Выбрать главу

– Czego chciała, Justin? Pieniędzy? Ciebie? Czy ci groziła? Czy dlatego ją zabiłeś?

– Nie, nawet jej nie dotknąłem. Ileż razy mam to powtarzać? Zgoda, tamtej nocy po wyjściu tej panienki Leonarda ostro się pokłóciliśmy. Jerry była wściekła. Trudno jej się dziwić, po tym wszystkim, co usłyszała od Pandory. Dlatego zabrałem ją stamtąd i wypiliśmy kilka drinków. Powiedziałem, żeby się nie przejmowała, że można zdobyć ten środek z innych źródeł.

– Jakich?

Young westchnął ciężko. Ze złością odtrącił wyciągniętą ku niemu rękę prawniczki.

– Zamknij się – warknął na nią. – Po prostu nic więcej nie mów. Miałaś mnie z tego wyciągnąć i co? Zaraz zrobią ze mnie mordercę. Chcę pójść z nimi na współpracę. Dlaczego tego nie zaproponowałaś? – Otarł usta grzbietem dłoni. – Chcę zawrzeć ugodę.

– Będziemy musieli o tym porozmawiać – odparła spokojnie Eve. – Co masz mi do zaoferowania?

– Paula – powiedział łamiącym się głosem. – Dam wam Paula Redforda. To on ją zabił. Ten drań pewnie zabił ich wszystkich.

Dwadzieścia minut później Eve spotkała się w sali konferencyjnej z Peabody i Casto.

– Niech Redford trochę się pomęczy. Pewnie się zastanawia, co już wiemy.

– Fitzgerald na razie nie jest zbyt rozmowna,

– Casto poiożył nogi na stole. – Twardy orzech do zgryzienia. Widać po niej pierwsze oznaki głodu narkotycznego, spierzchnięte usta, drżenie rąk, trudności z koncentracją, ale mimo to uparcie obstaje przy swoim.

– Ostatnią działkę wzięła przed dziesięcioma godzinami. Jak długo twoim zdaniem wytrzyma?

– Za mało wiem o działaniu tego narkotyku.

– Casto rozłożył ręce. – Fitzgerald może dojść do siebie, ale może też za dziesięć minut zmienić się w galaretę.

– Dobrze więc, przyjmujemy, że na razie nie ma co na nią liczyć.

– Redford zaczyna pękać – oznajmiła Peabody.

– Trzęsie portkami ze strachu, ale jego adwokat jest nieustępliwy. Gdyby udało się porozmawiać z Redfordem sam na sam, pękłby po pięciu minutach.

– To nie wchodzi w grę. – Whitney przeglądał wydruki z ostatnich przesłuchań. – Możecie przecież wykorzystać przeciw niemu zeznania Younga.

– To za mało – burknęła Eve.

– Będziecie musieli się postarać, żeby wystarczyły. Young twierdzi, że przed trzema miesiącami Redford po raz pierwszy poczęstował Jerry Nieśmiertelnością i zaproponował jej współpracę przy dystrybucji narkotyku.

– Według naszego złotowłosego amanta wszystko miało być legalne! – Eve prychnęła pogardliwie.

– Nikt nie może być aż tak naiwny.

– Czy ja wiem? – odezwała się nieśmiało Peabody. – Ma świra na punkcie Fitzgerald. Wydaje mi się, że mogła go przekonać co do legalności całego przedsięwzięcia, wmówić mu, że chodzi o uruchomienie produkcji kosmetyków firmowanych jej nazwiskiem.

– Wystarczyło tylko usunąć Pandorę. – Casto się uśmiechnął. – Pieniądze od razu popłynęłyby szerokim strumieniem do ich kieszeni.

– Wszystkiemu winna była żądza zysku. Pandora mogła udaremnić ich zamiary. – Eve opadła na krzesło. – Pozostałe ofiary też stanowiły dla nich zagrożenie. Może Young to tylko niewinny cymbał, może nie. Obciążył Redforda, ale nie wie jeszcze, że tym samym może rzucić podejrzenie na Fitzgerald. Powiedziała mu tyle, że postanowił wyjechać z nią na Eden po Kwiat Nieśmiertelności.

– Czyli można go oskarżyć o zamiar dystrybucji nielegalnych substancji – zauważył Whitney.

– Young będzie miał podstawę, by pójść na ugodę. Ale do postawienia zarzutu zabójstwa jeszcze daleka droga. Jak na razie jego zeznanie nie wystarczy. Jest przekonany, że Redford załatwił Pandorę. Podał nam motyw. Możemy udowodnić, że Redford rzeczywiście miał dość czasu, by to zrobić. Ale nie mamy dowodów ani świadków. – Wstał. – Dallas, zmuś ich, żeby się przyznali. Prokuratura siedzi mi na karku. W poniedziałek wycofują zarzuty przeciw Mavis Freestone. Jeśli nie będą mieli dla mediów nowych informacji, wszyscy wyjdziemy na durniów. Gdy Whitney zniknął za drzwiami, Casto wyjął scyzoryk z nożyczkami i zaczął niespiesznie obcinać paznokcie.

– No jasne, nie możemy dopuścić, by jaśnie pan prokurator wyszedł na durnia. Cholera, wszystko trzeba im podać na tacy. – Podniósł oczy na Eve.

– Redford nie przyzna się do zabójstwa. Można go będzie posadzić za produkcję narkotyków, nic więcej. W dzisiejszych czasach to prawie modne. Ale za nic nie przyzna się do czterech morderstw. Chyba że…

– Co? – spytała Peabody.

– Że nie zrobił tego w pojedynkę. Jeśli złamiemy jego wspólnika, złamiemy i Redforda. Stawiam, że Fitzgerald pęknie pierwsza.

– No to ty weźmiesz ją w obroty. – Eve odetchnęła głęboko. – Ja zajmę się Redfordem. Peabody, chcę, żebyś wzięła jego zdjęcie i pojechała do klubu i do domów, w których mieszkali Boomer, Karaluch i Moppett. Pokaż to cholerstwo wszystkim, którzy się napatoczą. Może ktoś go rozpozna, do licha.

Usłyszawszy dźwięk łącza, zmarszczyła brwi.

– Dallas. Jestem zajęta.

– Jak miło usłyszeć twój ciepły głos – odparł spokojnie Roarke.

– Jestem na ważnym spotkaniu.

– Ja też. Za pół godziny odlatuję na FreeStar.

– Opuszczasz Ziemię? Ale… cóż, przyjemnej podróży.

– Nie mogę się wykręcić. Za trzy dni powinienem być z powrotem. Wiesz, jak mnie złapać.

– Tak, wiem. – Miała ochotę mówić głupstwa, słodkie, czułe głupstwa. – Sama będę przez jakiś czas bardzo zajęta – wykrztusiła w końcu. – Zobaczymy się po twoim powrocie.

– Powinnaś zajrzeć do swojego pokoju. Mavis przez cały dzień usiłuje się z tobą skontaktować. Zdaje się, że nie stawiłaś się na ostatnią przymiarkę. Leonardo jest… zirytowany.

Eve starała się nie zwracać uwagi na chichot Casto.

– Mam inne zmartwienia.

– Jak my wszyscy. Znajdź dla niego chwilę czasu, kochanie. Zrób to dla mnie. Pozbądźmy się wreszcie tych wszystkich ludzi kręcących się po naszym domu.

– Już dawno chciałam ich wywalić na kopach. Wydawało mi się, że lubisz ich towarzystwo.

– A ja myślałem, że on jest twoim bratem – mruknął Roarke.

– Co?

– Stary dowcip. Nie, Eve, ja już nie mogę wytrzymać z tymi ludźmi. To po prostu maniacy. Przed chwilą znalazłem Galahada. Biedaczysko schował się pod łóżkiem. Ktoś ustroił go w koraliki i małe czerwone kokardki. Obydwaj jesteśmy głęboko wstrząśnięci.

Ugryzła się w język, usiłując opanować śmiech. Roarke jednak wcale nie miał wesołej miny.

– Teraz, kiedy już wiem, że oni cię wkurzają, jest mi lżej na sercu. Niedługo ich wyrzucimy.

– Doskonale. Aha, jeszcze jedno. Obawiam się, że pod moją nieobecność musisz załatwić parę spraw w związku z przyszłą sobotą. Summerset ma to wszystko zapisane. Przepraszam, ale transporter już na mnie czeka. – Roarke machnął ręką na kogoś i spojrzał Eve w oczy. – Do zobaczenia za parę dni, pani porucznik.

– Na razie. – Ekran zgasł. – Bon voyage, do diabła.

– Wiesz, Eve, jeśli musisz skoczyć do swojego krawca albo zaprowadzić kota do psychoterapeuty, to ja i Peabody jakoś sobie poradzimy. Co to dla nas jakieś morderstwo.

Usta Eve skrzywiły się w jadowitym uśmiechu.

– Pocałuj mnie w dupę, Casto.

Choć Casto potrafił być niezwykle irytujący, trzeba przyznać, że miał niezawodny instynkt. Nie zanosiło się na to, by Redford zamierzał w najbliższym czasie pęknąć. Eve na wszelkie sposoby starała się przyprzeć go do muru, ale producent przyznawał się tylko do posiadania narkotyków.