– Chcę choć trochę uporządkować zebrane przez nas informacje, zanim zamelduję się u komendanta. Domyślam się, że zaraz po przyjeździe zostanę wezwana do Whitneya. Potrzebuję więc amunicji.
– Żaden problem. – Peabody wiedziała, że niektórzy ludzie naprawdę żyją w takich warunkach. Słyszała o nich, czytała, widziała w telewizji. Poza tym, sam apartament pani porucznik nie prezentował się szczególnie imponująco. Owszem, był ładny
– dużo przestrzeni, stylowe meble, doskonały sprzęt. Ale ten dom, Jezu, ten dom! To już nie była rezydencja, tylko pałac, a może nawet zamek. Zielone trawniki, kwitnące drzewa, fontanny. Wieże połyskujące w słońcu. A to wszystko ukazywało się oczom gościa, jeszcze zanim kamerdyner wprowadził go do olśniewającego swoim przepychem wnętrza, pełnego marmurów, kryształów i drewna. Do tego jeszcze ta przestrzeń. Tyle wolnej przestrzeni.
– Peabody?
– Co? Przepraszam.
– Nic się nie stało. Wiem, że ten dom każdego przytłacza.
– Jest niesamowity. – Przeniosła wzrok na Eve.
– W takim otoczeniu wygląda pani zupełnie inaczej – stwierdziła, po czym zmrużyła oczy. – O, rzeczywiście wygląda pani inaczej. Podcięte włosy! I wymodelowane brwi. – Zaintrygowana, podeszła bliżej.
– No i odmłodzona skóra.
– Maseczka i tyle. – Eve w ostatniej chwili powstrzymała dreszcz obrzydzenia. – Możemy przejść do rzeczy czy chcesz, żebym podała ci nazwisko mojej kosmetyczki?
– I tak nie byłoby mnie na nią stać – odparła radośnie Peabody. – Ale pani naprawdę wygląda dobrze. Powinna pani zacząć przygotowania do ślubu, skoro to już za parę tygodni.
– Nie za parę tygodni, tylko w następnym miesiącu.
– Ten następny miesiąc już się rozpoczął. Ma pani pietra. – Usta Peabody drgnęły w uśmiechu.
– Przecież pani niczego się nie boi.
– Zamknij się, Peabody. Nie zapominaj, po co tu jesteśmy.
– Tak jest. – Peabody spoważniała, lekko zawstydzona. – Wydawało mi się, że czekamy na kapitana Feeneya.
– Wezwałam Redforda na dziesiątą do komendy. Nie mogę sobie pozwolić na stratę czasu. Powiedz lepiej, czego dowiedziałaś się w klubie.
– Sporządziłam już raport. – Peabody wyjęła z torby dysk. – Przyjechałam na miejsce o siedemnastej trzydzieści pięć, nawiązałam kontakt z człowiekiem znanym jako Crack i przedstawiłam się jako pani asystentka.
– Jakie zrobił na tobie wrażenie?
– Oryginalny typ – odparła oschle Peabody.
– Wmawiał mi, że z moimi nogami powinnam zostać tancerką. Powiedziałam, że w tej chwili jest to absolutnie niemożliwe.
– Dobre.
– Okazywał chęć współpracy. Moim zdaniem, na wiadomość o śmierci Hetty zareagował autentycznym gniewem. Nie pracowała tam długo, ale, jak twierdził, była miła, zdolna i cieszyła się dużą popularnością wśród klientów.
– Rozumiem, że dokładnie przytaczasz jego słowa.
– Mówił językiem potocznym, cytowanym przeze mnie w raporcie. Nie zauważył, z kim Hetta rozmawiała po incydencie z Boomerem, jako że w klubie było tłoczno, a on sam był zajęty.
– Rozwalaniem głów.
– Właśnie. Wskazał mi jednak kilku innych pracowników i stałych bywalców, którzy mogli widzieć Hettę w czyimś towarzystwie. Mam ich nazwiska i zeznania. Nikt nie zauważył niczego dziwnego czy niezwykłego. Jeden z klientów oświadczył, że widział, jak Hetta wchodziła do jednego z prywatnych boksów z jakimś mężczyzną, ale nie pamiętał, o której to było godzinie, a podany przez niego rysopis jest niezbyt dokładny. Cytuję: „taki wysoki gościu".
– Doskonale.
– Hetta opuściła lokal o drugiej piętnaście, godzinę wcześniej, niż to miała w zwyczaju. Powiedziała jednej z dziewczyn, że wyrobiła już swoją normę. Pokazała jej garść kredytów i banknotów. Chwaliła się, że był u niej nowy klient, który dobrze płaci za usługi wysokiej jakości. Wtedy ostatni raz widziano ją w klubie.
– Jej ciało zostało znalezione po trzech dniach. – Eve, sfrustrowana, odsunęła się od stołu. – Gdyby ta sprawa trafiła do mnie wcześniej, gdyby Carmi-chael zachciało się trochę poszperać… Zresztą, nie ma co gdybać.
– Hetta była powszechnie lubiana.
– Czy miała kogoś?
– Nikogo stałego. W tego typu klubach pracownicom odradza się bliższe prywatne kontakty z klientami, a Hetta ponoć była prawdziwą profesjonalistką. Często zmieniała miejsca pracy, ale na razie nie wiem nic więcej na ten temat. Jeśli tej nocy, kiedy zginęła, gdzieś pracowała, nie zostało to nigdzie odnotowane.
– Czy ćpała?
– W towarzystwie, od czasu do czasu. Według ludzi, z którymi rozmawiałam, nie brała twardych narkotyków. Sprawdziłam jej akta. Nie licząc kilku starych wyroków za posiadanie, była czysta.
– Jak starych?
– Sprzed pięciu lat.
– Dobra, szperaj dalej. – Zwróciła się w stronę drzwi, w których stanął Feeney. – No, cieszę się, że jednak znalazłeś dla nas czas.
– Wiesz, jakie dziś są korki? O, muffiny! – Rzucił się na koszyk jak sęp. – Jak leci, Peabody?
– Dzień dobry, kapitanie.
– To dopiero chata, co? Dallas, masz nową koszulę?
– Nie.
– Dziwne. Wyglądasz jakoś inaczej niż zwykle. – Nalał sobie kawy, a Eve przewróciła oczami. -Znalazłem faceta z wytatuowanym wężem. Około drugiej Mavis zjawiła się w Ground Zero, zamówiła sobie Krzykacza i tancerza. Osobiście z nim rozmawiałem. Pamięta ją. Twierdzi, że była nawalona jak biszkopt, ale piła kieliszek za kieliszkiem. Przedstawił jej listę oferowanych usług, ale podziękowała i wytoczyła się z knajpy.
Feeney usiadł z głośnym westchnieniem.
– Jeśli była jeszcze w innych klubach, nie korzystała tam z kredytu. Nie udało mi się dowiedzieć, co robiła po tym, jak o drugiej czterdzieści pięć wyszła z Ground Zero.
– Gdzie jest ta knajpa?
– Mniej więcej sześć przecznic od miejsca zbrodni. Mavis konsekwentnie zmierzała w tym kierunku, od chwili, kiedy wyszła od Pandory. Po drodze wstąpiła do pięciu innych klubów. Wszędzie zamawiała Krzykacze, głównie potrójne. Nie wiem, jak jej się udało utrzymać na nogach.
– Sześć przecznic – mruknęła Dallas. – Pół godziny przed zabójstwem.
– Przykro mi, mała. To wcale nie polepsza jej sytuacji. Przejdźmy do dysków z systemu monitorującego. Skaner przed domem Leonarda został zdemolowany o dziesiątej wieczorem. W tej okolicy było dużo skarg na dzieciaki rozbijające kamery, więc pewnie i tym razem tak się stało. System monitoringu w domu Pandory został wyłączony przez wpisanie odpowiedniego kodu. Żadnego majstrowania, żadnego sabotażu. Ten, kto to zrobił, wiedział, jak dostać się do środka.
– Znał ją, znał kod.
– Nie ma innej możliwości – przytaknął Feeney. – Na dyskach z domu Justina Younga nie znalazłem żadnych braków. Young i Fitzgerald wrócili do mieszkania około pierwszej trzydzieści; ona wyszła następnego dnia o dziesiątej lub dwunastej. Nic poza tym. Ale… – Zawiesił dramatycznie głos. -W budynku są tylne drzwi.
– Co?
– Wejście przez kuchnię do windy towarowej. W windzie nie ma kamer. Można nią wjechać na dowolne piętro i do garażu. Oczywiście i w garażu, i na wszystkich piętrach jest zainstalowany system monitorujący. Ale… – Kolejna przerwa. – Winda ta jeździ też do tylnego pomieszczenia gospodarczego, znajdującego się na parterze. Tam monitoring jest mniej szczelny.
– To znaczy, że Young i Fitzgerald mogli niezauważenie wydostać się z domu?
– Owszem. – Feeney siorbnął kawę. – Jeśli dobrze znali ten budynek i jego system monitoringu, i wyszli w czasie kiedy pomieszczenia gospodarcze nie były obserwowane.
– Czyli alibi tej dwójki wcale nie jest niepodważalne. Niech cię Bóg błogosławi, Feeney.
– Lepiej wyślij mi trochę forsy. Albo daj mi te muf finki.
– Są twoje. Myślę, że będziemy musieli jeszcze raz porozmawiać z naszą zakochaną parką. Cała ta sprawa robi się coraz bardziej interesująca. Justin Young sypiał z Pandorą, a teraz kręci z Jerry Fitzgerald, konkurentką Pandory w walce o koronę najpopularniejszej modelki. I Fitzgerald, i Pandora marzą o karierze filmowej. Pojawia się Redford, producent. Chce zrobić film z Jerry, wcześniej pracował z Youngiem i sypia z Pandorą. Cała czwórka spotyka się u Pandory, na jej zaproszenie, tego samego wieczoru, kiedy ona sama zostaje zamordowana. Powiedzcie mi, po co miałaby ściągać do siebie tych ludzi: swoją rywalkę, byłego kochanka i producenta?