– Niestety, można je eksportować tylko w niewielkich ilościach, a do ich nabywania są uprawnieni wyłącznie kwiaciarze i ogrodnicy posiadający specjalne zezwolenia. Przechowywać je wolno jedynie w zamkniętym pomieszczeniu. A pani ślub ma się odbyć pod gołym niebem…
– Dużo ich pan sprzedaje?
– Nie, skąd. Kupują je tylko inni uprawnieni do tego eksperci w dziedzinie ogrodnictwa. Mam jednak coś, co jest równie piękne…
– Posiada pan dokumenty sprzedaży? Czy może pan zdobyć listę nabywców? Jest pan w sieci światowych dostawców, prawda?
– Naturalnie, ale…
– Muszę wiedzieć, kto w przeciągu ostatnich dwóch lat zamawiał nieśmiertelniki.
Mark posiał Roarke'owi zdumione spojrzenie.
– Moja narzeczona jest zapaloną ogrodniczką.
– Ach, tak. To może chwilę potrwać. Rozumiem, że chce pani nazwiska wszystkich nabywców.
– Wszystkich, którzy w przeciągu ostatnich dwóch lat zamawiali nieśmiertelniki z kolonii Eden. Może pan zacząć od mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
– Proszę chwilę zaczekać. Zobaczę, co się da zrobić.
– Pomysł z tujami wydaje mi się niezły – oznajmiła Eve, zrywając się z miejsca, gdy Mark zniknął za drzwiami. – A ty co o tym sądzisz?
Roarke wstał i położył dłonie na jej ramionach.
– Może chcesz, żebym to ja zajął się dobraniem kwiatów? Zrobię ci niespodziankę.
– Będę twoją dłużniczką.
– Owszem. W piątek wybieramy się na pokaz Leonarda. Jeśli o tym nie zapomnisz, zaczniesz spłacać swój dług.
– Pamiętam o tym.
– I pamiętaj, że obiecałaś wziąć trzytygodniowy urlop na naszą podróż poślubną.
– Zdawało mi się, że była mowa o dwóch tygodniach.
– Zgadza się. Ale teraz jesteś moją dłużniczką. Może mi powiesz, skąd wzięła się ta twoja nagła fascynacja kwiatem z kolonii Eden? Czyżbyś odnalazła tę swoją nieznaną substancję?
– To nektar tej rośliny. Teraz łatwiej będzie powiązać ze sobą te trzy zabójstwa.
– Mam nadzieję, że o to pani chodziło. – Mark przyniósł zadrukowaną kartkę papieru. – Nie było bukietu.
Roarke odprowadził Eve wzrokiem.
– Znam jej gust – powiedział. – Czasem lepiej niż ona sama.
15
– Cieszę się, że znów pana widzę, panie Red-ford.
– Te wezwania stają się nieprzyjemnym zwyczajem. – Producent zajął miejsce przy stole w pokoju przesłuchań. – Za kilka godzin muszę być w Nowym Los Angeles. Mam nadzieję, że nie zabierze mi pani wiele czasu.
– Zawsze skrupulatnie sprawdzam swoje informacje. Nie chcę, by cokolwiek mi umknęło.
Spojrzała w kąt pokoju, gdzie stała Peabody, ubrana w oficjalny mundur. Każdy ruch Eve miał być obserwowany przez Whitneya i prokuratora, stojących po drugiej stronie lustra weneckiego. Albo załatwi tę sprawę tu i teraz, albo sama zostanie załatwiona.
Usiadła przy stole i skinęła głową do hologramu adwokata Redforda. Najwyraźniej sytuacja nie wydawała mu się dość poważna, by osobiście stawić się na przesłuchaniu.
– Czy ma pan przed sobą zeznanie pańskiego klienta?
– Tak. – Stalowooki mężczyzna na ekranie złożył swoje wypielęgnowane dłonie. – Mój klient w pełni współpracował z panią i pani wydziałem. Wyraziliśmy zgodę na to przesłuchanie tylko dlatego, że chcemy wreszcie zamknąć sprawę.
Wyraziliście zgodę, bo nie mieliście innego wyboru, pomyślała Eve, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
– Doceniamy pańską gotowość współpracy, panie Redford. Powiedział pan, że znał Pandorę i pozostawał z nią w intymnym związku.
– Zgadza się.
– Czy prowadził pan też z nią interesy?
– Wyprodukowałem dwa filmy wideo, w których grała Pandora. W planach był kolejny.
– Czy te produkcje odniosły sukces?
– Średni.
– A czy oprócz wspomnianych filmów prowadził pan z ofiarą jakiekolwiek inne interesy?
– Żadnych. – Na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. – Nie licząc drobnej inwestycji o charakterze spekulacyjnym.
– To znaczy?
– Pandora postanowiła przygotować własną kolekcję kosmetyków i ubrań. Oczywiście potrzebne jej było wsparcie finansowe, a mnie jej pomysł zaintry- j gował na tyle, by zainwestować w to przedsięwzięcie.
– Dał jej pan jakieś pieniądze?
– Tak. W przeciągu ostatniego półtora roku zainwestowałem nieco ponad trzysta tysięcy.
No proszę, jednak znalazłeś jakieś wytłumaczenie, pomyślała Eve i odchyliła się do tyłu.
– Co się obecnie dzieje z kolekcją, którą według pana ofiara zamierzała wprowadzić na rynek?
– Nic. – Podniósł i opuścił ręce. – Zostałem wykiwany. Dopiero po śmierci Pandory dowiedziałem się, że nie istniała żadna kolekcja, nie było żadnych sponsorów prócz mnie ani żadnych projektów.
– Rozumiem. Panie Redford, jest pan uznanym producentem, człowiekiem, który na co dzień ma do czynienia z wielkimi sumami pieniędzy. Musiał pan poprosić Pandorę o biznesplan, statystyki, listę wydatków, prognozy przewidywanych zysków. Może nawet o próbki produktów.
– Nie. – Zacisnął usta i wbił wzrok w dłonie. – Nie zrobiłem tego.
– Mam uwierzyć, że po prostu dał jej pan pieniądze na uruchomienie przedsięwzięcia, o którym nie było żadnych wiarygodnych informacji?
– To rzeczywiście przynosi mi wstyd. – Podniósł głowę. – Mam ustaloną markę w swojej branży i jeśli ta informacja ujrzy światło dzienne, moja opinia zostanie poważnie nadszarpnięta.
– Pani porucznik – wtrącił się adwokat. – Reputacja jest dla mojego klienta niezwykle ważna. Jeśli ujawnione tu informacje wydostaną się poza te mury, będzie miało to dla niego wysoce niepożądane konsekwencje. Mogę załatwić nakaz utajnienia tej części zeznania i z pewnością to zrobię.
– Proszę bardzo. To naprawdę niezwykła historia, panie Redford. Może więc powie mi pan, jak to możliwe, by człowiek o takiej reputacji jak pańska, człowiek, który zgromadził tak wielki majątek, włożył trzysta tysięcy dolarów w nieistniejącą inwestycję?
– Pandora była piękną kobietą i miała wielki dar przekonywania. Była też niezwykle przebiegła. Na wszelkie moje pytania o biznesplany i statystyki udzielała wymijających odpowiedzi. Mimo to płaciłem dalej, bo uważałem ją za eksperta w tej branży.
– I dopiero po jej śmierci dowiedział się pan, że go oszukiwała.
– Zapytałem o nią paru ludzi, skontaktowałem się z jej agentem i adwokatem. – Wydął policzki i prawie udało mu się przybrać wygląd niewiniątka. – Nikt nic nie wiedział o żadnej kolekcji.
– Kiedy zdołał pan to zrobić? Zawahał się na ułamek sekundy.
– Dzisiaj po południu.
– Po naszej poprzedniej rozmowie? W czasie której zapytałam pana o przelewy na konto Pandory?
– Zgadza się. Przed udzieleniem odpowiedzi na dalsze pani pytania chciałem się upewnić, że nie zaszło jakieś nieporozumienie. Zgodnie z radą adwokata skontaktowałem się z byłymi współpracownikami Pandory i dowiedziałem się, że zostałem oszukany.
– Widzę, że nie tracił pan czasu. Czy ma pan jakieś hobby, panie Redford?
– Hobby?
– Człowiek piastujący tak odpowiedzialne stanowisko, żyjący w ciągłym stresie, musi od czasu do czasu jakoś się relaksować. Zbierać znaczki, bawić się komputerem albo pracować w ogródku.
– Pani porucznik – odezwał się adwokat znużonym głosem. – Jaki to ma związek ze sprawą?
– Interesuje mnie to, jak pański klient spędza wolny czas. Wiemy już, co robi w pracy. Może inwestycje spekulacyjne są dla pana czymś w rodzaju wentyla bezpieczeństwa?
– Nie. Pandora była moim pierwszym i ostatnim błędem. Nie mam czasu ani ochoty na hobby.