– Widziałaś… – Eve usłyszała podejrzany szelest w zaroślach i odruchowo przykucnęła, usiłując się ukryć. Po chwili jej oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Casto. – Cholera jasna, Peabody.
– Nie miej pretensji do DeeDee. Byłem z nią, kiedy zadzwoniłaś. Nie udałoby jej się mnie pozbyć. Pamiętasz, Eve, mieliśmy ze sobą współpracować. – Wyciągnął rękę, wciąż uśmiechnięty. – Roarke, miło mi cię poznać. Jake Casto, wydział nielegalnych substancji.
– Domyśliłem się. – Roarke uniósł brew, widząc, jak spojrzenie Casto wędruje po spowitym w czarny jedwab ciele Eve. Jak typowy facet, czy też nieprzyjazny samiec, obnażył wyszczerzone zęby.
– Ładna suknia, Eve. Wspominałaś, że zamierzasz zawieźć jakąś próbkę do laboratorium.
– Zawsze podsłuchujesz rozmowy innych policjantów?
– no cóż. -Podrapał się po brodzie, -Zadzwoniłaś w takim momencie, że musiałbym być głuchy, żeby cię nie słyszeć. – Spoważniał. – Myślisz, że Jerry Fitzgerald brała Nieśmiertelność?
– Musimy zaczekać na wyniki analizy. – Zwróciła oczy na Peabody. – Czy Young jest w swoim apartamencie?
– Tak. System monitoringu budynku wskazuje, że wrócił do domu o dziewiętnastej. Od tej pory nigdzie nie wychodził.
– Chyba że skorzystał z tylnego wyjścia.
– Nie. – Peabody pokusiła się o lekki uśmiech.
– Po przyjeździe zadzwoniłam do niego. Odebrał osobiście. Powiedziałam, że to pomyłka.
– Widział cię.
Peabody potrząsnęła głową.
– Tacy ludzie jak on nie zapamiętują istot niższych. Nie rozpoznał mnie, a od dwudziestej trzeciej trzydzieści osiem, kiedy tu przyjechałam, nikt nie opuszczał budynku. – Machnęła ręką w stronę jednego z okien.
– Światio w jego mieszkaniu jest włączone.
– No to zaczekamy. Casto, jeśli chcesz się do czegoś przydać, idź obserwować drzwi frontowe. Uśmiechnął się do niej.
– Chcesz się mnie pozbyć?
Spojrzała na niego roziskrzonymi oczami.
– Właśnie. Jeśli chcesz, mogę to załatwić bardziej oficjalnie. Jako prowadząca śledztwo w sprawie zabójstw Moppett, Johannsena, Pandory i Ro jestem odpowiedzialna za organizację współpracy z innymi wydziałami. Dlatego też…
– Twarda z ciebie sztuka, Eve. – Westchnął, wzruszył ramionami i puścił oko do Peabody. – Czekaj na mnie z kolacją, DeeDee.
– Proszę o wybaczenie, pani porucznik – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem asystentka, kiedy Casto rozpłynął się w mroku. – Słyszał naszą rozmowę. Ponieważ nie było jak się go pozbyć, uznałam, że najrozsądniej będzie skorzystać z jego pomocy.
– Nic złego się nie stało. – Zabrzęczał komunikator i Eve odeszła na bok. – Dallas. – Przez chwilę słuchała z zaciśniętymi ustami, po czym skinęła głową.
– Dzięki. – Odruchowo chciała schować komunikator do kieszeni, ale przypomniała sobie, że ma na sobie elegancką suknię, więc wrzuciła aparat do torebki.
– Jerry Fitzgerald wyszła na wolność. Sama wpłaciła kaucję. Nic dziwnego, że prokurator wyraził zgodę; w końcu to była tylko drobna przepychanka.
– Jeśli wyniki badań z laboratorium potwierdzą nasze podejrzenia…
– Jeśli. Nie pozostaje nam nic innego, tylko czekać. – Zerknęła na Roarke'a. – Zapowiada się długa noc. Nie musisz tu siedzieć. Peabody i Casto odwiozą mnie do domu.
– Lubię długie noce. Mogę cię prosić na słówko? – Mocno ujął Eve za ramię i odszedł z nią kilka kroków dalej. – Nie mówiłaś, że masz adoratora w wydziale nielegalnych substancji.
Przeczesała palcami włosy.
– A mam?
– Adoratora, który chciałby cię oblizać od stóp do głów.
– Ciekawie to ująłeś. Słuchaj, póki co, Casto kręci z Peabody.
– Co nie przeszkadza mu ślinić się na twój widok.
Prychnęła śmiechem, po czym, zauważywszy posępne spojrzenie Roarke'a, spoważniała i chrząknęła znacząco.
– On jest nieszkodliwy.
– Nie sądzę.
– Roarke, no coś ty! Testosteron uderza ci do głowy. – Jego oczy wciąż błyszczały groźnie. – Czyżbyś był… tego… zazdrosny?
– Tak. – Przyznając to, czuł się upokorzony, ale nie zamierzał kręcić.
– Poważnie? – Zrobiło jej się jeszcze przyjemniej. -To miłe.
Roarke uznał, że nie ma sensu wzdychać. Pochwycenie Eve za ramiona i solidne potrząśnięcie nią też niewiele by pomogło. Wcisnął więc ręce do kieszeni i przechylił głowę na bok.
– Cieszę się, że tak to przyjmujesz, Eve, ale pamiętaj, że za kilka dni bierzemy ślub. Poczuła znajomy ucisk w żołądku.
– Uhm.
– Jeśli ten facet dalej będzie tak na ciebie patrzył, to zrobię mu krzywdę.
– Leżeć, piesku. – Poklepała go po policzku i parsknęła śmiechem.
Roarke gwałtownie chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
– Jesteś moja. – Jej oczy zapłonęły żywym ogniem. Widząc to, natychmiast zmiękł. – Oczywiście ty możesz to samo powiedzieć o mnie. Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, muszę cię uczciwie uprzedzić, że nie mam w zwyczaju dzielić się moją własnością. – Pocałował jej wykrzywione ze złości usta. – Ja naprawdę cię kocham, Eve. Jak głupi.
– I tak też się zachowujesz. – Starając się uspokoić nerwy, wzięła głęboki oddech. – Choć nie należą ci się żadne wyjaśnienia, powiem, że nie obchodzi mnie ani Casto, ani nikt inny. A poza tym tak się składa, że zainteresowała się nim Peabody. Dlatego daj sobie na wstrzymanie.
– W porządku. Mam przynieść ci kawę z samochodu?
Spojrzała na niego badawczo.
– To kiepska łapówka?
– Chciałbym ci przypomnieć, że kawa, którą pijam, nie jest kiepska.
– Dla Peabody przynieś słabą. Czekaj. – Eve złapała go za rękę i wciągnęła głębiej w krzaki. – Moment – mruknęła, kiedy obok ich kryjówki przejechał rozpędzony samochód.
Zatrzymał się z piskiem opon, po czym szybko skierował na górę, na najwyższy poziom parkingu. Zanim udało mu się zająć jedno z wolnych miejsc, sąsiednie wozy zostały nieźle poobijane. Po chwili na chodniku pojawiła się kobieta w srebrzystej sukni, migoczącej w świetle latarni.
– Oto i nasza dobra znajoma – szepnęła Eve. – Nie traci czasu.
– Trafiłaś w dziesiątkę – zauważyła Peabody.
– Na to wygląda. Dlaczego poniżona, sponiewierana kobieta pędzi prosto do faceta, z którym dopiero co zerwała, którego oskarżyła o zdradę i który przy świadkach dał jej w twarz?
– Sadomasochizm? – podsunął Roarke.
– Nie sądzę – odparła Eve, mierząc go spojrzeniem. – Owszem, ci dwoje lubią S i M, ale w ich wypadku ten skrót oznacza seks i mamonę. No i popatrzcie, nasza bohaterka wie o tylnym wejściu.
Obejrzawszy się przez ramię, Jerry pomaszerowała prosto do drzwi dla personelu, wpisała kod i zniknęła w środku.
– Widać, że robi to nie pierwszy raz. – Roarke położył dłoń na ramieniu Eve. – Czy to wystarczy do podważenia ich alibi?
– W każdym razie to dobry początek. – Wyciągnęła z torebki specjalne okulary do obserwacji.
Założyła je, po czym ustawiła moc, wpatrując się w okna apartamentu Justina Younga. – Nie widzę go – mruknęła. – W salonie nie ma nikogo. – Poruszyła głową. – Sypialnia jest pusta, ale na łóżku stoi otwarty neseser. Pozamykane drzwi. Z tego miejsca nie widać kuchni ani przedpokoju, do cholery. – Oparła dłonie na biodrach i wytężyła wzrok. – Na stoliku przy łóżku stoi szklanka z jakimś płynem. Widzę migoczące światło, pewnie z włączonego telewizora. Oto i nasza dobra znajoma.
Eve patrzyła, jak Jerry wpada do sypialni z wykrzywionymi ustami i wściekłością wypisaną na twarzy. Pochyliła się, zdjęła buty i ze złością odrzuciła je na bok. Jej wargi bez przerwy się poruszały.
– Nerwy, nerwy – mruknęła Eve. – Woła go, rozbija się w sypialni. Ach, a oto z lewej strony na scenę wchodzi nasz młody bohater. Trzeba przyznać, że jest nieźle zbudowany.
Peabody, która również włożyła okulary, mruknęła potakująco.
Justin był nagi. Jego skórę pokrywały krople wody, a złociste włosy były przygładzone i zaczesane do tyłu. Na Jerry nie zrobił jednak wrażenia swoim wyglądem. Zaczęła krzyczeć na niego, odepchnęła go, a on podniósł ręce i potrząsnął głową. Kłótnia stała się bardziej zażarta, bardziej dramatyczna; dużo teatralnych gestów, gwałtowne ruchy. Nagle nastrój zmienił się całkowicie: Justin zerwał z Jerry srebrzystą suknię i razem padli na łóżko.