Feeney mruknął coś pod nosem. Nieboszczyk był wystrojony według najnowszej mody. Szorty w barwach tęczy, sięgające kolan, mieniąca się koszula, drogie, ozdobione paciorkami sandały.
– Miał dość pieniędzy, by tracić je na niegu-stowne ubrania. – Feeney powtórnie ogarnął spojrzeniem budynek. – Jeśli tu mieszkał, nie inwestował w nieruchomości.
– Był handlarzem narkotyków – uznała Eve. – Średniego szczebla. Tu mieszkał, bo tu prowadził interesy. – Podniosła się, wycierając zakrwawione dłonie w dżinsy. Podszedł do niej umundurowany policjant.
– Udało nam się zidentyfikować denata na podstawie odcisków palców, pani porucznik. To Lamont Ro vel Karaluch. Ma bogatą przeszłość. Głównie narkotyki. Posiadanie, produkcja z zamiarem sprzedaży, kilka napadów.
– Ktoś korzystał z jego usług? Czy był czyimś szpiclem?
– W aktach nie ma nic na ten temat.
Eve zerknęła na Feeneya, który mruknął coś cicho na znak, że zrozumiał jej niemą prośbę. Postara się zdobyć tę informację.
– Dobra, zapakujmy go do worka i przewieźmy j do kostnicy. Chcę jak najszybciej dostać raport tok- j sykologiczny. Wpuśćcie tu ekipę śledczą. – Eve jesz- j cze raz rozejrzała się po miejscu zbrodni. Jej spój-J rżenie padło na Roarke'a. – Podwieziesz mnie,] Feeney?
– Jasne.
– Zaraz wracam. – Podeszła do Roarke'a, stojącego za barykadą. – Wydawało mi się, że wybierałeś się do biura.
– Bo tak właśnie jest. Skończyłaś już?
– Zostało mi jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Feeney mnie podwiezie.
– To ten sam zabójca, prawda?
Zaczęła mu tłumaczyć, że to sprawa policji, po czym wzruszyła ramionami. Jeszcze godzina i media tak czy inaczej dostaną tę wiadomość w swoje zachłanne łapy.
– Całkiem prawdopodobne, zważywszy, że z twarzy denata została galareta. Muszę…
Wtedy do jej uszu dobiegł krzyk. Długie, przeciągłe wycie, którym można by wiercić dziury w stali. Z budynku wypadła kobieta ubrana w czerwone majtki i nic poza tym. Staranowała dwóch policjantów sączących kawę, po czym rzuciła się w stronę tego, co zostało z Karalucha.
– Tylko tego jeszcze brakowało – mruknęła Eve i pobiegła, usiłując przeciąć drogę rozpędzonej kobiecie. Niecały metr od ciała skoczyła na nią i razem wylądowały na twardym betonowym podłożu.
– To mój facet. – Kobieta rzucała się jak stukilogramowa ryba w sieci, bijąc Eve wielkimi dłońmi. – To mój facet, ty suko.
W interesie porządku publicznego, dla dobra śledztwa, a zarazem w obronie własnej, Eve z całej siły rąbnęła napastniczkę pięścią w tłustą szczękę.
– Pani porucznik. Wszystko w porządku? – Umundurowani policjanci pomogli Eve się podnieść. – Jezu, wyskoczyła znikąd. Przepraszamy…
– Przepraszacie? – Eve wyrwała im się z rąk i przeszyła ich wściekłym spojrzeniem. – Przepraszacie? Wy bezmózgie dupki! Jeszcze dwie sekundy i zatarłaby wszystkie ślady. Kiedy następnym razem trafi się wam zadanie trudniejsze od kierowania ruchem, nie stójcie jak bałwany. A teraz wezwijcie lekarza, niech rzuci okiem na tę kretynkę. Potem znajdźcie jej jakieś ciuchy i zawieźcie ją na komendę. Dacie sobie z tym radę?
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i kuśtykając, podeszła do Roarke'a. Dżinsy miała porwane, jej krew mieszała się z krwią nieboszczyka, a oczy wciąż rzucały gniewne iskry.
– Z czego się tak cieszysz? – burknęła ze złością.
– Zawsze uwielbiam patrzeć na ciebie przy pracy. – Nagle wziął twarz Eve w obie ręce i wpił się w jej usta pocałunkiem tak gwałtownym, że aż nogi się pod nią ugięły. – Sama chciałaś, żebym się nie hamował – powiedział, gdy spojrzała na niego zdumionym wzrokiem. – Niech lekarz obejrzy i ciebie.
Po kilku godzinach została wezwana do gabinetu Whitneya. Wybrała się tam razem z Peabody.
– Przepraszam cię, Dallas. Powinnam ją była zatrzymać.
– Jezu, Peabody, daj sobie spokój. Byłaś w innej części budynku.
– Powinnam liczyć się z tym, że któryś z mieszkańców powie jej, co się stało.
– Tak, każdemu z nas przydałaby się magiczna kula. Słuchaj, ten babsztyl nabił mi tylko kilka guzów, to dla mnie normalka. Casto już przyszedł?
– Jest w terenie.
– Nadal masz na niego chrapkę? Usta Peabody drgnęły.
– Ostatnią noc spędziliśmy razem. Mieliśmy tylko zjeść kolację, ale na tym się nie skończyło. Słowo daję, nie spałam tak dobrze od dzieciństwa. Nie wiedziałam, że seks działa tak kojąco.
– Trzeba było mnie zapytać.
– W każdym razie, zaraz po tym, kiedy dostałam wiadomość o znalezieniu ciała, ktoś zadzwonił do Casto. Domyślam się, że on zna ofiarę, może będzie w stanie nam pomóc.
Eve burknęła coś w odpowiedzi. Nie musiały czekać w poczekalni przed gabinetem komendanta; od razu wpuszczono je do środka. Whitney wskazał im krzesła.
– Pani porucznik, zdaję sobie sprawę, że wysłała pani już do mnie pisemny raport, ale chciałbym usłyszeć o wszystkim od pani osobiście.
– Tak jest. – Podała miejsce zbrodni, nazwisko i rysopis ofiary, szczegółowy opis narzędzia zbrodni i zadanych nim ran, a także prawdopodobny czas zgonu. – Rozmowy sierżant Peabody z mieszkańcami budynku były jak dotąd bezowocne, ale zamierzamy spróbować raz jeszcze. Konkubina zamordowanego udzieliła nam kilku użytecznych informacji.
Whitney uniósł brwi. Eve wciąż miała na sobie zaplamioną koszulę i poszarpane dżinsy.
– Słyszałem, że były z nią pewne kłopoty.
– Nic takiego. – Eve uznała, że dwóm policjantom, którzy nie dopełnili obowiązków, wystarczy jej reprymenda. Nie było potrzeby ściągać na nich oficjalnej nagany. -To była licencjonowana prostytutka. Miała za mało kredytów, żeby załatwić sobie nowe zezwolenie. Poza tym ćpa. Kiedy w związku z tym trochę ją przycisnęliśmy, udało się z niej to i owo wyciągnąć. Zeznała, że do około pierwszej w nocy była razem ze swoim konkubentem. Wypili trochę wina i wzięli Egzotykę. Potem Ro powiedział, że musi wyjść, bo umówił się z klientem. Ona wzięła trochę Dobijacza i straciła przytomność. Biorąc pod uwagę, że koroner we wstępnym raporcie stwierdza, że śmierć nastąpiła około drugiej w nocy, wszystko się zgadza.
– Dowody wskazują, że Ro zginął tam, gdzie znaleziono jego ciało dzisiejszego ranka. Jest wysoce prawdopodobne, że zamordował go ten sam człowiek, który zabił Moppett, Boomera i Pandorę.
Eve zaczerpnęła tchu.
– Wielu świadków, włącznie ze mną, może potwierdzić, że w czasie, kiedy popełniono zabójstwo, Mavis Freestone znajdowała się daleko od miejsca zbrodni.
Whitney przez chwilę milczał, wpatrując się w twarz Eve.
– Jestem pewien, że pani Freestone jest niewinna. Biuro prokuratora okręgowego podziela tę opinię. Dostałem już wstępną analizę testów przeprowadzonych przez doktor Mirę na pani Freestone.
– Testów? – Eve zerwała się na równe nogi. – Jakich testów? Przecież były zaplanowane na poniedziałek.
– Zostały przełożone – odparł spokojnie Whitney. – Zakończyły się o trzynastej.
– Dlaczego nikt mnie o tym nie poinformował? – Na wspomnienie własnych doświadczeń z testami zakotłowało jej się w żołądku. – Powinnam w nich uczestniczyć.