Jechaliśmy Szosą Rublowską obok białych wielkopłytowych bloków. Maszyny z mięsa uważają je za szpetne, wolą domy z cegły. Ale co to w ogóle takiego – dom dla ludzi? Straszna, ograniczona przestrzeń. Odzwierciedlone w kamieniu, żelazie i szkle pragnienie ukrycia się przed Kosmosem. Trumna. Do której człowiek wypada z łona matki.
Wszyscy oni zaczynają swoje życie w trumnach. Albowiem są martwi od urodzenia.
Patrzyłam na okna wielkopłytowych domów: tysiące jednakowych trumienek.
A w każdej rodzina maszyn z mięsa gotuje się na śmierć.
Jakie to szczęście, że MY jesteśmy inni.
Minęliśmy ulicę Mosfilmu i limuzyna skręciła ku Worobjowym Górom. Tutaj było jak zawsze pusto i dużo przestrzeni, nad którą górował tylko pomnik czasów stalinowskich – Uniwersytet Moskiewski.
Kilka gładkich zakrętów – i podjechaliśmy do naszej kliniki rehabilitacyjnej. Zbudowano ją pięć lat temu. Leżeli tam nowo odnalezieni bracia i siostry. Opatrywano tutaj ich rany po lodowych młotach.
Siostra Haro podtoczyła fotel na kółkach do mojego samochodu. Pomogli mi w nim usiąść i zawieźli do kliniki. W korytarzu czekały na mnie doświadczone Mer i Ire. Powitałam ich serca błyskiem.
– Są gotowi – poinformowała Mer.
Zawieźli mnie na salę.
Tam, na wielkim białym łóżku, leżało troje odnalezionych. Byli wyczerpani serdecznym płaczem, wstrząsającym przez tydzień ich sercami.
Moje serce zaczęło ostrożnie muskać te trzy przebudzone serca.
W ciągu pół minuty wiedziałam o nich wszystko.
Kiedy się obudzili, powiedziałam:
– Ural, Diar, Moho. Jestem Hram. Witam was. Wasze serca płakały przez siedem dni. To płacz żalu i wstydu za minione martwe życie. Teraz wasze serca się oczyściły i nie będą więcej płakać. Gotowe są kochać i mówić. Teraz moje serce powie waszym sercom pierwsze słowo w najważniejszym języku. W języku serca.
Troje odnalezionych patrzyło na mnie.
I moje serce zaczęło z nimi rozmawiać.
CZĘŚĆ TRZECIA
INSTRUKCJA OBSŁUGI ZESTAWU TERAPEUTYCZNEGO „LOOD”.
1. Rozpakuj pudełko.
2. Wyjmij z pudełka hełm Virtual-Reality, napierśnik, miniłodówke, komputer, kable łączące.
3. Natychmiast podłącz minilodówkę do sieci, by zapobiec roztopieniu się lodu. Pamiętaj, że akumulator może utrzymywać odpowiednią temperaturę w minilodówce najwyżej trzy dni!
4. Po zapoznaniu się z punktem Przeciwwskazania i upewnieniu się, że nie ma żadnych przeciwwskazań do stosowania systemu terapeutycznego,,LOOD”, ukryj się w cichym pokoju i zamknij drzwi, aby nikt nie mógł Ci przeszkodzić w czasie seansu. Obnaż się do pasa, załóż napierśnik, zapnij pasy mocujące na plecach i ramionach. Mechanizm uderzeniowy powinien znajdować się dokładnie pośrodku mostka. Otwórz minilodówkę, wyjmij jedną z dwudziestu trzech lodowych brył. Zdejmij z niej polietylenowe opakowanie, włóż lód do gniazda mechanizmu uderzeniowego, blokując go uchwytem. Połącz zestaw „LOOD” kablami. Włącz interface zasilania komputera do gniazdka. Usiądź wygodnie. Rozluźnij się. Postaraj się o niczym nie myśleć. Weź do prawej ręki kontroler sterowania (pad). Naciśnij przycisk ON. Przekonaj się, czy mechanizm uderza lodowym grotem w środek Twojej klatki piersiowej, nałóż na głowę hełm VR. Seans terapeutyczny „LOOD” trwa od dwóch do trzech godzin. Jeśli w czasie seansu odczujesz dyskomfort, naciśnij przycisk OFF, który w odróżnieniu od przycisku ON posiada chropowatą powierzchnię.
5. Po zakończeniu seansu zdejmij hełm VR i napierśnik, odłącz system. Przyjmij pozycję horyzontalną, postaraj się rozluźnić, myśląc o Wieczności. Kiedy ochłoniesz, wstań, odłącz od hełmu odsysacz łez, przemyj go ciepłą wodą, wytrzyj i umieść w hełmie VR.
PRZECIWWSKAZANIA
Z systemu terapeutycznego „LOOD” absolutnie nie powinny korzystać osoby z chorobami układu krążenia i niewydolnością serca, zaburzeniami układu nerwowego, chore psychicznie, kobiety w ciąży i karmiące piersią, alkoholicy, narkomani, inwalidzi wojenni oraz dzieci poniżej 18. roku życia.
OSTRZEŻENIE
1. Zaleca się nie więcej niż dwa seanse dziennie.
2. Jeśli poczujesz po seansie dyskomfort, zwróć się do firmy „LOOD”. Nasi lekarze i technolodzy udzielą Ci odpowiednich wskazówek. Pamiętaj, że zestaw terapeutyczny przewiduje korekcję indywidualną.
3. Jeśli przerwałeś seans, wyrzuć całą niewykorzystaną resztę lodu z mechanizmu uderzeniowego. W celu kontynuowania seansu, należy wstawić nową bryłę lodu.
4. Nie wystawiaj urządzenia na bezpośrednie działanie promieni słonecznych, wilgoci i niskich temperatur.
W celu uzupełnienia minilodówki lód można nabyć w sklepach firmowych „LOOD”.
OPINIE I SUGESTIE PIERWSZYCH UŻYTKOWNIKÓW SYSTEMU TERAPEUTYCZNEGO „LOOD”.
Leonid Batow, lat 56, reżyser filmowy
Do dnia dzisiejszego byłem z zasady zdecydowanym wrogiem postępu i podejrzliwie odnosiłem się do wszelkich nowości naszego wieku zaawansowanych technologii, które nam obiecują „szczęście i natychmiastowy raj”. Nie miało to absolutnie nic wspólnego z moimi „ekologicznymi” przekonaniami; wypływało raczej z samej logiki mojego życia i twórczości. Prowadziłem dość samotniczy tryb życia, mieszkałem na wsi, kontaktowałem się z wąskim kręgiem ludzi o podobnych poglądach. Raz na cztery lata robiłem film. Wielu krytyków określało moje filmy jako „elitarne”, „hermetyczne”, nawet „wysoce marginalne”. Mieli rację: zawsze stałem na straży elitarności sztuki, „kina nie dla mas”. Za swojego największego wroga uważałem Hollywood, tego wielkiego „McDonald’sa”, który zawalił świat kinematografii fast foodem wątpliwej jakości. Moimi idolami i nauczycielami byli Eisenstein, Antoniom i Hitchcock. Jeśli chodzi o przekonania polityczne, byłem anarchistą, wielbicielem Bakunina i Kropotkina, walczących z pozbawioną oblicza machiną państwa. Aktywnie wspierałem „zielonych”, uczestniczyłem nawet w ich dwóch akcjach. Urodziłem się i dorastałem w państwie totalitarnym i zawsze byłem wewnętrznie spięty, oczekując agresji z zewnątrz. Dlaczego mówię teraz o moich przekonaniach politycznych? Dlatego, że w człowieku wszystko jest wzajemnie powiązane. Etyka i estetyka, pożywienie i stosunek do zwierząt. Dokładnie tak samo byłem spięty również dziś rano, kiedy kurier dostarczył mi system „LOOD”. Przedstawiciele producenta kilkukrotnie dzwonili do mnie i długo namawiali do przyjęcia tego prezentu. Początkowo, rzecz jasna, odmawiałem. Miałem po uszy reklamy tego systemu i w ogóle tego całego szumu medialnego ostatnich miesięcy.
Powtarzam, że nigdy nie wierzyłem w „natychmiastowy raj”, ani w życiu, ani w sztuce. Z drugiej strony wrzawa w mediach wokół „krachu światowej kinematografii” w związku z pojawieniem się systemu, porównanie go z torpedą, zdolną zatopić Hollywood, wzbudziły we mnie pewną zawodową ciekawość. Krótko mówiąc, kiedy otrzymałem pudełko z systemem, zjadłem śniadanie, wypiłem tradycyjnie filiżankę herbaty owocowej, wysunąłem swój stary skórzany fotel na środek pokoju, usiadłem i zastosowałem się ściśle do instrukcji. Włożyłem hełm i wcisnąłem przycisk „ON”. Przed oczyma miałem początkowo nieprzeniknioną ciemność. Młotek z lodem zaczął równomiernie stukać w moją klatkę piersiową. Minęła minuta, następna. Siedziałem, wbijając wzrok w ciemność. A lodowy młotek uderzał. Było w tym coś wzruszającego i śmiesznego. Przypomniałem sobie, jak w dzieciństwie, kiedy mieszkałem na prowincji, w zagajniku mieszkał ogromny dzięcioł. Takiego dużego dzięcioła nikt nigdy nie widział – ani ojciec, ani sąsiedzi. Duży, czarny, z białymi kosmatymi łapami i białym łebkiem. Wszyscy chodzili do zagajnika oglądać ogromnego dzięcioła. Wreszcie ktoś powiedział, że to dzięcioł kanadyjski i w Rosji nie występuje. Prawdopodobnie przyleciał z ogrodu zoologicznego albo ktoś go przywiózł i nie upilnował. Pracował jak nakręcony – stukał nieprzerwanie. Głośno, donośnie! Budził mnie tym stukaniem. Biegłem na niego popatrzeć. A on nikogo się nie bał, zajęty swoją robotą. Tak przywykliśmy do czarnego dzięcioła, że zaczęliśmy go nazywać Stachanow. Potem jakiś chuligan z sąsiedniej ulicy zabił dzięcioła kamieniem. Powiesił go na drzewie łebkiem w dół. Strasznie płakałem. Być może właśnie tego dnia zostałem ekologiem… I nagle, wspominając martwego dzięcioła i wciąż patrząc w mrok, zapłakałem. A na sercu zrobiło się tak gorąco i ciężko, jak zdarzało mi się tylko w dzieciństwie, kiedy człowiek wszystko przeżywa intensywniej. Było mi strasznie żal dzięcioła i w ogóle wszystkich żywych istot. Z oczu popłynęły mi łzy. A w hełmie od razu zaczęły działać odsysacze łez. To było bardzo przyjemne uczucie. Dygotałem w napadach kosmicznego smutku. Młoteczek zaś wciąż stukał i stukał, ale ja już odczuwałem nie uderzenia, tylko delikatny ucisk pośrodku piersi. Fale współczucia dla żywej istoty napływały jak przybój. A każda fala kończyła się łzami, które natychmiast znikały w odsysaczu łez. Młoteczek zastukał szybciej, fale zaczęły napływać częściej, aż spadła na mnie istna lawina. Wodospad smutku. Wręcz trząsłem się od płaczu. To było fenomenalne. Ostatni raz tak ryczałem szesnaście lat temu, kiedy umarła mama. Nie pamiętam, jak długo to trwało – pół godziny, może godzinę. Ale nie czułem żadnego strachu czy dyskomfortu. Przeciwnie, przyjemnie mi było płakać, to oczyszczało duszę. Pogrążałem się w tym bez reszty. W końcu płacz stopniowo ustał, oprzytomniałem. Młotek stukał tak szybko, że odnosiłem wrażenie, iż w klatce piersiowej mam otwór do samego serca. Kosmiczny smutek ustąpił uczuciu niewiarygodnego spokoju i rozkoszy. NIGDY w życiu nie było mi tak spokojnie i dobrze! I w tym momencie na wewnętrznym ekranie hełmu przed moimi oczyma pojawił się obraz. A raczej nie pojawił, ale rozbłysnął – jasno, szeroko i mocno. Rozpostarła się przede mną skalista wyspa na oceanie. Wynurzała się z oceanu niby płaskowyż, była prawie okrągła, o średnicy kilku kilometrów. I stałem na brzegu tej wyspy, trzymając się za ręce ze stojącymi obok nagimi ludźmi. Lewą ręką trzymałem dłoń dziewczyny, prawą dłoń starego mężczyzny. Oni z kolei trzymali się za ręce z innymi ludźmi. I wszyscy tworzyliśmy ogromny krąg wzdłuż brzegu wyspy. A ja nie wiedzieć czemu pojąłem, że w kręgu jest nas równo dwadzieścia trzy tysiące. Zamarliśmy. W dole pluskał ocean. Słońce stało w zenicie. Nad nami rozpościerało się oślepiająco błękitne niebo. Wszyscy byliśmy nadzy, błękitnoocy i jasnowłosi. I w ABSOLUTNYM zachwycie na coś czekaliśmy. Ta chwila oczekiwania czegoś absolutnie wielkiego trwała i trwała. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. Nagle w moim sercu coś się przebudziło. Serce przemówiło zupełnie nowym językiem. To było wstrząsające! Moje serce mówiło! Po raz pierwszy w życiu poczułem je SAMOISTNIE, jako samodzielny organ. Czuło wszystkich ludzi, stojących w kręgu, odczuwało serca każdego z nich. I wszystkie serca, wszystkie DWADZIEŚCIA TRZY TYSIĄCE NASZYCH SERC przemówiło unisono! Powtarzały jakieś nowe słowa, chociaż to nie były słowa w znaczeniu językowym, tylko coś jakby energetyczne błyski. Te błyski narastały, mnożyły się, jakby tworząc niewidzialną piramidę. I kiedy było ich już dwadzieścia trzy, stało się coś najbardziej wstrząsającego. Tego nie można oddać w żadnym języku. Cały otaczający nas widzialny świat, zaczął nagle topnieć i blednąć. Ale nie wyglądało to jak w filmie, kiedy kadr blednie po otwarciu przesłony. Świat rzeczywiście TOPNIAŁ, to znaczy rozpadał się na atomy i cząstki elementarne. A nasze ciała razem z nim. To było NIEWIARYGODNIE przyjemne: wielka ulga po długoletnim ziemskim życiu. Znikały, znikały i nagle strumienie światła