– Nie ma w tej historii niczego nadzwyczajnego – podjął Seymour. – Po prostu, nie miałem miejsca na nic innego. Jak pani wie, tempo naszej ewakuacji było... hm... bardzo pospieszne. Nie byłem jeszcze, wówczas żołnierzem i nie wiedziałem z jaką szybkością posuwać się może uderzenie dywizji pancernych. Mieszkałem wtedy w Normandii. Zobaczyłem z dala pierwsze niemieckie czołgi i czym prędzej wybiegłem z domu. Jedynym przedmiotem jaki wpadł mi wtedy pod rękę była właśnie ta butelka. Po trzydniowym kluczeniu, doszedłem wreszcie do morza. Wybrzeże znajdowało się już w rękach Niemców, lecz szczęśliwym zbiegiem okoliczności natrafiłem na partię ukrywających się żołnierzy polskich. Po kilku dniach odpłynąłem wraz z nimi na wynajętej, a właściwie ukradzionej przez nas łodzi rybackiej. Po tygodniu znaleźliśmy się w Londynie. Byłem obdarty i wyczerpany do granic wytrzymałości. Nie pozostało mi nic na świecie prócz tego oto mieszkania, które odziedziczyłem swego czasu po ojcu, lecz dziwnym trafem pozostała mi ta butelka. Prawdopodobnie długie swoje życie zawdzięcza ona niechęci, jaką żywią do win Polacy. Podczas drogi woleli pić calvados i whiskey, w którą zaopatrzyli się, sam nie wiem jakim sposobem. Trzymam ją odtąd w szafce. Do dziś stanowiła pewnego rodzaju talizman. Powiedzieliśmy sobie z Johnem gdyż to on właśnie dowodził ową łodzią), że wypijemy ją dopiero we Francji – po powrocie. Dziś jednak zrezygnowałem z tego. Francja ma dość dobrych win, aby nimi uczcić nasze przybycie. Ja natomiast mam tylko tę jedną butelkę, aby uczcić tak miłego gościa, jak pani.
– Niech mi pan wierzy, że gdybym znała tę historię, nie pozwoliłabym panu na rozpieczętowanie tej butelki, ale skoro wino jest nalane – dodała z uśmiechem – wypijmy nim toast za powodzenie wojsk brytyjskich, które wylądują kiedyś we Francji. God save the King!
Wstali oboje i wychylili kielichy z powagą, która u przedstawicieli innych narodowości wydawać by się mogła operetkową.
– Może jestem trochę romantyczna – powiedziała dziewczyna po chwili milczenia – lecz wydaje mi się, że jest coś świętego w obecnej walce o pokój i szczęście świata. Tysiące ludzi ginie codziennie, a idąc na śmierć zwalcza z łatwością strach i potężniejszy jeszcze od niego instynkt samozachowawczy. A przecież rzadko kiedy, któryś z nich dostępuje za życia lub po śmierci sławy. Pisze się, od czasu do czasu, w komunikatach: „Straty nasze były dość znaczne“. Oznacza to: „Raz na zawsze zniknął w setkach domów spokój, zamarł uśmiech i skończyło się szczęście“. A jednak jest w tym wszystkim jakiś wielki i niepojęty sens.
– Tak – odparł Seymour – Myślę, że nie myli się pani.
Nalał powtórnie i patrzył, jak piła małymi łykami. Szlafroczek rozchylił się z lekka, ukazując wysmukłą, białą szyję i wypukły zarys piersi.
– Tak, nie myli się pani – powtórzył machinalnie, nie zdając sobie sprawy z tego co mówi. Podniosła oczy znad talerza i widząc kierunek jego spojrzenia zarumieniła się. Szybko zasłoniła niedyskretne wycięcie. Ocknął się.
– Słowa pani przypomniały mi pewnego człowieka, który niegdyś powiedział mi to samo, prawie tymi samymi słowami kłamał jak z nut, lecz czuł się nieco zakłopotany. – Myślałem o nim.
– Powinnam pana przeprosić. Jest godzina czwarta rano, a ja zanudzam pana mymi spostrzeżeniami na temat wojny. Powinien mnie pan obić!
Roześmiał się. Także i jej oczy lśniły. Nie wiedział, czy działo się to na skutek działania mocnego wina, czy też przemęczenia. Wstała od stołu.
– Bardzo dziękuję. Co pan zamierza teraz ze mną zrobić?
– Położyć panią spać, oczywiście! Ma pani do wyboru łóżko w sypialni i tę oto sofkę w saloniku. Proszę zobaczyć, co pani lepiej odpowiada.
– Oczywiście pozostanę tutaj. Nie chcę zakłócać spokoju pańskiej kawalerskiej sypialni – roześmiała się. – Może to pociągnąć za sobą nieprzewidziane następstwa. Czy wyobraża pan sobie, co by powiedziała pańska posługaczka znajdując w łóżku damską szpilkę do włosów?
Seymour mógł, co prawda, powiedzieć z czystym sumieniem, że napewno nie raz zdarzyło się poczciwej pani Hepford znaleźć podobne „corpus delicti“ świadczące o pobycie kobiety w jego mieszkaniu. Nie odrzekł jednak nic. Skłonił się w milczeniu.
– Przyniosę pani pościel.
Wyszedł. Po chwili powrócił niosąc poduszkę, koce i prześcieradło. Wyjęła mu je z rąk.
– Jeszcze raz dziękuję panu za wszystko – wyciągnęła małą rączkę – Dobranoc!
– Dobranoc!
Zamknął za sobą drzwi i zaczął się rozbierać. Po chwili usłyszał, jak zgasiła lampę. Wszedł do łóżka. Długo leżał myśląc o swym niespodziewanym gościu. Przez myśl przeszedł mu moment, kiedy podsadzał ją do okienka w piwnicy rozwalonego domu. Mimo woli pomyślał, jak cudowną rzeczą byłoby mieć ją przy sobie gorącą i uległą. Przytulił rozpaloną głowę do poduszki, lecz już po chwili uniósł ją i roześmiał się w ciemności. Nie był przecież wyrostkiem. Miał trzydzieści dwa lata. Jego „szczęście do kobiet“ było znane wśród kolegów, jeszcze za oxfordzkich czasów. Wskazówki fosforyzowały blado. Była piąta.
– Idź spać, idioto! – powiedział do siebie półgłosem. Przedstawienie skończone.
Usypiał już prawie, kiedy nagły okrzyk w przyległym pokoju przywrócił mu natychmiast przytomność. Na palcach podszedł do drzwi i przyłożył ucho do dziurki od klucza, lecz nie usłyszał niczego, co by mąciło ciszę panującą w saloniku. Przez chwilę zastanawiał się czy nie uległ halucynacji w czasie snu. Chciał już zawrócić, gdy nagle, dziewczyna krzyknęła powtórnie. Nie namyślając się otworzył drzwi i wpadł do pokoju. Jego przyzwyczajone do ciemności oczy dostrzegły skuloną w rogu sofy sylwetkę.
– Co się stało?
– Miałam taki straszny sen. Tak się boję!
Kiedy podszedł do niej, schwyciła go konwulsyjnie za rękę.
– Proszę, niech pan nie odchodzi! Ja wiem, że jestem głupia, ale tak strasznie się boję... tak się boję... – Rozpłakała się. Umilkła nagle jak przestraszone zwierzątko. Przerywanym głosem wyjąkała: