– Proszę... niech pan usiądzie... koło... mnie... na chwilkę. Boże! Jaka ja jestem głupia...
Reszta słów utonęła w nowej powodzi łez. Mała rączka zacisnęła się błagalnym gestem na jego ramieniu. Czując się bardzo nieswojo, usiadł. Płakała cicho tuląc głowę do jego ramienia. Wyczuł, że ręka, która go obejmowała kurczowo, jest zupełnie naga. Widocznie za wielka męska piżama zsunęła się z dziewczyny w czasie snu. Mimo woli objął drżące ciało ramieniem. Przygarnęła się do niego jednym miękkim ruchem. Nigdy nie umiał wytłumaczyć sobie tego, co potem nastąpiło. Pamiętał jedynie, że ręka jego natrafiła na stromą, obnażoną pierś dziewczęcą. Kobieta zadrżała i przytuliła się doń jeszcze mocniej. Świat zakołował mu przed oczyma. Opadł na sofę pociągając dziewczynę za sobą. Wokół nóg owinęły mu się dwie smukłe i gorące nogi, a w usta wgryzły maleńkie, ostre ząbki.
Blady, rozmazany we mgle i deszczu ranek wstawał nad Londynem, kiedy Seymour obudził się. Spojrzał na zegarek. Była szósta. Dziewczyna spała oparłszy głowę na jego piersi. Uśmiechała się przez sen. Koc zsunął się z niej, ukazując drgające rytmicznie w takt spokojnego oddechu piersi. Ponownie wezbrało w nim pożądanie. Przygarnął ją ku sobie. Otworzyła oczy, lecz natychmiast je zamknęła. Krew uderzyła na jej policzki oblewając szkarłatną falą nawet szyję i piersi. Jednym, gwałtownym ruchem przywarła do niego.
Za oknem był już dzień. – Kwietniowy dzień, tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku.
Rozdział Iv: Seimour otrzymuje zadanie
Seymour minął biegiem odcinek ulicy dzielący stację kolejki podziemnej od gmachu Między–Alianckiego Biura Informacji Połączonych Sztabów Generalnych. Kiedy wpadł na schody prowadzące do głównego wejścia, zegar na wieży pobliskiego kościoła wydzwaniał właśnie ósmą. Stojący przy drzwiach żandarm obrzucił zdyszanego oficera zgorszonym spojrzeniem i po sprawdzeniu dokumentów przepuścił do wysokiego, ciemnego hallu, gdzie znajdowało się kilkanaście osób, przeważnie wojskowych wyższych stopni. W tej samej prawie chwili jedne z licznych drzwi wiodących do głębi gmachu otworzyły się i wyszedł z nich krępy człowiek w mundurze majora piechoty. W ręku trzymał kartkę papieru. Przytknął ją do oczu i wolno, oddzielając od siebie poszczególne sylaby przeczytał:
– Kapitan Ryszard Seymour.
– Jestem.
Seymour podszedł do mówiącego.
– Miałem stawić się tu o ósmej u majora Swansona.
Twarz mężczyzny rozjaśniła się na chwilę w zdawkowym uśmiechu.
– To ja.
Podali sobie ręce. Seymour doznał niemiłego wrażenia. Dłoń majora była lepka i miękka.
– Proszę za mną.
Minęli drzwi oznaczone napisem: „Biuro H“ i znaleźli się na początku długiego korytarza. U wejścia stało dwu żołnierzy w hełmach, trzymając gotowe do strzału pistolety maszynowe. Ponad nimi płonęło czerwone światełko, a pod nim świetlny napis: Stop! Zatrzymali się. Żołnierz długo oglądał legitymację Seymoura. Drugi, równie szczegółowo sprawdzał dokumenty majora. Zadziwiło to kapitana, gdyż mógłby przysiąc, że tędy właśnie przechodził Swanson idąc na jego spotkanie. Poszli dalej. Przy ostatnich drzwiach major zatrzymał się i wszedł dając znak Seymourowi, aby udał się za nim. Znajdowali się obecnie w długiej, jasno oświetlonej sali, której środek zajmował wielki, podłużny stół. Po obu jego stronach siedziało kilkunastu oficerów paląc i gawędząc półgłosem. Pomiędzy nimi spostrzegł Seymour Jana, zatopionego w rozmowie z jakimś amerykańskim porucznikiem. Major wskazał mu miejsce. Kapitan usiadł. W tej samej prawie chwili, drzwi w przeciwległym końcu sali otworzyły się i wszedł przez nie wysoki, siwy człowiek w mundurze generała dywizji. Wszyscy zerwali się z miejsc. Generał podszedł do stołu, zajął miejsce przy górnym jego końcu, po czym dał zebranym znak ręką.
– Siadajcie panowie. – Zwrócił się do Swansona – Czy wszyscy już są, majorze?
– Tak jest, panie generale.
– Dziękuję.
Wyczekał chwilę, aż ucichnie odgłos przysuwanych krzeseł, chrząknął głośno i zaczął mówić.
– Zanim przejdę do omawiania poszczególnych punktów konferencji, jaką pozwoliłem sobie na dzisiaj zwołać, chciałbym omówić pobieżnie kilka kwestii ogólnych, dotyczących osób tutaj zebranych i zadań, jakie zostały nam powierzone.
Przerwał na chwilę i powiódł oczyma po dwu szeregach milczących twarzy.– Otóż celem naszego dzisiejszego spotkania, są pewne przygotowania w związku z zamierzonym atakiem wojsk alianckich na kontynent europejski. Bez popełnienia wielkiej niedyskrecji, mogę panom powiedzieć, że już od dawna połączone sztaby armii alianckich, ich oddziały wywiadowcze, jak również ludzie tworzący podziemny ruch oporu w krajach okupowanych przez nieprzyjaciela pracują intensywnie nad przygotowaniem gruntu dla mających wylądować wojsk. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe, gdyż lądowanie nasze, gdziekolwiek by miało ono nastąpić, poprzedzone być musi gruntownym rozpoznaniem. Pierwsza część tych przygotowań spoczywa w rękach ludzi niewiele mających wspólnego z wojskowością. Są to zawodowi geografowie, kartografowie, meteorolodzy itd. Pozostawmy ich na boku i skupmy naszą uwagę na drugiej części problemu, to jest, na wywiadzie wojskowym dotyczącym rozmieszczenia pozycji nieprzyjacielskich na wybrzeżach i wewnątrz kontynentu, jego garnizonów rezerwowych, pól minowych, lotnisk, magazynów, pozycji artyleryjskich i wielu innych punktów żywotnych, których unieszkodliwienie na czas, umożliwi nam skuteczne przeprowadzenie naszych operacji i zmniejszenie nieuniknionych strat.
Znowu przerwał i odetchnął głęboko.
– Przejdę teraz do przyczyny, dla której zostali panowie tu wezwani. Otóż resorty zajmujące się powyżej wymienionymi sprawami uskarżały się od dłuższego czasu na brak wykwalifikowanych ludzi, mogących objąć pewne odcinki prac w rozrastających się ciągle zadaniach, jakimi obarcza nas sztab generalny. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, gdyż przed wybuchem obecnej wojny kadry tego rodzaju specjalistów były bardzo nieliczne, a adeptów przyjmowano tylko w ograniczonych ilościach, nie mogąc przewidzieć, że operacje przeciw Rzeszy Niemieckiej i jej satelitom prowadzić będziemy bezpośrednio z wysp brytyjskich, a nie z jakiegoś punktu na kontynencie europejskim. W tej trudnej sytuacji uciekliśmy się do jedynego środka, jaki nam pozostał: mianowicie, do improwizacji. Przeprowadzono tajną ankietę w sztabach wszystkich armii sprzymierzonych w poszukiwaniu inteligentnych i zasługujących na zaufanie ludzi. Po długich badaniach kontrolnych wybrano wreszcie pewną grupę osób. Mogę panom szczerze powiedzieć, że jesteście jedynie nieliczną cząstką personelu, jaki został przydzielony w ciągu ostatnich miesięcy do Wydziału Informacji. Kierując się jednak zasadą służby ochotniczej w tego rodzaju formacjach, dajemy panom szanse wycofania się na powrót do jednostek, z których zostaliście tu przysłani. Kto więc sądzi, że zadanie to lub rodzaj służby, jaki będzie w przyszłości wykonywał, nie odpowiada mu z takich czy innych względów, niech zamelduje o tym po zebraniu. Nie dotyczy to oczywiście zawodowych oficerów wywiadu, którzy znajdowali się dotychczas w innych formacjach i zostali tu dziś wezwani.