– Dobrze – westchnął z rezygnacją – jeżeli sądzisz, że to nieodzowne.
W tej samej chwili, kiedy przekraczali drzwi baru noszącego dumną nazwę „Pod Lwem i Koroną“, młoda, smukła kobieta ubrana w szary płaszcz i małą czapeczkę tego samego koloru, minęła bramę starego domu w Soho. Bez wahania weszła na pierwsze piętro i zapukała do niskich, odrapanych drzwi. Przytłumiony męski głos dochodzący jak gdyby z bardzo daleka zapytał:
– Kto tam?
– To ja. Otwórz.
Drzwi uchyliły się. Weszła do brudnego, ciemnego korytarza. Nieogolony mężczyzna w szlafroku nieokreślonej barwy zaryglował drzwi i szybko zwrócił się w stronę gościa.
– Co się stało? Miałaś przyjść dopiero jutro.
– Wiem, wiem – strzepnęła niecierpliwie ręką. – Nie bój się – spojrzała z pogardą na jego zaniepokojoną twarz. – Udało mi się.
– Co?
– Udało mi się zawrzeć znajomość z kapitanem Ryszardem Seymourem, a jeżeli mam być szczera, to dzisiejszą noc spędziłam właśnie w jego mieszkaniu.
– Mów jaśniej. – Niepokój zniknął z jego oczu.
– Po prostu. Zaprosił mnie i skorzystałam z zaproszenia.
– No tak. Wiem przecież, że nie włamałaś się tam i nie weszłaś przemocą pod kołdrę tego człowieka.
– To wszystko było trochę niesamowite i przypomina mi powieść szpiegowską napisaną w okresie zeszłej wojny. – Zaczęła opowiadać, kiedy znaleźli się w małym pokoiku, który sądząc z pozorów, służyć musiał właścicielowi jako sypialnia, jadalnia, kuchnia i skład najróżniejszych rupieci – Jak wiesz, wczoraj wieczorem nastąpił nalot. Rozpakowałam właśnie swoje rzeczy i próbowałam zagospodarować się w tym obrzydliwym pokoiku, jaki przeznaczyłeś na moją bazę wypadową, lecz słysząc syreny zeszłam na dół i znalazłam się w jakiejś opuszczonej piwnicy. Schron widocznie musiał być gdzie indziej. Po kilku minutach zaczęło się piekło. W końcu nastąpiło najgorsze. Spadły bomby. Dwie czy trzy z nich rozwaliły na proszek całą naszą kamienicę. Wtedy straciłam przytomność. Widocznie wybuch mnie zamroczył. W pewnej chwili obudziłam się i zaczęłam wzywać pomocy, potem znowu zemdlałam. Kiedy ostatecznie przyszłam do siebie, zobaczyłam, że w piwnicy znajduje się, prócz mnie, jeszcze dwóch wojskowych. Dałam się oczywiście ratować i uratować. Zresztą, byłam początkowo półprzytomna. Fakt, że dom mój został zburzony posłużył mi jako pretekst do przyjęcia zaproszenia mego sąsiada. Potem wszystko poszło już gładko.
– A co on sobie o tobie pomyślał?
– W najgorszym wypadku, może przypuszczać że jestem histeryczką. Założę się zresztą, że będzie mnie dziś długo przepraszał za to, co wczoraj nastąpiło. Ci rycerze z nieprawdziwego zdarzenia wyobrażają sobie zawsze, że kobieta oddaje im się nie dlatego, że jej się tak podoba, lecz na skutek jakiejś słabości lub zapomnienia. Oczywiście powiem mu, żeby o tym zapomniał i starał się już nigdy ze mną nie spotkać. Na to on zacznie przewracać oczyma i pytać, w jaki sposób może wynagrodzić mi popełnioną przez siebie krzywdę...
– A ty?
– Po prostu zacznę płakać. Podczas pocieszania nastąpi pojednanie.
Spojrzał na nią z podziwem.
– Nie mogę zrozumieć, jak w takim miłym i wdzięcznym dziecku, jakim jesteś, kryć się może taka twarda, bezwzględna dusza.
Wzruszyła ramionami.
– Cóż chcesz, mój drogi? Nie jestem Angielką i nie popełniam najmniejszej zdrady pracując na rzecz wywiadu niemieckiego. Kiedyś byłam inna. Pokochałam Anglika. Anglik zniszczył mi życie. Bez niego całe moje istnienie straciło sens. My, Irlandczycy, lubimy się mścić. A jeśli ci chodzi o sposób, w jaki używam mojego ciała przy... hm... załatwianiu pewnych twoich interesów, to wiedz, że zawsze z największą przyjemnością pójdę spać z mężczyzną, który mnie pociąga. Nie widzę w tym zresztą nic zdrożnego.
Zamilkła i wyjęła z torebki papierośnicę. Człowiek nazwany Jerzym siedział nieruchomo przyglądając się jej z uwagą.
– Jakie są twoje najbliższe plany? – zagadnął.
– Przede wszystkim chcę rozpracować tego człowieka tak, aby nie sprawiał mi żadnych niespodzianek. Potem zobaczymy. Czy masz jakieś informacje o nim?
– Wszystko, co dotychczas udało mi się uzyskać, to informacja o jego przydziale do biura planowań inwazyjnych: Dlatego znalazłem ci pokój w kamienicy naprzeciw niego. Trzeba przyznać Anglikom, że niesłychanie czujnie strzegą wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z inwazją.
– Hm. To niewiele. Czy nie wiesz, kiedy rozpocznie pracę?
– Sądzę, że w najbliższej przyszłości, a w każdym razie, w tym tygodniu.
– A co możesz mi powiedzieć, o polskim oficerze, który kręci się koło niego.
– Nazywa się Jan Smolarski. Jest spadochroniarzem. Nie przypominam sobie dokładnie, ale wydaje mi się, że towarzyszył on Seymourowi podczas ucieczki z Francji.
– Wiem o tym. Chodzi mi o jego ewentualny udział w pracy Seymoura.
– Na to nie umiem ci odpowiedzieć. Sądzę, że tego rodzaju informacje najlepiej potrafisz zebrać sama.
– Tak. Masz rację. Nie mam tu już nic więcej do roboty. Przyjdę do ciebie pojutrze. Jeśli coś mi stanie na przeszkodzie, zostawię wiadomość u Berty.
Wstała. Przy drzwiach odwróciła się jeszcze.
– Daj mi trochę pieniędzy. Sto funtów. Muszę sobie kupić coś do ubrania. Cały mój bagaż zniszczony został przez bomby. Uważam, że Rzesza Niemiecka jest mi winna odszkodowanie.
Roześmiał się i wyjął z portfelu żądaną sumę.
– Mam nadzieję, że wystarczy ci to na jakiś czas.
– Nie wiem. Może będę potrzebowała dużo, dużo więcej.
Podali sobie ręce.
– Życzę szczęścia.
– Na wzajem.
Lekkim, elastycznym krokiem zeszła po schodach. Policjant stojący na rogu spojrzał za nią z uśmiechem.
– Co, jak co – pomyślał – ale mając wiele takich młodych, roześmianych kobiet, Anglia nigdy nie przegra wojny.
Minęła go szybkim krokiem i wskoczyła w biegu do przejeżdżającego autobusu. Pogroził jej z daleka ręką i powoli, uśmiechając się, ruszył w dalszy obchód.