Galina Uwarowa, 38 lat, deputowana do Dumy Państwowej.
Wczoraj otrzymałam niespodziewany prezent od firmy „LOOD” – zestaw pod takąż nazwą. Trwający dziewięć miesięcy szum medialny wokół tego projektu doprowadził do szczęśliwych narodzin – na świat przyszło nowe dziecko zaawansowanych technologii. W obecności męża, syna i przyjaciół wypróbowałam na sobie działanie tego „cudu XXI wieku”, przy którego pomocy jego twórcy zamierzają „rozwiązać problem wyobcowania w naszym skomplikowanym świecie”. Włożyłam hełm, włączyłam aparat i czekałam. „Cudlód” osadzony w mechaniczny młotek zaczął uderzać mnie w pierś. Pierwsze minuty upłynęły w ciszy i ciemności. W stanie oczekiwania w atramentowej ciemności człowiek zwykle zaczyna wspominać. Nie wiedzieć czemu przypomniałam sobie, jak kiedyś ojciec zawiózł mnie na wieś do swoich krewnych. Miałam jakieś dziesięć lat. Krewni specjalnie dla nas zarżnęli cielaka. Nazywał się Bor’ka. Widziałam w komórce jego głowę. Ogarnął mnie strach i wstręt. Wybiegłam z komórki. A przy obiedzie moja wiejska ciocia nagle zapytała z uśmiechem: „No jak, smaczny był Bor’ka?” Rozpłakałam się. Nagle poczułam straszny smutek. No i zaczęłam płakać w tym cholernym hełmie. To z pewnością skutek napięcia nerwowego, spowodowanego przedłużającą się kampanią wyborczą. Mąż zaczął szarpać mnie za ramię, ale ja go ordynarnie odepchnęłam, na co nigdy sobie nie pozwalam. Potem łzy trysnęły jeszcze mocniej, strumieniem. Byłam po prostu u kresu sił. Kiedy to się skończyło, pojawił się obrazek – wszyscy stoimy w kręgu, trzymając się za ręce. Nadzy. I nagle wszystko zaczęło znikać. Staliśmy się promieniami światła
Siergiej Kriwoszejew, 94 lata, emeryt.
System „LOOD”, jaki otrzymałem w podarunku, sprawił mi wielką radość i dodał otuchy. Dzięki niemu jestem rześki i patrzę na wszystko z optymizmem. Wypróbowałem go 18 października. Było to tak: o 14.30 wszystko podłączyłem, usiadłem na krześle. Pomagali mi syn i synowa. Początkowo nic się nie działo. Czekałem dalej. Potem odczułem niepokój. Ale przyjemny. A co najważniejsze: przypomniałem sobie rzeczy, które już zupełnie zapomniałem. Przypomniałem sobie rok 1926, kiedy jako chłopiec poszedłem z ojcem na polowanie. Było to nad jeziorem pod Wysznim Wołoczkiem. Ojciec i trzech jego kolegów z pracy polowali na kaczki. I tego poranka nastrzelali prawie pełną łódkę kaczek. Łódka stała w trzcinach przy brzegu. Siedziałem w niej. A nasze dwa psy, Ententa i Kołczak, aportowały ustrzelone kaczki, jeśli te wpadały do wody, albo szukały ich w trzcinach. W końcu myśliwi zawołali psy, a ja zostałem sam w łódce z martwymi kaczkami. I nie wiadomo dlaczego zrobiło mi się bardzo żal tych kaczek. Były takie ładne. I wtedy zrozumiałem coś przerażającego: ich już nikt nigdy nie będzie w stanie ożywić. Okropnie płakałem. Płakałem i traciłem przytomność. I znów płakałem. Bardzo mnie to zmęczyło. Ocknąłem się na brzegu ogromnego jeziora. Stoję wśród ludzi. I wszyscy bez wysiłku przechodzimy do idealnie czystego światła.
Andriej Sokołow, 36 lat, czasowo bezrobotny.
Was, bydlaki, to by trzeba było powywieszać za jaja, żebyście ludzi nie robili w jajo. Ten syfiasty LÓD to wynalazek żydomasonerii, która chce zniewolić całą ludzkość. I tak już Rosję upokorzyli, ukrzyżowali i chcą poćwiartować i sprzedawać jak niedźwiedzią tuszę, a do tego jeszcze robią syf w naszych umysłach. Wybierają „potrzebnych” ludzi i rozdają to gówno gratis. Ale ja nie pójdę na takie kurewstwo! Ten pierdolony system to opium dla narodu rosyjskiego. Chcą nas wszystkich w to wciągnąć, a kiedy już będziemy jak debile, to wprowadzą wojska jebanego ONZ i wycelują rakiety w Kreml. I będziemy mówić po angielsku. Kurewski system: najpierw się poryczałem, bo przypomniałem sobie, jak chowaliśmy siostrzyczkę, kiedy ją prąd zabił na fermie, a potem już pełna chujnia – stoję z gołymi kurwiszonami i cwelami! I nikt się nie wstydzi. A potem – wszystko znika i coś w stylu takiego jasnego światła.