– Mniej więcej. – Eve miała wrażenie, że słyszy, jak doktor Ambrose zgrzyta zębami ze złości.
– A co z ochroną, z personelem szpitala? Czyżby Jerry Fitzgerald nagle stała się niewidzialna i przeszła obok nich?
– W sprawie ochrony może pani porozmawiać z policjantką, która pełniła tu dyżur.
– Zamierzam to zrobić.
Doktor Ambrose znów zacisnęła zęby i westchnęła głośno.
– Pani porucznik, nie chcę zrzucać całej winy na pani podwładną. Kilka godzin temu mieliśmy tu nieprzyjemne zajście. Jeden z naszych bardziej agresywnych pacjentów uwolnił się z pasów, którymi przypięty był do łóżka, i rzucił się na pielęgniar-1 kę oddziałową. Przez kilka minut mieliśmy ręce pełne roboty. Pomogła nam właśnie ta dzielna policjantka. Gdyby nie ona, oddziałowa zapewne w tej chwili stałaby u bram niebios w towarzystwie pani Fitzgerald, a tak skończyło się na złamanej nodze i kilku pękniętych żebrach.
– Ma pani za sobą ciężką noc, pani doktor.
– Miejmy nadzieję, że nieprędko się powtórzy. – Przeczesała palcami kręcone, rdzawe włosy. – Pani porucznik, nasze centrum cieszy się doskonałą opinią. My naprawdę pomagamy tym ludziom. Kiedy tracę pacjenta, i to w taki sposób, czuję się dokładnie tak paskudnie jak pani. Ona powinna była spać, do licha. A ta policjantka opuściła swoje stanowisko na nie dłużej niż kwadrans.
– Zbieg okoliczności? – Eve spojrzała na Jerry, ogarnięta poczuciem winy. – Co pokazują kamery monitoringowe?
– Nie mamy ich. Pani porucznik, wyobraża pani sobie, ile mielibyśmy przecieków do mediów, gdybyśmy przechowywali taśmy ze zdjęciami naszych pacjentów, wśród których znajdują się znane osobistości? Obowiązują nas przepisy o ochronie prywatności.
– Świetnie, nie ma dysków z nagraniami. Nikt nie widział ostatniego spaceru Jerry Fitzgerald. Gdzie jest magazyn z narkotykami, do którego się dostała?
– W tym skrzydle, piętro niżej.
– Skąd ona wiedziała, jak tam trafić, do licha?
– Na to pytanie nie potrafię pani odpowiedzieć. Nie umiem też wyjaśnić, jak udało jej się dostać do zamkniętego magazynu i wyjąć narkotyki z zamkniętych szafek. Jednak to zrobiła. Strażnik znalazł ją w czasie obchodu. Drzwi były otwarte.
– Drzwi czy sam zamek?
– Drzwi – odrzekła Ambrose. – A także dwie szafki. Pani Fitzgerald leżała na podłodze, martwa jak Juliusz Cezar. Oczywiście, podjęliśmy próbę reanimacji, ale bardziej z obowiązku niż nadziei.
– Muszę porozmawiać ze wszystkimi ludźmi w tym skrzydle budynku, zarówno z pacjentami, jak lekarzami.
– Pani porucznik…
– Pieprzyć przepisy o ochronie prywatności pacjentów. Uchylam je. Aha, proszę też wezwać strażnika, który znalazł zwłoki. – Eve przykryła ciało, przepełniona głębokim smutkiem. – Czy ktoś chciał się z nią zobaczyć lub o nią pytał?
– Oddziałowa powinna to wiedzieć.
– No to zacznijmy od niej. Pani niech w tym czasie zbierze całą resztę. Jest tu jakiś pokój, w którym mogłabym prowadzić przesłuchania?
– Może pani skorzystać z mojego gabinetu. – Doktor Ambrose spojrzała na ciało i syknęła przez zęby. – Piękna kobieta. Młoda, u progu wielkiej sławy. Narkotyki są jak leki, pani porucznik. Wydłużają życie, czynią je bardziej atrakcyjnym. Uśmierzają ból, uspokajają nerwy. Ale trudno mi o tym pamiętać, kiedy widzę, co robią z ludźmi. Jeśli interesuje panią moje zdanie, w co śmiem wątpić, ta kobieta wstąpiła na drogę, która zawiodła ją tutaj, w chwili, kiedy wypiła pierwszy łyk tego ładnego niebieskiego napoju.
– Tak, ale dotarła do kresu o wiele za szybko. Eve wyszła na korytarz i od razu dostrzegła Peabody.
– Gdzie Casto?
– Zadzwoniłam do niego. Już tu jedzie.
– Ach, Peabody, co za bajzel. Zobaczmy, co się da zrobić, żeby dojść z tym wszystkim do ładu. Postaw kogoś przed tym pokojem… Hej, ty. – Na końcu korytarza pojawiła się policjantka, która miała pilnować Jerry Fitzgerald. Sądząc z jej reakcji, funkcjonariuszka wiedziała, co ją czeka; najpierw się skrzywiła, po czym z kamiennym wyrazem twarzy podeszła do Eve.
Dallas wyładowała całą swoją złość na nieszczęsnej policjantce; celowo nie powiedziała jej, że nie zamierza składać na nią skargi. A niech się dziewczyna pomęczy.
Skończywszy krzyczeć, Eve, spocona i blada, zauważyła paskudną, siniejącą ranę na szyi policjantki.
– Zrobił ci to ten agresywny pacjent?
– Tak jest. Zanim udało mi się go obezwładnić.
– Niech lekarz rzuci na to okiem, na Boga. Przecież jesteś w szpitalu. Poza tym, te drzwi mają być zabezpieczone. Rozumiesz? Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi.
– Tak jest. – Stanęła na baczność z miną zbitego szczeniaka. Jeszcze nie tak dawno była za młoda, by kupować alkohol, pomyślała Eve, kręcąc głową.
– Stój na straży, dopóki nie przyślę ci zmiennika.
Odwróciła się, przywołując Peabody skinieniem ręki.
– Jeśli pani kiedyś tak się na mnie wkurzy – powiedziała łagodnym tonem – wolałabym, żeby zamiast wrzeszczeć, po prostu dała mi pani pięścią w twarz.
– Zapamiętam to. Casto, cieszę się, że postanowiłeś do nas przyjechać.
Koszulę miał wygniecioną, jakby wychodząc, włożył na siebie pierwszy ciuch, jaki był pod ręką. Eve doskonale wiedziała, jak to jest. Jej koszula wyglądała, jakby ktoś przez tydzień trzymał ją w kieszeni.
– Co tu się stało, do licha?
– Tego właśnie usiłujemy się dowiedzieć. Zajęliśmy na nasze potrzeby gabinet doktor Ambrose. Przesłuchamy personel szpitala. Pacjentów prawdopodobnie będziemy musieli przepytywać w ich pokojach. Wszystko ma być nagrywane, Peabody, poczynając od tej chwili.
Delia posłusznie wyjęła mikrofon i przypięła go do klapy munduru.
– Tak jest.
Eve skinęła głową na doktor Ambrose, po czym ruszyła w ślad za nią przez drzwi ze zbrojonego szkła na krótki korytarz, prowadzący do małego zagraconego pokoju.
– Porucznik Eve Dallas. Rozpoczynam przesłuchanie potencjalnych świadków w sprawie śmierci Jerry Fitzgerald. – Spojrzała na zegarek i podała datę oraz godzinę. – W przesłuchaniu oprócz mnie biorą udział: porucznik Jake T. Casto, wydział nielegalnych substancji, oraz sierżant Delia Peabody, tymczasowa asystentka porucznik Dallas. Przesłuchanie odbędzie się w gabinecie doktor Ambrose z Centrum Rehabilitacji Ofiar Uzależnień. Doktor Ambrose, proszę zawołać siostrę oddziałową.
– Jak ona umarła, do licha? – spytał Casto. – Jej organizm nagle wysiadł czy co?
– W pewnym sensie. Potem ci wszystko opo- j wiem.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zmienił j zdanie.
– Można tu dostać kawę, Eve? Odczuwam głód] kofeiny.
– Sprawdź, czy to działa. – Wskazała kciukiem j sfatygowanego autokucharza, po czym usiadła za biurkiem.
Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Do połuć Eve przesłuchała wszystkich członków personel pełniących dyżur w tym skrzydle budynku i od I dego z nich usłyszała niemal dokładnie to samo. Co pacjent z pokoju 6027 uwolnił się z pasów, zaatakował oddziałową i w szpitalu zapanował chaos. Pracownicy wylegli na korytarz, pozostawiając Jerry samą, bez ochrony, na dwanaście do osiemnastu minut.
Wystarczająco dużo czasu, by zdesperowana kobieta mogła uciec. Ale skąd wiedziała, gdzie szukać narkotyku, którego potrzebowała, i jak udało jej się uzyskać do niego dostęp?
– Może pielęgniarki gadały o tym w jej pokoju?
– Casto pałaszował wegetariańskie spaghetti. Siedzieli we trójkę w szpitalnej stołówce. – Nowy narkotyk zawsze budzi duże emocje. Oddziałowa czy ludzie z personelu mogli o tym rozmawiać, a Jerry być może wcale nie spała tak mocno, jak się wszystkim wydawało. Usłyszała rozmowę, a potem skorzystała z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby się wymknąć.
Eve przeanalizowała to, żując kawałek pieczonego kurczaka.
– Owszem, to miałoby sens. Musiała usłyszeć, gdzie są przechowywane narkotyki. Była inteligentna, a w dodatku na ostrym głodzie. Na pewno udałoby jej się zejść na dół, nie zwracając na siebie uwagi. Ale jak, u licha, pootwierała te wszystkie zamki? Skąd zdobyła kod?
Casto nie odpowiedział. Zmarszczył brwi i wlepił wzrok w talerz. Zdrowy mężczyzna potrzebuje mięsa, do cholery. Uczciwego, czerwonego mięsa. A w tych przeklętych klinikach traktowano je jak truciznę.