– Żaden problem, skoro to ja nadal dzierżę kij. Dostaniesz mój raport, Casto.
– Będę ci wdzięczny. Ja zamierzam dalej węszyć po ulicach. Jak dotąd, nikt nic nie wie. Ale fakt, że ta substancja jest pochodzenia pozaziemskiego, może mieć przełomowe znaczenie. Znam kilku roboli z urzędu celnego, którzy mają wobec mnie dług wdzięczności.
Po chwili wahania Eve uznała, że nadszedł czas, by wprowadzić ideę współpracy w czyn.
– Zacznij od układu Stellar Pięć. Pandora wróciła stamtąd na kilka dni przed śmiercią. Nie sprawdziłam jeszcze, czy zatrzymywała się gdzieś po drodze.
– Dobrze. Jak już będziesz to wiedziała, daj mi znać. – Uśmiechnął się, a jego dłoń, dotąd spoczywająca na ramieniu Eve, zsunęła się do jej nadgarstka. – Coś mi mówi, że teraz, kiedy już wypraliśmy nasze brudy, stworzymy cholernie dobry zespół. Wzmianka o rozwiązaniu tej sprawy upiększy nasze akta.
– Bardziej zależy mi na schwytaniu mordercy niż na awansie.
– Hej, sprawiedliwość to podstawa. – Kącik jego ust drgnął lekko. -Ale nie zamierzam rozpaczać, jeśli przy okazji zwiększę swoje szansę na otrzymanie pensji kapitańskiej. Nie gniewasz się na mnie?
– Nie. Na twoim miejscu zrobiłabym to samo.
– No to nie ma sprawy. Może któregoś dnia znów wpadnę do ciebie na kawkę. – Jego dłoń lekko zacisnęła się na jej nadgarstku. – Aha, i mam nadzieję, że uwolnisz swoją przyjaciółkę od zarzutów. Mówię poważnie.
– Zrobię to. – Kiedy odszedł na dwa kroki, Eve nie wytrzymała. – Casto?
– Tak, skarbie?
– Co mu obiecałeś?
– Baraniemu Łbowi? – Na jego usta wypłynął uśmiech, szeroki jak Oklahoma. – Skrzynkę czystej szkockiej. Capnął ją jak żabi ozór muchę. – Casto pokazał język i mrugnął do Eve. – Nikt nie opanował sztuki wręczania łapówek tak dobrze, jak gliny z wydziału nielegalnych substancji.
– Zapamiętam to sobie. – Eve włożyła ręce do kieszeni, ale nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. – Ma klasę, trzeba mu to przyznać.
– I zgrabny tyłek – wyrwało się Peabody, zanim zdążyła się zreflektować. – To tylko moje spostrzeżenie.
– Z którym muszę się zgodzić. Cóż, Peabody, wygrałyśmy bitwę. Teraz trzeba wygrać wojnę.
Po skończeniu pracy Eve czuła się, jakby miała zeza. Puściła Peabody do domu, gdy tylko przesłały raport wszystkim zainteresowanym osobom. Potem zaczęła się zastanawiać, czy nie odwołać wizyty u psychologa; do głowy przyszło jej masę powodów, dla których mogła i powinna to zrobić.
Ale o wyznaczonej godzinie zjawiła się w gabinecie doktor Miry, by wdychać znajomy zapach ziołowej herbaty i subtelnych perfum.
– Cieszę się, że cię widzę.
Mira zmieniła uczesanie, zauważyła Eve. Miała teraz włosy obcięte na krótko, a nie jak poprzednio upięte w zgrabny kok. Oczy pozostały te same, głębokie, niebieskie, pełne sympatii.
– Dobrze wyglądasz.
– Bo dobrze się czuję.
– Nie wiem, jak ci się to udaje, przecież tak wiele się dzieje w twoim życiu. Zawodowym i osobistym. Pewnie niezwykle ciężko jest prowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa, o które została oskarżona bliska ci osoba. Jak sobie z tym radzisz?
– Robię, co do mnie należy. W ten sposób oczyszczę Mavis z zarzutów i dowiem się, kto ją wrobił.
– Czy nie masz poczucia, że musisz wybierać między swoimi obowiązkami a lojalnością wobec przyjaciółki?
– Nie. Przemyślałam to. – Eve potarła kolana dłońmi, które zrobiły się wilgotne, jak zawsze podczas spotkań z Mirą. – Gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy Mavis jest niewinna, nie wiem, jak bym postąpiła. Ale nie mam, więc odpowiedź jest prosta.
– Tak jest ci lżej.
– Można tak powiedzieć. Chociaż naprawdę odetchnę z ulgą dopiero wtedy, kiedy zakończę to śledztwo i udowodnię, że Mavis jest niewinna. Kiedy umawiałam się z tobą, dręczył mnie niepokój, teraz jednak czuję, że zapanowałam nad sytuacją.
– To dla ciebie ważne. Panować nad sytuacją.
– Gdybym nie była pewna, że dzierżę ster, nie mogłabym dobrze wykonywać swoich obowiązków.
– A jak jest w twoim życiu osobistym?
– Nikt nie wyrwie steru z rąk Roarke'a.
– Czyli w waszym domu to on rządzi?
– Rządziłby, gdybym mu na to pozwoliła. – Eve parsknęła śmiechem. – On pewnie powiedziałby o mnie dokładnie to samo. Wyrywamy sobie nawzajem stery, a w końcu i tak zmierzamy w tym samym kierunku. On mnie kocha.
– Mówisz tak, jakby cię to dziwiło.
– Bo to jest dziwne. Nikt nigdy mnie nie kochał. Nie tak, jak on. Niektórym ludziom łatwo jest wypowiedzieć słowa „kocham cię". Ale Roarke'a to nie dotyczy. Widzi, co dzieje się w głębinach mojej duszy, i wcale mu to nie przeszkadza.
– A powinno?
– Nie wiem. Nie zawsze podoba mi się to, co tam widzę, ale on dostrzega tam piękno. A przynajmniej mnie rozumie. -1 właśnie w tej chwili Eve uświadomiła sobie, że o tym właśnie musi porozmawiać. O mrocznych, ziejących chłodem otchłaniach w swojej duszy. – Może to dlatego, że obydwoje mieliśmy okropne dzieciństwo. Poznaliśmy na własnej skórze ludzkie okrucieństwo, kiedy byliśmy zbyt mali, żeby to zrozumieć. Widzieliśmy, jak władza w nieodpowiednich rękach nie tylko demoralizuje, ale wręcz okalecza człowieka na całe życie. On… zanim poznałam Roarke'a, nigdy z nikim się nie kochałam. Owszem, uprawiałam seks, ale nie czułam wtedy nic prócz zwyczajnego odprężenia. Nie wiedziałam, czym jest… intymność – zdecydowała się po chwili namysłu. – Czy to właściwe słowo?
– Tak, sądzę, że to najlepsze określenie. Jak myślisz, dlaczego jest wam ze sobą dobrze?
– To dzięki Roarke'owi. Dlatego, że… – Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. – Dlatego, że otworzył we mnie coś, co wcześniej było zamknięte. Powiem inaczej: coś, co pozostawało w letargu. Jakoś udało mu się zawładnąć albo to ja pozwoliłam, żeby zawładnął tą częścią mojej duszy, która umarła. Która została zabita, kiedy byłam dzieckiem, kiedy…
– Poczujesz się lepiej, jak to z siebie wyrzucisz, Eve.
– Kiedy ojciec mnie zgwałcił. – Wypuściła powietrze z ust i przestała powstrzymywać łzy. – Zgwałcił mnie, zadał mi ból. Wykorzystywał mnie jak dziwkę, gdy byłam za mała i za słaba, by stawić mu opór. Przygniatał mnie do ziemi albo wiązał, a potem bił, bił tak długo, że robiło mi się ciemno przed oczami, i zasłaniał dłonią moje usta, żebym nie mogła krzyczeć. A potem wciskał się we mnie, raz po raz, aż ból stawał się nie do zniesienia. Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc i nie pozostawało mi nic, tylko czekać, aż znowu to zrobi.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że nie ty byłaś temu winna? – spytała łagodnym tonem Mira. Kiedy ropień zostanie przecięty, myślała, trzeba ostrożnie, dokładnie, powoli wycisnąć całą truciznę. – Ani wtedy, ani teraz?
Eve otarła łzy grzbietem dłoni.
– Chciałam zostać policjantką. Dlatego, że gliny mają władzę. Łapią złych ludzi. Wydawało mi się to proste. Kiedy jednak zaczęłam pracować w policji, szybko zrozumiałam, że nie da się oczyścić świata z ludzi, którzy żerują na słabych i niewinnych. – Jej oddech stał się równy, miarowy. – Nie, to nie moja wina. Winien był on i wszyscy ci, którzy udawali, że nie widzą i nie słyszą, co się dzieje. Ale to ja ciągle muszę z tym żyć, a łatwiej mi było, kiedy tego nie pamiętałam.
– Ale pamiętasz to już od dłuższego czasu, prawda?
– We fragmentach. Przedtem pamiętałam tylko niejasne epizody z dzieciństwa.
– A jak jest teraz?
– Tych epizodów przybywa. Wszystko staje się wyraźniejsze, bliższe. – Potarła dłonią usta i położyła ją na kolanie. – Widzę jego twarz. Wcześniej tak nie było. W zeszłym roku, kiedy prowadziłam sprawę DeBlassa… chyba było w niej tyle analogii z moimi przeżyciami, że coś zaczęło mi świtać. Potem poznałam Roarke'a i wspomnienia powracały coraz szybciej. Nie mogę ich już powstrzymać.
– A czy chcesz to zrobić?
– Gdybym mogła, bez zastanowienia wymazałabym tamte lata z pamięci – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie mają wpływu na teraźniejszość. Nie chcę, aby wywierały na nią jakikolwiek wpływ.