– Nie wątpię. – Postanowiła koniecznie to sprawdzić. – Czy zna pan kogoś, kto mógłby źle życzyć Pandorze?
– Pani porucznik, do końca życia nie udałoby mi się zamknąć listy. – Błysnął zębami w uśmiechu, w jego oczach widać było rozbawienie i drapieżność zarazem. – Co prawda, siebie do jej wrogów nie zaliczałem, ale to głównie dlatego, że niewiele dla mnie znaczyła.
– Czy skosztował pan najnowszego specjału Pandory?
Redford zesztywniał, zawahał się, po czym znów odzyskał spokój.
– No proszę, doskonały manewr. Zbić nieostrożnego rozmówcę z tropu zaskakującą zmianą tematu, a nuż się zdradzi. Otóż chcę oficjalnie oświadczyć, że nie używam żadnych zabronionych substancji. -Ale na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, zadający kłam jego słowom. – Wiedziałem, że Pandora od czasu do czasu brała. Uważałem, że to jej sprawa. Ostatnio chyba odkryła coś zupełnie nowego, coś, z czym często zdarzało jej się przeholować. Tamtego wieczora wszedłem do jej sypialni.
Zamilkł na chwilę, jakby usiłował przywołać w pamięci wszystkie szczegóły.
– Wyjęła jakąś pigułkę z małej, ślicznej drewnianej szkatułki. Zdaje się, że była chińska. To znaczy, szkatułka – dodał z uśmiechem. – Pandora była zaskoczona, bo zjawiłem się za wcześnie, i wrzuciła szkatułkę do szuflady toaletki, po czym pospiesznie ją zamknęła. Spytałem ją, co tak przede mną ukrywa, a ona powiedziała… – Znów zawiesił głos i zmrużył oczy. – Co takiego powiedziała? Aha, że to jej skarb, jej fortuna. Nie, nie, coś innego; nagroda czy coś… Tak, tak właśnie powiedziała. Potem wrzuciła pigułkę do ust i popiła ją szampanem. I zaczęliśmy uprawiać seks. Początkowo Pandora wydawała się zdekoncentrowana, wkrótce jednak stała się dzika, nienasycona. Chyba nigdy jeszcze nie widziałem jej w takim stanie, jak wtedy. Potem ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. W tym samym czasie przyjechali Jerry i Justin. Później nie pytałem już Pandory więcej o te tabletki. Po prostu o nich zapomniałem.
– No i co o nim sądzisz, Peabody?
– Jest chytry.
– Jak każdy skąpiec. – Eve włożyła ręce do kieszeni i zaczęła się bawić małymi żetonami. Winda ruszyła w dół. – Nienawidził jej, ale z nią sypiał i był gotów wykorzystać ją do własnych celów.
– Myślę, że chociaż uważał Pandorę za żałosną i potencjalnie niebezpieczną, liczył na to, że dużo na niej zarobi.
– Czy mógłby ją zabić, gdyby straciła popularność albo stała się nazbyt niebezpieczna?
– Bez najmniejszych skrupułów. – Peabody wyszła z windy pierwsza. – Sumienie się dla niego nie liczy. Gdyby współpraca przestała im się układać albo gdyby Pandora próbowała go szantażować, zlikwidowałby ją natychmiast. Ludzie tak pewni siebie, tak opanowani, mają w sobie mnóstwo agresji. A jego alibi jest do niczego.
– Prawda? – Eve uśmiechnęła się do niej. – Sprawdzimy je, ale najpierw pojedziemy do mieszkania Pandory i poszukamy tej szkatułki. Połącz się z dyspozytornią – nakazała. – Załatw zezwolenie na wyłamanie zamków.
– Zrobiłabyś to i bez zezwolenia – mruknęła Peabody, ale posłusznie uruchomiła łącze.
Szkatułka zniknęła bez śladu. Było to dla Eve tak dużym zaskoczeniem, że wpatrywała się w szufladę przez dobrych dziesięć sekund, zanim dotarło do niej, że jest pusta.
– To jest toaletka, zgadza się?
– Tak się na to mówi. Spójrz na te wszystkie buteleczki i słoiczki. Krem na to, krem na tamto. Cały dzień można by tu przesiedzieć. – Peabody nie wytrzymała i wzięła do ręki pojemniczek wielkości połowy jej kciuka. – Krem Wiecznie Młoda. Wiesz, ile kosztuje to gówno, Dallas? Pięćset w sklepie Saksa. Pięć setek za nędzne piętnaście gramów!
Odłożyła słoiczek, zawstydzona, że przez chwilę czuła pokusę, by schować go do kieszeni.
– Gdyby podliczyć wartość tego wszystkiego, wyszłoby, że wydała na to dziesięć, piętnaście tysięcy. Jezu.
– Peabody, weź się w garść.
– Tak jest. Przepraszam, pani porucznik.
– Szukamy jakiejś szkatułki. Nasi ludzie grzebali już w tym pokoju, powyjmowali dyski z jej łącz. Wiemy, że tamtej nocy nikt do niej nie dzwonił ani ona do nikogo nie dzwoniła. Przynajmniej z tego mieszkania. Dobrze, zastanówmy się. Jest wkurzona. Jest nabuzowana. Co robi?
Eve otwierała kolejne szuflady, jedną po drugiej, nie przerywając swoich rozważań.
– Może pije kolejne drinki, biega po domu i wyobraża sobie, co zrobiłaby ludziom, którzy ją wkurzyli. Dranie, suki. Za kogo oni się mają? Ona może mieć wszystko i wszystkich. Wpada do sypialni i połyka następną tabletkę, tylko po to, żeby pozostać na haju.
Znalazła jakieś pudełko. Mimo że było zwykłe, emaliowane, a nie drewniane i rzeźbione, jej serce zabiło nadzieją. W środku jednak znajdowały się najprzeróżniejsze pierścienie. Złote, srebrne, porcelanowe, wykonane z rzeźbionej kości słoniowej.
– Dziwne miejsce na biżuterię – zauważyła Peabody. – Zwłaszcza że kostiumy trzymała w tej wielkiej szklanej skrzyni, a prawdziwe kamienie szlachetne w sejfie.
Eve podniosła głowę; kiedy zauważyła, że asystentka ma śmiertelnie poważną minę, parsknęła śmiechem, nawet nie próbując ukryć rozbawienia.
– Peabody, to nie jest taka zwykła biżuteria. To pierścienie na członek. Wiesz, wkładasz to na niego, a potem…
– Jasne. – Peabody wzruszyła ramionami, starając się nie patrzeć z zaciekawieniem na znalezisko Eve. – Wiedziałam o tym. Tylko że… trzymała je w dziwnym miejscu.
– No tak, oczywiście, jak można trzymać zabawki seksualne przy łóżku? Mniejsza z tym, o czym to ja mówiłam? Aha, no więc Pandora połyka tabletki i popija je szampanem. Ktoś musi jej zapłacić za zepsuty wieczór. Ten skurwiel Leonardo będzie pełzał przed nią w pyle, błagając o litość. Zemści się na nim za to, że zdradzał ją z jakąś nędzną zdzirą, i za to, że pozwolił, by ta mała suka przyszła do niej, do Pandory, to jej mieszkanie, do cholery!…, i jeszcze się na nią rzuciła z pięściami!
Eve zamknęła szufladę i otworzyła następną.
– System monitoringu wskazuje, że Pandora wyszła z domu parę minut po drugiej. Drzwi zamykają się automatycznie. Nie wezwała taksówki. Od mieszkania Leonarda dzieliło ją co najmniej sześćdziesiąt przecznic i miała wysokie obcasy, ale nie pojechała taksówką. W rejestrach żadnej z firm przewozowych nie ma wzmianki o tym, by któryś z kierowców zgłosił się na jej wezwanie czy gdzieś ją zawoził. Pandora figuruje w rejestrze właścicieli miniłączy, ale nie miała go przy sobie.
– Jeśli skontaktowała się przez miniłącze ze swoim przyszłym zabójcą, ten człowiek na pewno miałby dość oleju w głowie, żeby je potem wyrzucić. Przecież na dysku zapisywane są wszystkie rozmowy. – Peabody przystąpiła do przeszukiwania dwupoziomowej garderoby i na chwilę zaparło jej dech w piersiach na widok niezliczonych szykownych kreacji; do wielu z nich wciąż jeszcze przyczepione były metki. – Nawet jeśli była na prochach, nie ma mowy, żeby poszła pieszo do centrum. Podeszwy większości jej butów są nienaruszone. Nie lubiła spacerów.
– Tamtego wieczora była nabuzowana, a jakże. Nie zamierzała zamawiać jakiejś zafajdanej, cuchnącej taksówki. Przecież wystarczy strzelić palcami i pojawi się pół tuzina nadgorliwych sługusów, którzy zawiozą ją, gdzie tylko zechce. Czyli strzela palcami i ktoś po nią przyjeżdża. Razem jadą do Leonarda. Dlaczego?
Zafascynowana łatwością, z jaką Eve odgadywała tok myślenia Pandory i przeplatała go własnym, Peabody przerwała poszukiwania i wlepiła w nią wzrok.
– Nalega. Żąda. Grozi.
– Może dzwoni właśnie do Leonarda. Albo do kogoś innego. Dojeżdżają na miejsce, okazuje się, że kamera monitorująca jest zniszczona. Albo to Pandora ją rozwala.
– Bądź robi to zabójca. – Peabody przebrnęła przez morze białego jedwabiu. – Ponieważ już wie, że ją załatwi.
– Po co więc miałby zabierać ją do Leonarda, skoro chciał ją zabić? – spytała Eve. – A jeśli zrobił to Leonardo, to po co miałby kalać własne gniazdko? Nie jestem pewna, czy w tym momencie morderca wiedział już, co właściwie chce zrobić. Dobrze, docierają więc na miejsce i, jeśli Leonardo mówił prawdę, studio jest puste. On sam zalewa pałę i szuka Mavis, która także zalewa pałę. Pandora chce, żeby Leonardo był w domu, chce go ukarać. Wpada w szał i zaczyna demolować pracownię, może też wyładowuje gniew na towarzyszącej jej osobie. Wywiązuje się walka, z każdą chwilą coraz bardziej gwałtowna. On bierze do ręki laskę, może w obronie własnej, a może nie. Ona jest zszokowana, przerażona. Jak on śmie podnieść na nią rękę? Co to, u licha, ma znaczyć? A on nie może się powstrzymać albo nie chce. Pandora leży na podłodze, wszędzie jest krew.