Выбрать главу

Na chwilę ukryła twarz w dłoniach i potarła czoło palcami.

– Wiem, że ona mogła to zrobić. Wiem, że mogła skorzystać z okazji i dostać się do magazynu, w którym były narkotyki. Może zrobiła to z własnego wyboru, to by do niej pasowało. Ale ciągle coś mi się tu nie zgadza.

– Nie możesz winić siebie za jej śmierć – powiedział cicho Roarke. – Po pierwsze dlatego, że nie mogłaś zapobiec temu, co się stało, a po drugie dlatego, że poczucie winy przyćmiewa rozsądek.

– Tak, wiem. – Znów podniosła się rozkojarzona.

– Nie prowadziłam tego śledztwa, jak należy. Przeoczyłam ważne szczegóły, przywiązywałam zbyt dużą uwagę do błahostek. Miałam na głowie tyle spraw.

– Ze ślubem włącznie? – podsunął Roarke. Eve zdobyła się na słaby uśmiech.

– Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym uwagi. Nie obraź się.

– Spróbuj myśleć, że to tylko formalność. Zwykły kontrakt, tyle że zawierany w nieco bardziej uroczystej oprawie.

– Zdajesz sobie sprawę, że rok temu nawet się nie znaliśmy? Że mieszkamy pod jednym dachem, ale większość czasu spędzamy z dala od siebie? Że to, co do siebie czujemy, może na dłuższą metę okazać się nietrwałe?

Roarke spojrzał jej w oczy.

– Chcesz mnie wkurzyć w przeddzień ślubu?

– Nie, Roarke. Ty poruszyłeś ten temat, a ponieważ dla mnie też jest to bardzo ważne, chcę wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Zadałam ci poważne pytania i oczekuję poważnych odpowiedzi.

Jego oczy nabrały groźnego wyrazu. Eve od razu odgadła, na co się zanosi, i przygotowała się na najgorsze. Ale Roarke tylko wstał i zadał jedno pytanie tak srogim tonem, że niemal przeszedł ją dreszcz.

– Czyżbyś chciała odwołać ślub?

– Nie, powiedziałam już, że chcę za ciebie wyjść. Po prostu myślę, że powinniśmy… pomyśleć

– wytłumaczyła nieudolnie i skarciła się w duchu.

– No to jak chcesz, to sobie myśl i znajdź te poważne odpowiedzi. Ja już je znam. – Zerknął na zegarek.

– Robi się późno. Mavis czeka na ciebie na dole.

– Po co?

– Sama ją spytaj – powiedział z nutą gniewu w głosie i wyszedł.

– A niech to diabli! – Kopnęła biurko tak mocno, że Galahad spojrzał na nią spode łba.

Kopnęła je raz jeszcze, jako że ból przywracał jej zdolność trzeźwego myślenia, po czym pokuśtykała do Mavis.

W godzinę później znalazła się pod drzwiami klubu Down and Dirty. Przed wyjściem z domu, zgodnie z poleceniami Mavis, niechętnie przebrała się, zmieniła uczesanie i zrobiła makijaż. Usiłowała nawet wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. Kiedy jednak jej uszy wypełniły się dźwiękami hałaśliwej muzyki, zatrzymała się w pół kroku.

– Jezu, Mavis. Dlaczego właśnie tutaj?

– Bo to obleśna speluna, a wieczory kawalerskie powinny być obleśne. Chryste, spójrz na tego faceta na scenie. Jego kutasem można by wbijać kołki. Dobrze, że poprosiłam Cracka, żeby zarezerwował dla nas najlepsze miejsca. Jeszcze nie wybiła północ, a już tu ciasno jak w puszce z sardynkami.

– Jutro wychodzę za mąż… – zaczęła Eve. Po raz pierwszy to wytłumaczenie mogło się jej do czegoś przydać.

– I bardzo dobrze. Jezu, Dallas, wyluzuj się. O, a oto nasza wesoła kompania.

Eve przeżyła już niejeden szok. Ale to, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Przy stoliku, bezpośrednio pod tancerzem wywijającym swoim atrybutem na wszystkie strony, siedziały Nadine Furst, Peabody, kobieta, w której z trudem można było rozpoznać Trinę, oraz, dobry Boże, doktor Mira.

Zanim Eve zdążyła zamknąć szeroko otwarte usta, przypadł do niej Crack i wziął ją na ręce.

– Siemasz, chuderlawa białasko. Dzisiaj zabawisz się jak nigdy. Zaraz przyniosę butelkę szampana, na koszt firmy.

– Jeśli masz w tej swojej spelunie szampana, koleś, to ja zjem korek.

– Bąbelki są. Czego ci więcej potrzeba? – Zakręcił nią młynka, co spotkało się z entuzjazmem pozostałych gości, po czym zręcznie posadził Eve przy stoliku. – Drogie panie, bawcie się dobrze, bo pożałujecie.

– Masz takich interesujących znajomych, Dal-las. – Nadine zaciągnęła się głęboko dymem z papierosa. W tym lokalu nikt się nie przejmował zakazem palenia. – Napij się. – Podniosła butelkę z niezidentyfikowanym płynem i napełniła coś, co wyglądało na stosunkowo czysty kieliszek. – Ominęło cię mnóstwo kolejek.

– Musiałam ją namówić, żeby się przebrała. – Mavis przecisnęła się na swoje miejsce. – Marudziła przez całą drogę. – Jej oczy wypełniły się łzami. -Zrobiła to tylko dla mnie. – Wzięła drinka Eve i wypiła do dna. – Chciałyśmy sprawić ci niespodziankę.

– I udało się wam. Doktor Mira! Czy mnie oczy nie mylą?

Psychoterapeutka uśmiechnęła się promiennie.

– Wiem, że kiedy tu wchodziłam, rzeczywiście nią byłam. Teraz trochę mi się wszystko pomieszało.

– Musimy wznieść toast. – Peabody wstała niepewnie, przytrzymując się stołu. Jakimś cudem udało jej się unieść kieliszek, nie wylewając więcej niż połowy jego zawartości na głowę Eve. – Za najlepszą policjantkę w tym zafajdanym mieście, która wychodzi za najseksowniejszego sukinsyna, jakiego w życiu widziałam na oczy, i dzięki której trafiłam na dobre do wydziału zabójstw. Każdy dupek, który ma choć trochę oleju w głowie, powie wam, że tam jest moje miejsce. No. – Wychyliła resztę drinka, padła na swoje krzesło i uśmiechnęła się głupkowato.

– Peabody – powiedziała Eve i udała, że ociera łzę. – Jeszcze nigdy nie byłam tak wzruszona.

– Narąbałam się, Dallas.

– Wszystkie poszlaki na to wskazują. Można tu zjeść coś, w czym nie ma trupiego jadu? Umieram z głodu.

– Panna młoda chce coś zjeść! – Mavis, wciąż trzeźwa jak zakonnica, zerwała się na równe nogi.

– Zajmę się tym. Nie wstawaj od stołu.

– Mavis, jeszcze jedno. – Eve przyciągnęła ją do siebie i nachyliła się do jej ucha. – Przynieś mi coś do picia. Tylko bez procentów.

– Dallas, przecież jesteśmy na balandze.

– I zamierzam się dobrze bawić, ale jutro chcę być przytomna. To dla mnie ważne.

– Jakie to słodkie. – Mavis znów rozpłakała się i opuściła głowę na ramię Eve.

– Tak, można mnie przerobić na słodzik.

– Nagle, bez zastanowienia, odwróciła ku sobie jej twarz i pocałowała przyjaciółkę prosto w usta.

– Dzięki. Nikomu innemu nie przyszłoby to do głowy.

– Z wyjątkiem Roarke'a. – Mavis otarła oczy błyszczącym rękawem. – Razem to zaplanowaliśmy.

– Nie dziwię mu się. – Eve spojrzała z lekkim uśmiechem na nagie ciała wyginające się na scenie. – Hej, Nadine. – Napełniła kieliszek dziennikarki. -Ten facet z czerwonymi piórami w tyłku ma na ciebie chrapkę.

– Tak? -Tamta rozejrzała się zamglonymi oczami.

– No, na co czekasz?

– Co, mam wejść na scenę? Cholera, myślisz, że się boję?

– Zrób to, zamiast tyle gadać. – Eve nachyliła się ku niej i uśmiechnęła szeroko. – Do dzieła.

– Myślisz, że tego nie zrobię? – Nadine podniosła się niepewnie. – Hej, ogierze! – krzyknęła do tancerza znajdującego się najbliżej. – Pomóż mi tam wejść.

Widzowie byli zachwyceni, zwłaszcza kiedy dziennikarka, pełna entuzjazmu, rozebrała się do purpurowej bielizny. Eve podniosła do ust szklankę z wodą mineralną i westchnęła ciężko. Ależ sobie znalazła przyjaciółki.

– Jak leci, Trina?

– Nie ma mnie tu. Chyba właśnie unoszę się nad Tybetem.

– Aha. – Eve spojrzała na Mirę. Widząc, jak policyjna konsultantka wiwatuje na widok roznegliżowanej Nadine, zaczęła się obawiać, że i pani doktor lada chwila wskoczy na scenę. A chyba żadna z nich nie chciała zachować w pamięci takiego obrazu. – Peabody! – Musiała mocno dźgnąć ją palcem w ramię, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. – Zamówmy więcej żarcia.

– Ja też mogłabym zrobić coś takiego.

Podążając za jej spojrzeniem, Eve zauważyła Nadine uwieszoną na szyi dwumetrowego Murzyna pomalowanego na różne kolory.