stołku i obejrzała się w lustrze ze wszystkich stron. – Może i mną się zajmiesz, Trina? Adwokaci radzą mi, żebym wyglądała bardziej poważnie. Mogłabym zrobić się na brunetkę czy coś.