Выбрать главу

– Za co pan jej płacił?

– Słucham?

– W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy przelał pan na konta ofiary ponad trzysta tysięcy dolarów. Dlaczego?

W jego oczach po raz pierwszy pojawił się strach.

– Chyba to moja sprawa, co robię ze swoimi pieniędzmi.

– Nieprawda. Nie kiedy chodzi o morderstwo. Czy Pandora pana szantażowała?

– To absurd.

– Moim zdaniem, miałoby to sens. Pandora wiedziała coś, co w razie ujawnienia mogłoby panu zaszkodzić. Sprawiało jej to dużą przyjemność. Co pewien czas wyciągała od pana jakieś drobne, a niekiedy nieco większe kwoty. Z tego, co wiem, Pandora za wszelką cenę dążyła do podporządkowania sobie innych. Każdemu w końcu zaczęłaby działać na nerwy. Ktoś, komu szczególnie zalazła za skórę, mógł w przypływie gniewu dojść do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób, by się od niej uwolnić. Tak naprawdę nie chodziło o pieniądze, prawda, panie Redford? Chodziło o władzę, o panowanie nad sytuacją i o to, jak Pandora okazywała panu swoją wyższość.

Jego oddech stał się głębszy, ale twarz wciąż wydawała się kamienna.

– Powiedziałbym, że Pandora była zdolna do szantażu. Na mnie jednak nic nie miała, zresztą ja nie toleruję gróźb.

– W jaki sposób pan na nie reaguje?

– Człowiek na moim stanowisku może sobie pozwolić na to, by je ignorować. W tej branży sukces jest ważniejszy od plotek.

– No to za co płacił pan Pandorze? Za seks?

– Pani mnie obraża.

– Nie, człowiek na pańskim stanowisku nie musi płacić za seks. Z drugiej strony, mogłoby to dodać schadzkom pewnej pikanterii. Czy był pan kiedykolwiek w klubie Down and Dirty na East Endzie?

– Nie bywam na East Endzie, a już z całą pewnością nie mam w zwyczaju chodzić do podrzędnych nocnych klubów.

– Czyli jednak wie pan, o który klub chodzi. Czy był pan tam z Pandorą?

– Nie.

– Sam?

– Przecież powiedziałem, że nigdy tam nie byłem.

– Co pan robił dziesiątego czerwca około drugiej nad ranem?

– Cóż to za pytanie?

– Czy może pan udowodnić, gdzie pan wtedy przebywał?

– Nie wiem. Nie muszę odpowiadać na to pytanie.

– Czy płacił pan Pandorze za to, że pomagała panu w interesach?

– Tak, nie. – Zacisnął pięści pod stołem.

– Chciałbym się skonsultować z adwokatem.

– Oczywiście. Przerywamy przesłuchanie, by świadek mógł zgodnie z przysługującym mu prawem skontaktować się z adwokatem. Koniec.

– Uśmiechnęła się. – Lepiej niech pan powie swoim prawnikom wszystko, co pan wie. Niech pan to powie komukolwiek. A jeśli ta sprawa nie dotyczy tylko pana, radzę, by poważnie zastanowił się pan nad zmianą frontu. – Odsunęła się od stołu. – Automat jest na zewnątrz.

– Wolę skorzystać z mojego osobistego łącza

– powiedział zimno. – Czy jest tu jakiś pokój, w którym mógłbym na osobności porozmawiać z moim prawnikiem?

– Oczywiście. Proszę za mną.

Eve nadal udawało się unikać rozmowy z Whitneyem dzięki temu, że wciąż trzymała się z dala od swojej klitki. Wysłała tylko szefowi najświeższe informacje o postępach w śledztwie, a następnie zabrała Peabody i razem skierowały się do wyjścia.

– Napędziłaś Redfordowi niezłego stracha. Aż portkami trząsł.

– O to chodziło.

– Najlepsze było to, jak go podchodziłaś. Najpierw wszystko niby normalnie, gadka szmatka, po czym nagle bum. Znokautowałaś go, wspominając o tym klubie.

– Podniesie się. Mam jeszcze w zanadrzu wpłatę, jakiej dokonał na konto Fitzgerald, ale następnym razem będzie lepiej przygotowany. Jego adwokaci się o to postarają.

– Tak, a poza tym nie będzie już cię lekceważył. Myślisz, że on to zrobił?

– To możliwe. Nienawidził jej. Jeśli powiążemy go jakoś z handlem narkotykami… zobaczymy. -Tyle wątków do sprawdzenia, pomyślała Eve, a czasu coraz mniej; wstępne przesłuchanie Mavis przed sądem zbliżało się wielkimi krokami. Jeśli w ciągu najbliższych kilku dni nie uda się zdobyć przekonujących dowodów… – Oicę, żeby ta nieznana substancja została zidentyfikowana. Chcę wiedzieć, skąd pochodzi. Kiedy znajdziemy producenta, pójdziemy jego śladem.

– Czy wtedy włączysz do sprawy Casto? Pytam i zawodowej ciekawości.

– Ma dobrych informatorów. Podzielę się z nim, kiedy będzie czym się dzielić. – Zabrzęczało łącze. Eve się skrzywiła. – Cholera, cholera, cholera. To na pewno Whitney. Czuję to. – Przybrała spokojny wyraz twarzy i odebrała. – Dallas.

– Co ty robisz, do diabła?

– Melduję, że sprawdzam pewien trop. Jestem w drodze do laboratorium.

– Kazałem ci się stawić w moim gabinecie o dziewiątej zero zero.

– Przykro mi, panie komendancie, nie przekazano mi tej wiadomości, a dzisiaj jeszcze nie zaglądałam do swojego biura. Jeśli dotarł do pana mój raport, to wie pan, że cały poranek spędziłam w pokoju przesłuchań. Świadek obecnie rozmawia z adwokatem. Jestem przekonana, że…

– Przestań kręcić. Przed kilkoma minutami rozmawiałem z doktor Mirą.

Przeniknął ją dojmujący chłód.

– Tak jest.

– Muszę przyznać, że mnie rozczarowałaś – mówił powoli, wbijając w nią wzrok. – Jak mogłaś sugerować, abyśmy tracili nasz cenny czas na taką sprawę? Nie mamy zamiaru wszczynać oficjalnego śledztwa; nie będziemy też prowadzić nieoficjalnego dochodzenia. Sprawa jest zamknięta i tak już pozostanie. Czy wyrażam się jasno?

W jednej chwili spłynęły na nią ulga, poczucie winy i wdzięczność.

– Tak jest, ja… Tak. Rozumiem.

– Doskonale. Ostatnio ktoś z naszego wydziału przekazał mediom, a dokładnie Kanałowi 75, pewne informacje związane z prowadzoną przez ciebie sprawą. Przysporzyło nam to sporych kłopotów.

– Och. -Teraz uważaj, co mówisz, powiedziała sobie w duchu. Myśl o Mavis. – Nie wątpię.

– Wiesz, co wewnętrzne przepisy mówią na temat nieautoryzowanych przecieków do mediów.

– Tak jest.

– Co słychać u pani Furst?

– W telewizji wyglądała całkiem dobrze, panie komendancie.

Zmarszczył groźnie brwi, ale w jego oczach pojawiły się wesołe błyski.

– Miej się na baczności, Dallas. Aha, jeszcze jedno. Chcę cię widzieć w moim gabinecie o osiemnastej zero zero. Mamy konferencję prasową, do diabła.

– Doskonały unik – pogratulowała Peabody.

– 1 wszystko było prawdą, oprócz tego, że wybieramy się do laboratorium.

– Nie powiedziałam, do którego.

– O co mu chodziło z tą sprawą, którą nie chciał się zająć? Wydawał się nieźle wkurzony. Prowadzisz jakieś inne śledztwo? Czy ma związek z zabójstwem Pandory?

– Nie, to stara sprawa. Stara i zamknięta.

– Szczęśliwa, że już po wszystkim, Eve skierowała wóz w stronę bramy centrum badawczego Futures Laboratories and Research, podlegającego Roarke Industries. – Porucznik Dallas, policja nowojorska

– powiedziała do skanera.

– Witamy panią, pani porucznik. Proszę zostawić samochód na niebieskim parkingu; stamtąd transporter C zabierze panią do kompleksu wschodniego, do szóstego sektora, na pierwszy poziom. Tam ktoś będzie na panią czekał.

Tym kimś okazał się android laboratoryjny, atrakcyjna brunetka o śnieżnobiałej skórze i niebieskich oczach, z odznaką, na której widniało imię Anna-6. Jej głos był melodyjny jak kościelne dzwony.

– Dzień dobry, pani porucznik. Mam nadzieję, że nie miała pani kłopotów z odnalezieniem nas.

– Nie, trafiłyśmy tu od razu.

– Cieszę się. Doktor Engrave czeka na panią w solarium. Jest tam bardzo przyjemnie. Proszę za mną.

– To android – szepnęła Peabody do Eve. Anna-