– Jest pan najlepszym komendantem. Nie mam nic przeciwko temu, żeby nadal był pan moim przełożonym.
– Ale nie przyjacielem. – Skinął głową na znak, że wie, co oznacza jej milczenie. – Chodzi mi jednak o to, że doskonale wiem, przez co przechodzisz. Pamiętam, jak dawałem ci się we znaki, kiedy prowadziłaś dochodzenie, które dotyczyło mnie osobiście. Wiem, jak to jest, kiedy człowiek musi wybierać między obowiązkiem a przyjaźnią, Dallas. Zapewne nie chcesz opowiedzieć mi o refleksjach, jakie budzi w tobie sprawa twojej przyjaciółki, ale sugeruję, żebyś porozmawiała o tym z kimś, komu ufasz. Ja nie podzieliłem się z nikim swoim ciężarem. Nie popełniaj tego samego błędu.
– Mavis nikogo nie zabiła. Żadne dowody nie skłonią mnie do zmiany zdania. Zrobię, co do mnie należy, panie komendancie. I w końcu znajdę prawdziwego zabójcę.
– Nie wątpię, że sumiennie wypełnisz swoje obowiązki, chociaż będzie cię to wiele kosztować. Zapewniam cię, że możesz na mnie liczyć, a czy z tego skorzystasz, to już twoja sprawa.
– Dziękuję. Mam prośbę w związku z inną sprawą.
– Którą?
– Chodzi o zabójstwo Johannsena.
Tym razem Whitney westchnął, głęboko i przeciągle.
– Dallas, jesteś niczym jakiś cholerny terier. Nigdy nie odpuszczasz.
Nie mogła temu zaprzeczyć.
– Otrzymał pan mój raport dotyczący substancji znalezionej w pokoju Boomera. Niestety, nie została jeszcze do końca zidentyfikowana. Próbowałam na własną rękę dowiedzieć się czegoś o wzorze chemicznym, zapisanym na dysku ukrywanym przez Boomera. – Wyjęła go z torebki. -To nowy narkotyk o niezwykle silnym działaniu, utrzymującym się dość długo w porównaniu z obecnie dostępnymi środkami. Cztery do sześciu godzin przy normalnej dawce. Przyjęcie większej ilości w osiemdziesięciu ośmiu procentach przypadków skończyłoby się śmiercią.
Whitney wydął wargi i obrócił dysk w dłoniach.
– Zdobyłaś wszystkie te informacje na własną rękę?
– Wykorzystałam swoje znajomości. Badania wciąż trwają, ale laboratorium zidentyfikowało już kilka składników i ich proporcje wagowe. Tego typu substancja przynosiłaby ogromne zyski; niewielka ilość wystarcza do uzyskania pożądanego efektu. Jest bardzo uzależniająca i wywołuje uczucie mocy oraz pewnego rodzaju euforię, wrażenie panowania nad sobą i innymi. Zawiera też coś w rodzaju regeneratora komórek. Przeprowadziłam symulację efektów kilkuletniego uzależnienia. Codzienne przyjmowanie tego środka w okresie pięciu lat w dziewięćdziesięciu sześciu przecinek osiem procent przypadków spowoduje całkowity paraliż układu nerwowego. I śmierć.
– Jezu Chryste. To trucizna?
– W dłuższej perspektywie, owszem. Producenci z pewnością zdają sobie z tego sprawę, co oznacza, że winni są nie tylko dystrybucji nielegalnych substancji odurzających, ale i morderstwa z premedytacją. Eve zawiesiła na chwilę głos, by jej szef mógł to wszystko przetrawić. Doskonale zdawała sobie sprawę, ile nerwów straciłby, gdyby media wgryzły się swoimi żądnymi sensacji kłami w te informacje.
– Nie wiem, czy Boomer był tego świadom, czy nie; w każdym razie wiedział tyle, że zasłużył sobie na śmierć. Chcę zająć się tą sprawą, a ponieważ mam na głowie wiele innych rzeczy, proszę, by do czasu zakończenia śledztwa sierżant Peabody była moją asystentką.
– Peabody nie ma doświadczenia w tego rodzaju sprawach.
– Nadrabia to inteligencją i pracowitością. Chcę, żeby pomagała mi w koordynowaniu działań z porucznikiem Casto z wydziału nielegalnych substancji. Boomer był także jego informatorem.
– Załatwię to. W sprawie zabójstwa Pandory skorzystaj z pomocy Feeneya. – Uniósł brwi. – Ach, już to zrobiłaś. Przypuśćmy, że właśnie wydałem ci to polecenie i od tej pory Feeney oficjalnie jest twoim asystentem. Będziesz musiała radzić sobie z mediami.
– Już prawie do tego przywykłam. Nadine Furst wróciła z urlopu. Powiem jej to, co uznam za stosowne. Ona i Kanał 75 mają wobec mnie spory dług. – Wstała. – Muszę przesłuchać parę osób. Skontaktuję się z Feeneyem i wezmę go ze sobą.
– Może uda się wszystko wyjaśnić przed twoim miesiącem miodowym. – Na jej twarzy w jednej chwili odmalowały się wstyd, radość i lęk, uczucia tak przeciwstawne, że Whitney nie wytrzymał i ryknął rubasznym śmiechem. – Dasz sobie radę, Dallas. Daję ci słowo.
– Jasne. Cóż z tego, że facet, który ma zaprojektować moją ślubną suknie, siedzi w areszcie? – wymamrotała. – Dziękuję, szefie.
Komendant odprowadził ją spojrzeniem. Może nie zdawała sobie sprawy, że zburzyła dzielący ich mur, ale on to zauważył.
– Żona będzie zachwycona. – Feeney rozsiadł się wygodnie w fotelu pasażera, zadowolony, że to Dallas musi się męczyć za kierownicą. Jechali w kierunku Park Avenue South. Feeney, rodowity nowojorczyk, już dawno przywykł do odbijającego się echem ryku sterowców turystycznych i podniebnych autobusów.
– Obiecali, że naprawią, kutasy. Słyszysz to, Feeney? To cholerne brzęczenie?
Kapitan przez grzeczność wytężył słuch, usiłując wyłowić dźwięk wydobywający się spod tablicy rozdzielczej.
– Jak rój wściekłych pszczół.
– Trzy dni – irytowała się Eve – trzy dni w naprawie i co? Jest gorzej, niż było.
– Dallas. – Położył dłoń na jej ramieniu. – Musisz wreszcie przyjąć do wiadomości fakt, że twój wóz to kupa złomu. Zamów sobie nowy.
– Nie chcę żadnego nowego samochodu. – Uderzyła otwartą dłonią w deskę rozdzielczą. – Chcę jeździć tym, tylko bez efektów dźwiękowych. – Zatrzymała się na światłach i nerwowo zabębniła palcami w kierownicę. Sądząc po odgłosach wydobywających się z przyrządów, włączenie automatycznego kierowania mogłoby się źle skończyć. – Gdzie, do diabła, jest Central Park South 582? – Brzęczenie nie cichło, więc Eve ponownie rąbnęła dłonią deskę rozdzielczą. – Pytam, gdzie u licha jest Central Park South 582.
– Trochę uprzejmości nie zaszkodzi – zauważył Feeney. – Komputer, pokaż plan miasta i zlokalizuj Central Park South numer 582.
Kiedy na tablicy rozdzielczej posłusznie ukazał się ekran z mapą holograficzną ukazującą trasę przejazdu, Eve zmełła w ustach przekleństwo.
– Ja się nie cackam ze swoimi urządzeniami.
– Może dlatego bez przerwy ci się psują. Jak już mówiłem – ciągnął, nie pozwalając Eve dojść do słowa – żona będzie zachwycona. Justin Young. Grał amanta w „Zapada noc".
– Czy to czasem nie opera mydlana? – Obrzuciła Feeneya zdumionym spojrzeniem. – To ty oglądasz takie bzdury?
– A owszem, włączam sobie czasami Kanał Mydlany, żeby się zrelaksować. Jak wszyscy. W każdym razie, moja żona oszalała na jego punkcie. Teraz Young występuje w filmach. Mówię ci, nie ma tygodnia, żeby nie nagrała sobie któregoś z nich. Gość jest dobry, trzeba mu przyznać. No, a do tego Jerry Fitzgerald. – Feeney uśmiechnął się do własnych myśli.
– Zachowaj swoje marzenia dla siebie, koleś.
– Mówię ci, ta dziewczyna ma niesamowite ciało. Nie to, co te wychudzone modelki. – Z jego ust wyrwał się dźwięk, jaki wydałby z siebie człowiek, przed którym postawiono michę pełną lodów. – Wiesz, czemu ostatnimi czasy szczególnie lubię z tobą pracować, Dallas?
– Bo jestem urocza i bystra jak mało kto?
– Tak, jasne. – Przewrócił oczami. -Ale nie o to chodzi. Najfajniejsze jest to, że mogę po powrocie do domu opowiadać żonie, kogo to ja dziś przesłuchiwałem. Miliardera, senatora, włoskich arystokratów, gwiazdy filmowe. Mówię ci, urosłem w jej oczach.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Udało jej się zmieścić zdezelowany wóz policyjny między mini-rolls-royce'em a zabytkowym mercedesem. – Tylko powściągnij swój zachwyt, jak będziemy wyciągać zeznania z tego aktora.
– Jestem zawodowcem. – Mimo to, kiedy wysiadał z samochodu, na jego obliczu gościł szeroki uśmiech. – Spójrz na ten dom. Chciałabyś tu mieszkać? – Parsknął śmiechem i odwrócił się od połyskującej w słońcu, zbudowanej ze sztucznego marmuru fasady wysokiego budynku. – Och, zapomniałem. Teraz coś takiego to dla ciebie slumsy.