– Na ciebie, szczurza suko, też przyjdzie pora! – Dato kopnął ją.
– Gadaj, bo cię ugotujemy jak raka. – Hasan spokojnie patrzył na podrygujące ciało Pomarańcza.
– Szakro chce zgarnąć dolę za lód! – wymamrotał Pomarańcz.
– Nie pierdol, padako! Nie pierdol, padako! Nie pierdol! Nie pierdol! – Dato zaczął go kopać w twarz.
– Szczurek… – splunął Hasan. – Lej mu na jaja!
Pieka i Łom zaczęli ściągać spodnie Pomarańczowi.
– Dato! Dato! Dato! – krzyczała Natasza.
– Cicho, szczurza suko!
– Dato, przestań, przestań. Ja wszystko powiem! – krzyczała Natasza.
– Cicho, szczurza suko!
– Dato, niech powie. – Hasan podszedł do Nataszy. – Mów prawdę.
– Wszystko powiem, tylko przestańcie!
Dato dał znak. Pieka przestał polewać Pomarańcza wrzątkiem.
– Mów, suko.
Natasza otarła swobodną ręką nos. Zachlipała.
– To wszystko kłamstwo. To nie Szakro. To ja.
Dato patrzył na nią.
– Po chuja?
– Ty i tak mnie rzucisz. Jak Żenkę. Wiem o tej twojej… baletnicy. A ja… a ja… w ogóle nic nie mam. Matka umierająca.
– I co?
– No… chciałam przytulić trochę kasy… Po prostu…
– I jego podkręciłaś?
Kiwnęła głową.
– Za ile?
– Po połowie.
Dato przeniósł wzrok na Hasana. Ten milczał. Natasza pochlipywała. Pomarańcz jęczał na podłodze. Dato spojrzał na Pomarańcza.
– Odwróćcie go.
Pieka i Łom położyli go na wznak. Dato przysiadł. Zajrzał w szare oczy Pomarańcza.
– Prawda.
Wyprostował się. Hasan wyciągnął rękę. Dato klepnął w nią dłonią. Odetchnął z ulgą.
– Chodź, przetrawimy to.
Wyszli do sąsiedniego pokoju. Panował tam półmrok. Widać było dużo drogich mebli.
– Tak myślałem, że nie Szakro. – Hasan wzdrygnął się z zimna. Splótł chude palce. Strzeliło mu w stawach.
– Dolę, kurwa! – Dato nerwowo się uśmiechnął. Otworzył bar. Wyjął butelkę koniaku. Nalał sobie. Wypił.
– Każda padaka, kurwa, tylko czeka, żeby ściąć mnie z Szakro. Szakale, kurwa!
– On po prostu słyszał… może od Awery, od jego ogarów… może od Dziurawego…
– Słuchaj, Hasan, a skąd wszyscy czają? Czemu, kurwa, każdy karaluch wie o lodzie?
– Mnie o to pytasz?
– A kogo mam pytać? Awerę? Żorika? Oni już, kurwa, robaki karmią. A ty żyjesz.
– Ty też żyjesz, brachu. – Hasan spojrzał na niego poważnie. – Obaj jesteśmy żywi. Póki co.
– Póki co?
– Póki rozumiemy, że trumna nie ma kieszeni.
Dato odwrócił się. Podszedł do okna. Pokołysał się na palcach. Hasan podszedł do niego. Położył mu rękę na ramieniu.
– Znasz mnie, wspólasie. Ja cudzego nie tykam. Mnie na proszek wystarcza.
Dato patrzył przez okno na wieczorną Moskwę:
– Gówno!
– Coś trzeba z nimi zrobić, wspólasie.
– Coś… – Dato zakołysał się na palcach. – Coś, kurwa…
Gwałtownie się odwrócił. Poszedł do kuchni. Hasan niespiesznie ruszył za nim.
W kącie stała masywna biała lodówka Bosch. Dato otworzył zamrażarkę. Była pełna jedzenia. Zaczął wyrzucać je na podłogę. Produkty z głuchym stukotem upadały na marmur. Pod spodem leżał duży blok lodu. Dato spojrzał na niego ze złością.
– To dlatego że nie żrę nic mrożonego… tak, suko?
Zbliżył się do Nataszy.
Pochlipywała. Odwróciła się. Hasan patrzył ponurym wzrokiem
– Bezpieczne miejsce, tak?
– No, od kiedy się baby, kurwa, zrobiły takie mądre? – Dato klepnął się po udach. – Nie rozumiem, co jest grane!
– Emancypacja – nieoczekiwanie odezwał się Pieka.
– Co? – Dato obrócił na niego wzrok.
– No… to kiedy baby mają równe prawa z facetami – wymamrotał Pieka.
Dato przyjrzał mu się uważnie. Odwrócił się do Hasana.
– Dawaj skrzynię.
Hasan wyjął komórkę. Zadzwonił:
– Podjeżdżaj.
Po paru minutach do mieszkania weszło dwóch mężczyzn ze skrzynią. Naciągnęli na ręce gumowe rękawiczki. Przełożyli bryłę lodu z zamrażalnika do skrzyni i ostrożnie wynieśli.
Dato nalał sobie wódki. Wypił duszkiem.
– Więc tak. Pomarańcza – na śmietnik.
Pomarańcz szarpnął się z całej siły. Krzyknął coś niezrozumiale. Pieka i Łom przygnietli go. Łom zarzucił pętlę na grubą, piegowatą szyję Pomarańcza.
Natasza zwymiotowała. Głowa opadła jej bezsilnie.
Pomarańcz długo charczał i rzucał się w drgawkach. Wypuszczał gazy.
W końcu ucichł.
Pieka przyciągnął z garderoby dużą niebieską plastikową walizkę na kółkach. Włożyli do niej trupa Pomarańcza. Wywieźli z kuchni. Potem z mieszkania.
Drzwi zamknęły się za nimi.
Hasan usiadł przy stole. Wyjął swoją tabakierkę. Wysypał na talerz kokainę. Zaczął ją rozcierać plastikową kartą.
Dato wyjął z kieszeni klucz. Odpiął rękę Nataszy od kaloryfera. Natasza bezsilnie rozpłaszczyła się na podłodze. Oddychała szybko. Trzęsła się.
Dato otworzył drzwi zamrażarki.
– Właź.
Natasza podniosła głowę.
– Właź, szczurza suko!
Posłusznie weszła do zamrażarki. Dato zatrzasnął drzwi. Oparł się plecami.
– Zamrożę w pizdu. I koniec.
Hasan uśmiechnął się. Wciągnął nosem kokainę. Potem jeszcze raz.
Dato wyjął papierosy. Zapalił.
Natasza ledwo dosłyszalnie skomlała w zamrażarce.
Dato palił. Hasan nacierał dziąsła kokainą.
– Znajdę sobie nową kurwę – powiedział Dato.
Hasan wstał. Podszedł do niego.
– Wyślij ją do Turcji. Do Rusrama.
– Co za Rustam, do chuja?! – Dato potrząsnął głową ze złością. – Do kostnicy, kurwa, a nie do Turcji!
– Brachu, nie rób tego.
– Spierdalaj. To moja baba.
– Baba twoja. Ale sprawa – nasza.
Natasza skowyczała i waliła w drzwiczki lodówki.
– Uciszę ją w chuj, – Dato z uporem potrząsał głową. – Przechodzona pizda!
– Daj spokój, Dato.
– Odwal się!
– Daj spokój, wspólasie.
– Odejdź, Hasan, nie drażnij mnie, do kurwy nędzy!
– Daj spokój! Wszystkich wjebiesz, baranie! – Hasan rzucił się na Dato.
– Gdzie… zabieraj łapy… – Szarpał się tamten.
– Baranie…
– Zabierz… łapy… świrze…
Bili się przy białej dużej lodówce.
– Jestem w ciąży! – dobiegło z zamrażarki.
Natychmiast przerwali walkę.
Dato odepchnął Hasana. Otworzył drzwi.
– Co?
Natasza siedziała zgięta.
– Coś powiedziała?
– Jestem w ciąży – powtórzyła cicho.
– Z kim? – burknął Dato.
– Z tobą.
Dato patrzył na nią tępo. Na jej gołe kolana. Potem na palce nóg pomalowane na ciemnogranatowo. Obok jej nóg leżał oszroniony pieróg.
Dato zapatrzył się na ten pieróg.
Natasza wypadła z zamrażarki na podłogę. Pełzła po marmurze.
– Kiedy… który? – zapytał Dato.
– Drugi miesiąc… – Wypełzła z kuchni. Poczołgała się do łazienki.
Dato ze zmęczeniem potarł nasadę nosa. Hasan klepnął go w ramię.
– No, brachu, a tyś chciał ją zamrozić!
Blokada
4.15.
Mieszkanie wynajmowane przez Komara i Wikę.
Zapuszczona łazienka, niebieskie, miejscami odłupane kafeiki, rdzawe zacieki w wannie i umywalce blade światło starej żarówki, namoczona w misce brudna bielizna.