Eve, już w nieco lepszym nastroju, objęła asystentkę ramieniem.
– Chodźmy coś zjeść. Jeny Fitzgerald stąd się nie wymknie.
Jak się okazało, tym razem instynkt ją zawiódł.
Przed czwartą nad ranem z głębokiego i, chwała Bogu, wolnego od koszmarów snu wyrwał ją natarczywy sygnał łącza. Oczy Eve wydawały się wypełnione piaskiem, a język był zesztywniały od wina, które poprzedniego wieczora wmusiła w siebie, by choćby symbolicznie dotrzymać towarzystwa Mavis i Leonardowi.
– Dallas – wychrypiała. – Chryste, czy ludzie w tym mieście nigdy nie śpią?
– Często zadaję sobie to samo pytanie. – Twarz na ekranie łącza i głos wydawały się znajome. Eve j usiłowała zebrać myśli.
– Doktor… cholera jasna, Ambrose? – Pamięć zaczęła budzić się do życia. Doktor Ambrose, wysoka, szczupła Mulatka, kierująca odwykówką dla narkomanów przy Centrum Rehabilitacji Ofiar Uzależnień. – Jest pani tam jeszcze? Czy Jerry Fitzgerald dochodzi do siebie?
– Nie całkiem. Pani porucznik, mamy tu pewien problem. Pacjentka Fitzgerald nie żyje.
– Nie żyje? Co to znaczy „nie żyje"?
– To znaczy, że umarła – odrzekła szefowa oddziału z bladym uśmiechem. – Pani, jako detektyw z wydziału zabójstw, powinna dobrze znać ten termin.
– Jak to się stało, do licha? Wysiadł jej układ nerwowy czy wyskoczyła z cholernego okna?
– Wszystko wskazuje na to, że przedawkowała narkotyki. W jakiś sposób zdobyła próbkę Nieśmiertelności, którą mieliśmy poddać analizie, by opracować odpowiednią kurację odwykową. Połknęła cały zapas narkotyku, w połączeniu z kilkoma innymi środkami, które tu trzymamy. Przykro mi, pani porucznik, nie dało się jej uratować. Opowiem pani wszystko w szczegółach, kiedy pani tu przyjedzie ze swoimi ludźmi.
– Opowiesz, opowiesz – warknęła Eve i przerwała połączenie.
Po przyjeździe do szpitala Eve najpierw obejrzała ciało, jakby chciała się upewnić, że nie zaszła jakaś straszna pomyłka. Jerry leżała na łóżku w fartuchu szpitalnym podwiniętym do połowy ud. Fartuch był w kolorze niebieskim, zarezerwowanym dla narkomanów na pierwszym etapie kuracji.
Do drugiego nie udało jej się dotrwać.
O dziwo, po śmierci odzyskała swoją wcześniejszą urodę. Cienie spod oczu zniknęły, usta były lekko rozchylone. Śmierć okazała się najskuteczniejszym środkiem uspokajającym. Na piersi widniały słabe ślady po defibrylatorze, a na grzbiecie dłoni wykwitł blady siniec, pamiątka po kroplówce. Pod bacznym okiem lekarza Eve dokładnie obejrzała ciało, ale nie znalazła żadnych śladów przemocy.
Jerry Fitzgerald umarła szczęśliwa jak nigdy.
– Jak to się stało? – rzuciła Eve.
– Połączenie Nieśmiertelności oraz, sądząc na podstawie brakujących fiolek, morfiny i syntetycznego Zeusa. Oficjalną przyczynę zgonu podamy po sekcji zwłok.
– Trzymacie Zeusa tu, na odwykówce? – Eve potarła twarz dłońmi. – Jezu!
– Potrzebny nam jest do badań i rehabilitacji – odparła lekarka oschle. – Odstawienie narkotyków to długotrwały, stopniowy proces. Przez cały ten czas pacjenci pozostają na ścisłej obserwacji.
– To dlaczego nikt nie obserwował Fitzgerald?
– Podaliśmy jej środki uspokajające. Pełną świadomość miała odzyskać dopiero o ósmej rano. Ponieważ nie poznaliśmy jeszcze dogłębnie właściwości Nieśmiertelności, podejrzewam, że to, co zostało w jej organizmie, zneutralizowało działanie środków uspokajających.
– Czyli wstała z łóżka, poszła prosto do waszego magazynu i poczęstowała się tym, co tam znalazła.
– Mniej więcej. – Eve miała wrażenie, że słyszy, jak doktor Ambrose zgrzyta zębami ze złości.
– A co z ochroną, z personelem szpitala? Czyżby Jerry Fitzgerald nagle stała się niewidzialna i przeszła obok nich?
– W sprawie ochrony może pani porozmawiać z policjantką, która pełniła tu dyżur.
– Zamierzam to zrobić.
Doktor Ambrose znów zacisnęła zęby i westchnęła głośno.
– Pani porucznik, nie chcę zrzucać całej winy na pani podwładną. Kilka godzin temu mieliśmy tu nieprzyjemne zajście. Jeden z naszych bardziej agresywnych pacjentów uwolnił się z pasów, którymi przypięty był do łóżka, i rzucił się na pielęgniar-1 kę oddziałową. Przez kilka minut mieliśmy ręce pełne roboty. Pomogła nam właśnie ta dzielna policjantka. Gdyby nie ona, oddziałowa zapewne w tej chwili stałaby u bram niebios w towarzystwie pani Fitzgerald, a tak skończyło się na złamanej nodze i kilku pękniętych żebrach.
– Ma pani za sobą ciężką noc, pani doktor.
– Miejmy nadzieję, że nieprędko się powtórzy. – Przeczesała palcami kręcone, rdzawe włosy. – Pani porucznik, nasze centrum cieszy się doskonałą opinią. My naprawdę pomagamy tym ludziom. Kiedy tracę pacjenta, i to w taki sposób, czuję się dokładnie tak paskudnie jak pani. Ona powinna była spać, do licha. A ta policjantka opuściła swoje stanowisko na nie dłużej niż kwadrans.
– Zbieg okoliczności? – Eve spojrzała na Jerry, ogarnięta poczuciem winy. – Co pokazują kamery monitoringowe?
– Nie mamy ich. Pani porucznik, wyobraża pani sobie, ile mielibyśmy przecieków do mediów, gdybyśmy przechowywali taśmy ze zdjęciami naszych pacjentów, wśród których znajdują się znane osobistości? Obowiązują nas przepisy o ochronie prywatności.
– Świetnie, nie ma dysków z nagraniami. Nikt nie widział ostatniego spaceru Jerry Fitzgerald. Gdzie jest magazyn z narkotykami, do którego się dostała?
– W tym skrzydle, piętro niżej.
– Skąd ona wiedziała, jak tam trafić, do licha?
– Na to pytanie nie potrafię pani odpowiedzieć. Nie umiem też wyjaśnić, jak udało jej się dostać do zamkniętego magazynu i wyjąć narkotyki z zamkniętych szafek. Jednak to zrobiła. Strażnik znalazł ją w czasie obchodu. Drzwi były otwarte.
– Drzwi czy sam zamek?
– Drzwi – odrzekła Ambrose. – A także dwie szafki. Pani Fitzgerald leżała na podłodze, martwa jak Juliusz Cezar. Oczywiście, podjęliśmy próbę reanimacji, ale bardziej z obowiązku niż nadziei.
– Muszę porozmawiać ze wszystkimi ludźmi w tym skrzydle budynku, zarówno z pacjentami, jak lekarzami.
– Pani porucznik…
– Pieprzyć przepisy o ochronie prywatności pacjentów. Uchylam je. Aha, proszę też wezwać strażnika, który znalazł zwłoki. – Eve przykryła ciało, przepełniona głębokim smutkiem. – Czy ktoś chciał się z nią zobaczyć lub o nią pytał?
– Oddziałowa powinna to wiedzieć.
– No to zacznijmy od niej. Pani niech w tym czasie zbierze całą resztę. Jest tu jakiś pokój, w którym mogłabym prowadzić przesłuchania?
– Może pani skorzystać z mojego gabinetu. – Doktor Ambrose spojrzała na ciało i syknęła przez zęby. – Piękna kobieta. Młoda, u progu wielkiej sławy. Narkotyki są jak leki, pani porucznik. Wydłużają życie, czynią je bardziej atrakcyjnym. Uśmierzają ból, uspokajają nerwy. Ale trudno mi o tym pamiętać, kiedy widzę, co robią z ludźmi. Jeśli interesuje panią moje zdanie, w co śmiem wątpić, ta kobieta wstąpiła na drogę, która zawiodła ją tutaj, w chwili, kiedy wypiła pierwszy łyk tego ładnego niebieskiego napoju.
– Tak, ale dotarła do kresu o wiele za szybko. Eve wyszła na korytarz i od razu dostrzegła Peabody.
– Gdzie Casto?
– Zadzwoniłam do niego. Już tu jedzie.
– Ach, Peabody, co za bajzel. Zobaczmy, co się da zrobić, żeby dojść z tym wszystkim do ładu. Postaw kogoś przed tym pokojem… Hej, ty. – Na końcu korytarza pojawiła się policjantka, która miała pilnować Jerry Fitzgerald. Sądząc z jej reakcji, funkcjonariuszka wiedziała, co ją czeka; najpierw się skrzywiła, po czym z kamiennym wyrazem twarzy podeszła do Eve.