– Pytałaś mnie, co się stało. O to samo pytali inni gliniarze. – Napił się wody. Gdzieś zniknęła jego pewność siebie. – Już mówiłem.
– Jesteś aktorem – powiedziała z ciepłym l uśmiechem. – I to dobrym. Tak twierdzą wszyscy krytycy filmowi. Ostatnio czytałam recenzję, której j autor napisał, że nawet nieudolne teksty w twoich j ustach zmieniają się w pieśni. Ale dzisiaj coś cień- j ko śpiewasz, Justin.
– Ileż razy mam powtarzać te same odpowiedzi? Jak długo jeszcze to będzie trwało?
– Możemy w każdej chwili przerwać przęsłuchanie – przypomniała mu jego prawniczka, atrakcyjna blondynka o zabójczych oczach. – Nie masz obowiązku udzielać dalszych wyjaśnień.
– Zgadza się – potwierdziła Eve. – Możemy zakończyć przesłuchanie. Możesz wrócić do celi. Oskarżonych o posiadanie narkotyków nie wypuszcza się za kaucją, Justin. – Pochyliła się i spojrzała mu głęboko w oczy. – Zwłaszcza że oprócz tego jesteś podejrzany o cztery morderstwa.
– Mój klient nie jest oskarżony o żadne przestępstwo prócz rzekomego posiadania narkotyków. – Pani mecenas spojrzała ostro na Eve. – Nie macie przeciw niemu żadnych dowodów, pani porucznik. Wszyscy o tym wiemy.
– Pani klient stoi na krawędzi bardzo głębokiej otchłani. Wszyscy o tym wiemy. Chcesz sam jeden runąć w dół, Justin? To chyba byłoby niesprawiedliwe, nie uważasz? Twoi przyjaciele właśnie odpowiadają na pytania śledczych. – Podniosła ręce, rozkładając palce. – Co zrobisz, jeśli postanowią zrzucić całą winę na ciebie?
– Nikogo nie zabiłem. – Spojrzał nerwowo na drzwi, potem na lustro. Wiedział, że ma publiczność, ale tym razem nie potrafił jej obłaskawić. – Nigdy nawet nie słyszałem o tych pozostałych ofiarach.
– Ale znałeś Pandorę.
– Oczywiście.
– Byłeś w jej domu wkrótce przedtem, zanim została zamordowana.
– Ileż razy mam powtarzać? Poszliśmy do niej z Jerry, bo nas zaprosiła. Wypiliśmy parę drinków, później zjawiła się ta kobieta i Pandora zaczęła szaleć. Zaraz potem wyszliśmy.
– Jak często ty i pani Fitzgerald korzystacie z niezabezpieczonego wejścia do budynku, w którym mieszkasz?
– Każdy chce mieć odrobinę prywatności – odparł. – Gdybyś wiedziała, jak to jest, kiedy człowiek, idąc się odlać, musi uważać, czy gdzieś nie czają się paparazzi, nie zadawałabyś takich pytań.
Eve doskonale wiedziała, jak to jest. Uśmiechnęła się szeroko.
– To dziwne. Jak dotąd raczej nie staraliście się unikać mediów. Prawdę mówiąc, gdybym była cyniczna, powiedziałabym, że raczej posługiwaliście się nimi do swoich celów. Od jak dawna Jerry bierze Nieśmiertelność?
– Nie wiem. – Jego oczy znów spoczęły na lustrze, jakby miał nadzieję, że reżyser krzyknie „cięcie" i kolejna scena dobiegnie końca. – Mówiłem już. Nie wiedziałem, co jest w tym napoju.
– Trzymałeś w swojej sypialni butelkę z nieznanym ci płynem. Nigdy go nie skosztowałeś?
– Nie.
– To też dziwne. Wiesz, gdybym znalazła coś takiego w swojej lodówce, na pewno poczułabym pokusę, żeby spróbować, jak to smakuje. Chyba żebym wiedziała, że to trucizna. Wiesz, że Nieśmiertelność to powoli działająca trucizna?
– Niekoniecznie. – Raptownie zamilkł, jakby uzmysłowił sobie, że za dużo powiedział, i odetchnął głęboko. – Nic o tym nie wiem.
– Układ nerwowy wysiada. Wprawdzie śmierć następuje dopiero po kilku latach, ale jest nieunikniona. A ty poczęstowałeś Jerry tym napojem. To morderstwo.
– Pani porucznik… – zaczęła coś mówić jego pełnomocniczka.
– Nigdy nie wyrządziłbym krzywdy Jerry – wybuchnął. – Kocham ją. Nie mógłbym jej skrzywdzić.
– Naprawdę? Kilku świadków twierdzi, że przed paroma dniami to właśnie uczyniłeś. Czy to prawda, że drugiego lipca, w foyer obok sali bankietowej hotelu Waldorf, pokłóciłeś się z panią Fitzge-rald i ją uderzyłeś?
– Nie, ja… Trochę nas poniosło. – Miał kłopoty z przypomnieniem sobie wyuczonej kwestii. – To było nieporozumienie.
– Uderzyłeś ją w twarz.
– Tak… nie. Tak, pokłóciliśmy się.
– Pokłóciliście się, więc uderzyłeś swoją ukochaną tak mocno, że upadła na podłogę. Czy kiedy przyszła do ciebie ostatniej nocy, wciąż byłeś na nią wściekły? Czy to dlatego podałeś jej powoli działającą truciznę?
– Mówię ci, że to nie trucizna, tak jak ty to rozumiesz. Nie zrobiłbym krzywdy Jerry. Nie gniewałem się na nią. Nie mógłbym.
– Nie gniewałeś się na nią. Nigdy nie zrobiłeś jej krzywdy. Wierzę ci, Justin – powiedziała Eve kojącym tonem, nachyliła się i położyła rękę na jego drżącej dłoni. – Nawet jej nie uderzyłeś. Nie jesteś typem człowieka, który bije kobietę, którą kocha. Wszystko było udawane, jak w filmie, prawda?
– Ja nie… ja… – Spojrzał na nią zrezygnowany. Wiedziała, że ma go w garści.
– Grałeś w wielu filmach akcji. Wiesz, jak za-markować cios, jak uderzyć, żeby nie bolało. To właśnie zrobiłeś tamtego dnia, prawda, Justin? Udawaliście, że się kłócicie. Ale ty jej nawet nie tknąłeś. – Mówiła łagodnym, wyrozumiałym tonem. – Przecież nie jesteś brutalem, prawda, Justin?
Zacisnął usta i spojrzał na swoją pełnomocniczkę, która podniosła rękę, ucinając rozmowę, i nachyliła się do ucha Justina.
Eve spokojnie czekała, aż skończą. Wiedziała, że znaleźli się w kłopotliwej sytuacji. Czy Young miał się przyznać, że kłótnia była udawana, i w ten sposób zrobić z siebie kłamcę, czy też powiedzieć, że uderzył kochankę, co dowodziłoby, że ma skłonności do stosowania przemocy? Trudny wybór.
Pani mecenas wyprostowała się i złożyła dłonie.
– Mój klient i pani Fitzgerald po prostu urządzili sobie nieszkodliwą zabawę. Może i nie było to z ich strony najmądrzejsze, ale udawanie bójki nie jest przestępstwem.
– Nie, nie jest. – Eve wręcz miała wrażenie, że słyszy trzask kruszejącego alibi Younga. – Podobnie jest z wyjazdem na Maui i udawaniem miłości do innej kobiety. Bo tylko udawałeś, prawda, Justin?
– My po prostu… chyba tego do końca nie przemyśleliśmy. Byliśmy zaniepokojeni i tyle. Kiedy zwinęłaś Paula, myśleliśmy, że będziemy następni. Tamtej nocy my też byliśmy u Pandory, więc to wydawało się nam logiczne.
– Wiesz, właśnie to samo sobie pomyślałam. – Obdarzyła go promiennym uśmiechem. – To bardzo logiczne.
– Obydwoje mieliśmy na głowie ważne sprawy. Nie mogliśmy pozwolić, aby spotkało nas coś takiego, co dzieje się w tej chwili. Pomyśleliśmy, że jeśli udamy, że się rozstajemy, to nasze alibi stanie się j pewniejsze.
– Bo wiedzieliście, jak łatwo można je obalić, Domyślaliście się, że prędzej czy później odkryjemy że tej nocy, kiedy zginęła Pandora, obydwoje mogliście niepostrzeżenie wyśliznąć się z twojego apartamentu. Że mogliście spotkać się z nią u Leonarda, j zabić ją tam i jakby nigdy nic wrócić do domu.
– Nigdzie nie wychodziliśmy. Nie możecie udowodnic, że było inaczej. -Wyprostował się. – Nic go nie możecie nam udowodnić.
– Nie bądź tego taki pewien. Twoja kochana jest uzależniona od Nieśmiertelności, narkotyk który był w twojej lodówce. Jak go zdobyłeś?
– Ja… ktoś jej go podarował. Nie wiem.
– Czy zrobił to Redford? Czy on ją w to wciągnął? Jeśli tak było, to musisz go naprawdę nienawidzić. W końcu chodzi o kobietę, którą kochasz. Zaczęła umierać w chwili, kiedy wypiła pierwszy łyk tego napoju.
– To nie trucizna. Jerry powiedziała mi, że Pandora tak twierdzi, bo nie chce się tym z nikim dzielić. Ta suka wiedziała, jak bardzo coś takiego pomogłoby Jerry, ale chciała… – Urwał w pół zdania, za późno usłuchawszy rady prawniczki, by nic więcej nie mówił.