Dallas wyładowała całą swoją złość na nieszczęsnej policjantce; celowo nie powiedziała jej, że nie zamierza składać na nią skargi. A niech się dziewczyna pomęczy.
Skończywszy krzyczeć, Eve, spocona i blada, zauważyła paskudną, siniejącą ranę na szyi policjantki.
– Zrobił ci to ten agresywny pacjent?
– Tak jest. Zanim udało mi się go obezwładnić.
– Niech lekarz rzuci na to okiem, na Boga. Przecież jesteś w szpitalu. Poza tym, te drzwi mają być zabezpieczone. Rozumiesz? Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi.
– Tak jest. – Stanęła na baczność z miną zbitego szczeniaka. Jeszcze nie tak dawno była za młoda, by kupować alkohol, pomyślała Eve, kręcąc głową.
– Stój na straży, dopóki nie przyślę ci zmiennika.
Odwróciła się, przywołując Peabody skinieniem ręki.
– Jeśli pani kiedyś tak się na mnie wkurzy – powiedziała łagodnym tonem – wolałabym, żeby zamiast wrzeszczeć, po prostu dała mi pani pięścią w twarz.
– Zapamiętam to. Casto, cieszę się, że postanowiłeś do nas przyjechać.
Koszulę miał wygniecioną, jakby wychodząc, włożył na siebie pierwszy ciuch, jaki był pod ręką. Eve doskonale wiedziała, jak to jest. Jej koszula wyglądała, jakby ktoś przez tydzień trzymał ją w kieszeni.
– Co tu się stało, do licha?
– Tego właśnie usiłujemy się dowiedzieć. Zajęliśmy na nasze potrzeby gabinet doktor Ambrose. Przesłuchamy personel szpitala. Pacjentów prawdopodobnie będziemy musieli przepytywać w ich pokojach. Wszystko ma być nagrywane, Peabody, poczynając od tej chwili.
Delia posłusznie wyjęła mikrofon i przypięła go do klapy munduru.
– Tak jest.
Eve skinęła głową na doktor Ambrose, po czym ruszyła w ślad za nią przez drzwi ze zbrojonego szkła na krótki korytarz, prowadzący do małego zagraconego pokoju.
– Porucznik Eve Dallas. Rozpoczynam przesłuchanie potencjalnych świadków w sprawie śmierci Jerry Fitzgerald. – Spojrzała na zegarek i podała datę oraz godzinę. – W przesłuchaniu oprócz mnie biorą udział: porucznik Jake T. Casto, wydział nielegalnych substancji, oraz sierżant Delia Peabody, tymczasowa asystentka porucznik Dallas. Przesłuchanie odbędzie się w gabinecie doktor Ambrose z Centrum Rehabilitacji Ofiar Uzależnień. Doktor Ambrose, proszę zawołać siostrę oddziałową.
– Jak ona umarła, do licha? – spytał Casto. – Jej organizm nagle wysiadł czy co?
– W pewnym sensie. Potem ci wszystko opo- j wiem.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zmienił j zdanie.
– Można tu dostać kawę, Eve? Odczuwam głód] kofeiny.
– Sprawdź, czy to działa. – Wskazała kciukiem j sfatygowanego autokucharza, po czym usiadła za biurkiem.
Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Do połuć Eve przesłuchała wszystkich członków personel pełniących dyżur w tym skrzydle budynku i od I dego z nich usłyszała niemal dokładnie to samo. Co pacjent z pokoju 6027 uwolnił się z pasów, zaatakował oddziałową i w szpitalu zapanował chaos. Pracownicy wylegli na korytarz, pozostawiając Jerry samą, bez ochrony, na dwanaście do osiemnastu minut.
Wystarczająco dużo czasu, by zdesperowana kobieta mogła uciec. Ale skąd wiedziała, gdzie szukać narkotyku, którego potrzebowała, i jak udało jej się uzyskać do niego dostęp?
– Może pielęgniarki gadały o tym w jej pokoju?
– Casto pałaszował wegetariańskie spaghetti. Siedzieli we trójkę w szpitalnej stołówce. – Nowy narkotyk zawsze budzi duże emocje. Oddziałowa czy ludzie z personelu mogli o tym rozmawiać, a Jerry być może wcale nie spała tak mocno, jak się wszystkim wydawało. Usłyszała rozmowę, a potem skorzystała z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby się wymknąć.
Eve przeanalizowała to, żując kawałek pieczonego kurczaka.
– Owszem, to miałoby sens. Musiała usłyszeć, gdzie są przechowywane narkotyki. Była inteligentna, a w dodatku na ostrym głodzie. Na pewno udałoby jej się zejść na dół, nie zwracając na siebie uwagi. Ale jak, u licha, pootwierała te wszystkie zamki? Skąd zdobyła kod?
Casto nie odpowiedział. Zmarszczył brwi i wlepił wzrok w talerz. Zdrowy mężczyzna potrzebuje mięsa, do cholery. Uczciwego, czerwonego mięsa. A w tych przeklętych klinikach traktowano je jak truciznę.
– Czy mogła jakoś zdobyć kod uniwersalny?
– spytała Peabody. Ona poprzestała na sałatce, bez sosu; ostatnimi czasy postanowiła się odchudzać.
– Albo urządzenie do łamania kodów.
– No to gdzie ono jest? – odparowała Eve. – Kiedy ją znaleziono, już nie żyła. Nie miała przy sobie karty z kodem uniwersalnym.
– Może te cholerne drzwi były otwarte, kiedy tam przyszła? – Casto z obrzydzeniem odsunął talerz. – To by mnie nawet nie zdziwiło. Od samego początku prześladuje nas pech.
– Nie, to już byłby zbyt duży zbieg okoliczności. Dobrze, powiedzmy, że Jerry Fitzgerald podsłuchała rozmowę na temat Nieśmiertelności i dowiedziała się, gdzie przechowywana jest próbka narkotyku. Jest na ostrym głodzie, nieco łagodzonym przez leki, które jej podano. Ale potrzebuje swojej działki. Potem, jak dar niebios, na korytarzu wybucha jakieś zamieszanie. Nie ufam darom niebios – mruknęła Eve. – Ale na razie przyjmijmy, że tak było. Fitzgerald wstaje, zauważa, że pilnująca jej policjantka zniknęła, więc czym prędzej wybiega z pokoju. Schodzi piętro niżej do magazynu, choć nie bardzo mogę sobie wyobrazić, żeby pielęgniarki rozmawiały przy niej, jak do niego trafić. W każdym razie idzie tam, tyle wiemy na pewno. Ale co do tego, jak dostała się do środka…
– Co ci chodzi po głowie, Eve?
Spojrzenia jej i Casto skrzyżowały się nagle.
– Ktoś jej pomógł. Ktoś się postarał, żeby dostała ten narkotyk w swoje ręce.
– Myślisz, że zaprowadził ją tam ktoś z personelu?
– To możliwe. – Eve wzruszyła ramionami, słysząc powątpiewanie w jego głosie. – Łapówka, obietnica, może wśród pielęgniarzy znalazł się jakiś oddany fan. Kiedy przejrzymy akta wszystkich zatrudnionych tu ludzi, być może uda się zawęzić krąg podejrzanych. Na razie… – Urwała, gdy rozległo się brzęczenie komunikatora. – Dallas.
– Lobar, ekipa śledcza. Znaleźliśmy w śmieciach coś, co powinno panią zainteresować. Karta z kodem uniwersalnym, pokryta odciskami palców Fitzgerald.
– Dołącz ją do dowodów, Lobar. Zaraz do was przyjdę.
– To wiele wyjaśnia – oświadczył Casto. Wiadomość od Lobara na tyle poprawiła mu apetyt, że znów zabrał się do makaronu. – Jak mówiłaś, ktoś jej pomógł. Albo dmuchnęła kartę z pokoju pielęgniarek, korzystając z ogólnego zamieszania.
– Cwana dziewczyna – mruknęła Eve. – Bardzo cwana. Zaplanowała wszystko co do minuty. Zeszła na dół, pootwierała, co chciała, a potem jeszcze pozbyła się karty z kodem. Żeby to przeprowadzić, musiała trzeźwo myśleć, zgodzicie się?
Peabody zabębniła palcami w stół.
– Jeśli wzięła Nieśmiertelność przed innymi narkotykami, co wydaje się prawdopodobne, zapewne natychmiast przyszła do siebie. Prawdopodobnie zorientowała się, że ktoś może ją przyłapać w magazynie. Gdyby wyrzuciła kartę, mogłaby się tłumaczyć, że trafiła tam przez pomyłkę, bo straciła orientację.
– Właśnie. – Casto obdarzył ją szerokim uśmiechem. -To wydaje się rozsądne.
– Więc dlaczego nie wyszła z magazynu? – spytała Eve. – Znalazła to, po co przyszła. Czemu po prostu nie uciekła?
– Eve – powiedział Casto niemal szeptem, patrząc jej w oczy. – Istnieje jeszcze jedna możliwość, o której nie wspomnieliśmy. Może Fitzgerald chciała umrzeć.
– Świadomie przedawkowała? – Na tę myśl Eve poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Poczucie winy powróciło. – Ale dlaczego?
Casto położył rękę na jej dłoni.