Выбрать главу

– Lepiej wyślij mi trochę forsy. Albo daj mi te muf finki.

– Są twoje. Myślę, że będziemy musieli jeszcze raz porozmawiać z naszą zakochaną parką. Cała ta sprawa robi się coraz bardziej interesująca. Justin Young sypiał z Pandorą, a teraz kręci z Jerry Fitzgerald, konkurentką Pandory w walce o koronę najpopularniejszej modelki. I Fitzgerald, i Pandora marzą o karierze filmowej. Pojawia się Redford, producent. Chce zrobić film z Jerry, wcześniej pracował z Youngiem i sypia z Pandorą. Cała czwórka spotyka się u Pandory, na jej zaproszenie, tego samego wieczoru, kiedy ona sama zostaje zamordowana. Powiedzcie mi, po co miałaby ściągać do siebie tych ludzi: swoją rywalkę, byłego kochanka i producenta?

– Lubiła dramatyczne spięcia – podrzuciła Peabody.

– To prawda. Lubiła też działać ludziom na nerwy. Ciekawe, czy miała coś, czym mogła kłuć w oczy tych troje. W czasie przesłuchań wszyscy byli nad wyraz spokojni – zauważyła Eve. – Bardzo opanowani, rozluźnieni. Zobaczymy, czy uda nam się ich wytrącić z równowagi.

Dostrzegła, że drzwi prowadzące z jej pokoju do gabinetu Roarke'a rozsunęły się cicho.

– Były otwarte – powiedział Roarke, stając na progu. – Przeszkadzam wam.

– Nie, nie ma sprawy. Zaraz kończymy.

– Cześć, Roarke. – Feeney wzniósł słodką bułeczkę w ironicznym toaście. – To co, zakuć cię w łańcuchy? Żartuję tylko – mruknął, kiedy Eve przeszyła go wściekłym spojrzeniem.

– Myślę, że i bez tego jakoś będę kuśtykał. – Spojrzał na Peabody i uniósł brwi.

– Ach, przepraszam. Sierżant Peabody, Roarke. Roarke uśmiechnął się i podszedł do niej.

– Miło mi panią poznać. Eve mówi o pani w samych superlatywach.

Starając się nie gapić na niego cielęcymi oczami, Peabody uścisnęła mu rękę.

– Bardzo mi miło.

– Pozwolicie, że na chwilkę wykradnę panią porucznik. – Ścisnął Eve za ramię. Kiedy wstała i ruszyła za nim, Feeney prychnął.

– Zaraz połkniesz język, Peabody. Wystarczy, że facet ma twarz diabła i ciało boga, a kobiety od razu baranieją na jego widok.

– To przez hormony – mruknęła Peabody, nie odrywając oczu od Roarke'a i Eve. Ostatnimi czasy interesowało ją wszystko, co wiązało się ze sprawami męsko-damskimi.

– Jak się czujesz? – spytał Roarke.

– Dobrze.

Delikatnie uniósł jej podbródek.

– Myślę, że starasz się, aby tak było. Dziś rano mam kilka spotkań w mieście, ale zanim wyjdę, chciałem ci to dać. – Wręczył jej jedną ze swoich wizytówek z wypisanym na odwrocie nazwiskiem i adresem. – To ten ekspert od roślin pozaziemskich, o którego mnie pytałaś. Możesz iść do niej, kiedy chcesz. Dałem jej już próbkę, którą dostałem od ciebie, ale prosi o następną. Zdaje się, że chodzi o badanie krzyżowe czy coś takiego.

– Dzięki. – Eve schowała wizytówkę do kieszeni. – Mówię poważnie.

– Te raporty ze Starlight Station…

– Starlight Station? – Przez chwilę nie wiedziała, o czym on mówi. – Chryste, zapomniałam, że cię o to prosiłam. Jakoś ciężko mi się dzisiaj myśli.

– Bo masz za dużo na głowie. W każdym razie moi informatorzy donoszą, że w czasie swojej ostatniej podróży Pandora spotykała się z wieloma facetami, jak zwykle. Zdaje się, że z żadnym z nich nie spędziła więcej niż jednej nocy.

– Cholera, czy wszystko zawsze musi sprowadzać się do seksu?

– W wypadku Pandory tak właśnie było.

– Uśmiechnął się, gdy Eve zmrużyła oczy i spojrzała na niego badawczo. – A jak już mówiłem, nasz przelotny romansik był dawno temu. Wracając do sprawy, w czasie pobytu na Starlight Pandora przeprowadziła wiele rozmów przez miniłącze. I ani razu nie skorzystała z sieci publicznej.

– Żeby nie można było sprawdzić, do kogo dzwoniła.

– Też tak sądzę. Uczestniczyła tam w pokazie mody i jak zawsze, spisała się doskonale. Podobno przechwalała się, że będzie reklamowała jakiś nowy produkt i zagra w filmie.

Eve mruknęła coś pod nosem i zapisała sobie w pamięci te informacje.

– Dzięki, że znalazłeś dla mnie czas.

– Zawsze z przyjemnością pomagam naszej policji. O trzeciej mamy spotkanie z kwiaciarzem. Wyrobisz się?

Zamyśliła się na chwilę.

– Jeśli ty znajdziesz czas, to i mnie się powinno udać.

Na wszelki wypadek Roarke wyjął jej z kieszeni notebook i osobiście wpisał godzinę i miejsce spotkania.

– No to na razie. – Pochylił się i zauważył, że Eve zerka niepewnie na Feeneya i Peabody, czekających po drugiej stronie pokoju. – Mam nadzieję, że to, co zrobię, nie podważy twojego autorytetu – szepnął, po czym delikatnie pocałował ją w usta.

– Kocham cię.

– No cóż… – Odkaszlnęła. -To dobrze.

– Ach, jakie to romantyczne. – Pogładził Eve po włosach, po czym złożył na jej ustach kolejny pocąłunek, by wprawić ją w jeszcze większe zakłopotanie. – Żegnam państwa – powiedział do Peabody i Feeneya, po czym skinąwszy głową, wrócił do swojego gabinetu. Drzwi zasunęły się za nim.

– No i czemu szczerzysz te zębiska, Feeney? Zaraz dam ci lepsze zajęcie. – Eve wyjęła wizytówkę z kieszeni i podeszła do stołu. – Weźmiesz próbkę substancji znalezionej w mieszkaniu Boomera i zawieziesz ją pod ten adres. Roarke już wszystko załatwił. Ta kobieta jest ekspertem w dziedzinie flory pozaziemskiej, ale nie ma nic wspólnego ani z policją, ani z siłami bezpieczeństwa, więc zachowaj dyskrecję.

– Się wie.

– Później zajrzę do niej osobiście, żeby sprawdzić, jak jej idzie. Peabody, pojedziesz ze mną.

– Tak jest.

Delia odezwała się ponownie dopiero w chwili, kiedy obie znalazły się w samochodzie Eve.

– Domyślam się, że glinom ciężko godzić pracę z życiem osobistym.

– Jeszcze jak. – Przesłuchać podejrzanego, okłamać przełożonego, popędzić laboranta. Zamówić wiązankę ślubną. Jezu.

– Ale jeśli zachowuje się odpowiedni… ten, no… dystans, to pozostawanie z kimś w związku osobistym wcale nie musi źle się odbić na karierze.

– Moim zdaniem, z gliną trudno o szczęście. Ale z drugiej strony, cóż ja mogę o tym wiedzieć? – Eve nerwowo zabębniła palcami w kierownicę. – Feeney jest żonaty od zarania dziejów. Szef też ma rodzinę i jest szczęśliwy. Innym się jakoś udaje. – Odetchnęła głęboko. – Ja też się staram. – Nagle doznała olśnienia. – Czyżbyś zaczęła się z kimś spotykać, Peabody?

– Może. Zastanawiam się, czy powinnam.

– Splotła dłonie, rozłączyła je, po czym nerwowo wytarła ręce w spodnie.

– Ktoś, kogo znam?

– Właściwie tak. – Peabody poruszyła nogami.

– Chodzi o Casto.

– Casto? – Eve wjechała na Dziewiątą, omijając tramwaj. – O cholera. Kiedy to się stało?

– Wczoraj wieczorem natknęłam się na niego. To znaczy, przyłapałam go na śledzeniu mnie, więc…

– Śledził cię? – Eve włączyła automatyczne kierowanie. Wóz zadygotał, zawył, po czym zaczął terkotać. – O czym ty, u licha, mówisz?

– Ma dobrego nosa. Wyczuł, że wpadłyśmy na jakiś trop. Byłam wściekła, kiedy go zobaczyłam, ale potem musiałam sama przyznać przed sobą, że na jego miejscu postąpiłabym tak samo.

Eve w zamyśleniu zabębniła palcami w kierownicę.

– Tak, ja też. Bardzo pieprzył?

Peabody zarumieniła się i zaczęła się jąkać.

– Jezu, Peabody, nie miałam na myśli…

– Wiem, wiem. Po prostu to dla mnie coś nowego, Dallas. To znaczy, lubię facetów, jasne. – Przygładziła grzywkę i poprawiła kołnierz sztywnej koszuli od munduru. – Znałam ich wielu, ale mężczyźni jak Casto… no wiesz, jak Roarke.