Podniósł rękę do wiszącej przed nim kompozycji z sieci i kamieni. – Jeśli Pandora ogłosi publicznie, że moje projekty są do niczego, większość potencjalnych klientów zrezygnuje z ich zakupu. Ona może do tego doprowadzić. Całe swoje życie pracowałem na ten pokaz, Pandora zdaje sobie z tego sprawę i wie, jak pozbawić mnie niepowtarzalnej szansy. A na tym się nie skończy. – Opuścił rękę.
– Mavis jeszcze tego nie rozumie. Pandora trzyma mnie w garści aż do końca mojej albo jej kariery, nie uwolnię się od niej, dopóki ona sama nie zdecyduje, że ma mnie dosyć.
Eve wróciła do domu potwornie zmęczona. Najwięcej zdrowia kosztowała ją rozmowa z Mavis, zrospaczoną i wściekłą zarazem. W tej chwili nieszczęśliwa dziewczyna siedziała w starym mieszkaniu Eve, lecząc się tam ze smutku lodami i filmami wideo.
Pragnąc zapomnieć o sercowych rozterkach i modzie, Eve poszła prosto do sypialni i rzuciła się i łóżko. Po chwili wskoczył do niej kot Galahad i zaczął głośno mruczeć. Trącił swoją panią kilka razy pyszczkiem, a kiedy to nie dało żadnego efektu, zwinął się w kłębek i zasnął. Gdy do sypialni wszedł Roarke, Eve nawet nie drgnęła.
– Jak minął wolny dzień?
– Nie znoszę zakupów.
– Po prostu nie weszło ci to jeszcze w krew.
– I bardzo dobrze. – Zaciekawiona, odwróciła pną bok i spojrzała na Roarke'a. -Ty za to uwielbiasz kupować różne rzeczy.
– Jasne. – Wyciągnął się przy niej i pogłaskał kota, gramolącego się nieporadnie na jego pierś.
– Kupowanie daje niemal tyle samo przyjemności, co posiadanie. Bieda, pani porucznik, jest po prostu do kitu.
Eve zamyśliła się nad jego słowami. Jako że kiedyś sama żyła w nędzy, a potem udało jej się poprawić swoją sytuację na tyle, by z trudem wiązać koniec z końcem, nie mogła się z nim nie zgodzić.
– W każdym razie, najgorsze mam już chyba za sobą.
– Szybko się uwinęłaś. – Trochę go to przeraziło.
– Wiesz, Eve, nie musisz od razu podejmować decyzji.
– Prawdę mówiąc, chyba doszliśmy z Leonardem do porozumienia. – Spojrzawszy w górę, na rozciągające się za szybą świetlika niebo, zmarszczyła brwi. – Mavis jest w nim zakochana.
– Mhm… – Roarke leżał ze zmrużonymi oczami, j głaszcząc kota, i zastanawiał się, czy nie obdarzyć tą samą pieszczotą Eve.
– To jest naprawdę miłość. – Westchnęła głęboko. – Mówię ci, ależ miałam ciężki dzień.
Akurat w tej chwili przed oczami Roarke'a j przewijały się kolumny liczb, przedstawiających zyski, jakie miało mu przynieść rychłe podpisanie trzech ważnych umów. Czym prędzej przerwał tej wyliczenia i przysunął się do Eve.
– Opowiedz mi o tym.
– Leonardo… to taki potężny, osobliwie atrakcyjny… nie wiem, jak go określić. Taki fenomen, Zdaje się, że w jego żyłach płynie indiańska krew; ma charakterystyczną dla Indian budowę ciała I i karnację skóry, bicepsy jak gwiezdne torpedy! i przyjemny, gładki jak magnolie głos. Nie jestem ekspertem, ale kiedy patrzyłam, jak szkicuje, sprawił na mnie wrażenie zdolnego. W każdym razie stałam w jego pracowni goła jak mnie Pan Bóg j stworzył…
– Poważnie? – wtrącił łagodnym tonem Roarke i od trąciwszy kota, położył się przy Eve.
– Brał miarę – odparła z pogardliwym uśmieszkiem.
– Mów dalej.
– Dobrze. Mavis wyszła po herbatę…
– Cóż za korzystny zbieg okoliczności.
– I wtedy do pracowni wpadła kobieta, tak rozwścieczona, że jeszcze trochę, a zaczęłaby toczyć pianę z ust. Prawdziwa piękność… metr osiemdziesiąt wzrostu, szczupła jak promień lasera, długie rude włosy, a do tego twarz… cóż, znowu posłużę się porównaniem z magnoliami. W każdym razie, zaczęła wrzeszczeć na Leonarda, a kiedy ten potężny chłop skulił się z przerażenia, rzuciła się na mnie. Musiałam ją unieszkodliwić.
– Uderzyłaś ją.
– Tak, zanim zdążyła poharatać mi twarz ostrymi pazurami.
– Moja droga. – Pocałował ją w policzek, potem w drugi, a następnie jego usta spoczęły na dołeczku w podbródku Eve. – Jak ty to robisz, że przy tobie ludzie zmieniają się w bestie?
– Pewnie takie mam szczęście. W każdym razie, ta Pandora…
– Pandora? – Podniósł głowę i zmrużył oczy. -Ta modelka.
– Tak, podobno jest bardzo znana.
Roarke wybuchnął śmiechem, z każdą chwilą coraz głośniejszym, aż wreszcie nie wytrzymał i przewrócił się na plecy.
– Walnęłaś drogą Pandorę w jej jakże cenną buźkę! Może jeszcze klepnęłaś ją w ten śliczny tyłeczek?
– Szczerze mówiąc… – Kiedy dotarło do niej ukryte znaczenie tych słów, poczuła w sercu ukłucie.
– Znasz ją.
– Można tak powiedzieć.
– Cóż…
Roarke uniósł brew, lekko rozbawiony. Eve usiadła na łóżku i popatrzyła na niego z nachmurzonym czołem. Po raz pierwszy, odkąd byli razem, zauważył w jej spojrzeniu cień zazdrości.
– Kiedyś ją znałem… przez pewien czas. – Podrapał się po podbródku. – Pamiętam to jak przez mgłę.
– Nie kłam.
– Może później sobie przypomnę. Ale zdaje się, że chciałaś coś powiedzieć?
– Czy jest na tym świecie jakakolwiek wyjątkowo piękna kobieta, z którą nie spałeś?
– Specjalnie dla ciebie sporządzę ich listę. A więc znokautowałaś Pandorę?
– Tak. – Teraz Eve żałowała, że nie przyłożyła jej mocniej. – Po chwili do pracowni weszła Mavis i tamta rzuciła się na nią. Zaczęły targać się za włosy, skakać sobie z paznokciami do oczu, a Leonardo tylko załamywał ręce.
Roarke wciągnął Eve na siebie.
– Ty to masz przygody.
– Na koniec Pandora zaczęła się odgrażać, że jeśli Leonardo do niej nie wróci, to ona się postara, żeby nie doszedł do skutku pokaz, na którym bardzo mu zależy. Utopił w nim wszystkie swoje pieniądze, a nawet zaciągnął masę długów. Jeśli ta modelka nie weźmie udziału w pokazie, Leonardo będzie zrujnowany.
– To do niej podobne.
– Kiedy Pandora wyszła z pracowni, Mavis…
– Ciągle byłaś nago?
– Właśnie się ubierałam. Mavis natomiast postanowiła zdobyć się na najwyższe poświęcenie. Zupełnie jak w tragedii. Leonardo wyznaje Mavis miłość, ona wybucha płaczem i wybiega. Jezu, Roarke, czułam się jak zboczeniec podglądający ich przez lornetkę. Zawiozłam Mavis do mojego dawnego mieszkania, przynajmniej na tę noc. Do jutra ma wolne.
– Ciąg dalszy po reklamach – mruknął i uśmiechnął się, widząc jej zdumione spojrzenie. – Jak w statych serialach. Każdy odcinek musiał się kończyć w najbardziej emocjonującym momencie. A cóż zrobi nasz bohater?
– Też mi bohater – mruknęła Eve. – Diabła tam, polubiłam go, mimo że jest mięczakiem. Na pewno marzy o tym, żeby rozwalić Pandorze łeb, ale w końcu jej ulegnie. Dlatego właśnie pomyślałam sobie, e Mavis mogłaby przez kilka dni pomieszkać u nas.
– Nie ma sprawy.
– Poważnie?
– Jak sama często powtarzasz, to duży dom. Poza tym, lubię Mavis.
– Wiem. – Obdarzyła go uśmiechem, co nie zdarzaało się często. – Dzięki. A jak tobie minął dzień?
– Kupiłem małą planetę. Żartuję – dodał szybko, kiedy Eve otworzyła usta z wrażenia. – Poważnie mówiąc, udało mi się sfinalizować negocjacje z komuną rolniczą na Taurusie Pięć.
– Rolniczą?
– Ludzie muszą coś jeść. Po restrukturyzacji ko-nona będzie mogła dostarczać zboże do kolonii przemysłowych na Marsie, w których mam spore udziały. Krótko mówiąc, ręka rękę myje.
– Rzeczywiście. Może jednak porozmawiamy o Pandorze…
Roarke bez słowa położył Eve na łóżku i zsunął rozpiętą już koszulę z jej ramion.