Samochód czekał na nich przed bramą. Kierowca znał już widocznie kierunek jazdy, gdyż ruszył bez słowa. Zapadał zmrok. Podczas drogi rozmowa nie kleiła się zbytnio. Każdy z jadących pogrążony był we własnych myślach. Seymour myślał o Elżbiecie. Przez wszystkie noce, które nastąpiły po ich poznaniu, nie odstępowała go. Dziś wieczór zapuka do drzwi i jak zwykle wejdzie nieco onieśmielona. Dał jej zapasowy klucz, tak aby nie potrzebowała czekać narażając się na komentarze sąsiadów. Od chwili spotkania myślał o niej bez przerwy. Nawet podczas pracy, często twarz jej przesłaniała mu leżące na stole mapy.
– Nareszcie wyzwolę się od tego wszystkiego – pomyślał, ale nie sprawiło mu to żadnej ulgi. Martwiła go także myśl, że nie będzie mógł zawiadomić Elżbiety o swojej nieobecności.
Jan trącił go łokciem.
– Chcesz lecieć pierwszy?
– Wszystko mi jedno. Wylosujemy.
Renard z uśmiechem wyjął z kieszeni pudełko zapałek. Wyjął dwie z nich. Jedną przełamał przez pół.
– Proponuję, aby zapałka z całą główką poleciała wraz z właścicielem w pierwszym samolocie.
– Zgoda.
Seymour pochylił się i w ciemności namacał końce obydwu zapałek. Wyciągnął pierwszą, na chybił trafił.
– Lecę pierwszy – oznajmił spokojnie.
W tej chwili z mroku wynurzyły się przyciemnione światełka. Przy bramie lotniska Renard wychylił się i pokazał wartownikowi jakiś papierek.
– Drugi budynek na lewo. Pierwsze piętro, sir!
Wjechali w dziedziniec. Auto zatrzymało się. Żołnierz stojący przed budynkiem wskazał im drogę. Po chwili Renard zapukał do drzwi oznaczonych napisem: „Prywatne“. Otwarły się one natychmiast. Młody oficer lat około trzydziestu zaprosił ich gestem do wewnątrz.
– Dobrze, że panowie przyjechali na czas, bo pierwsza maszyna jest już gotowa do startu. Tam za przepierzeniem są ubrania cywilne. Może nie będą one za dobrze pasować, ale mniejsza o to, są to stroje robocze. Kiedy panowie rozbiorą się do naga, proszę się nie ubierać, ale zaczekać na mnie.
Seymour i Jan udali się za wysoką przegrodę z dykty. Wisiało tam kilka francuskich bluz roboczych i kombinezonów. Bielizna była tego samego typu. Rozebrali się. Jan zawołał młodego oficera. Ten wszedł i rozpoczął oględziny od Seymoura. Obszedł go naokoło uważnie lustrując powierzchnię skóry.
– Czy nie ma pan żadnych specyficznych tatuaży? Kapitan Renard, na przykład, posiada jeden i to wiele mówiący. Wskazał na dłoń Francuza. Teraz dopiero Seymour dostrzegł na jej grzbiecie małe, niebieskie serduszko i wpleciony w nie monogram: „MR“.
– Paznokci także pan nie lakieruje?
– Mój Boże, nie! – Seymour roześmiał się na głos.
– Niech się pan nie śmieje. Ostatnio Niemcy wprowadzili metodę wszechstronnej analizy wszystkich możliwych przedmiotów itd., znalezionych przy podejrzanym. Trzeba im przyznać, że uzyskiwali niezłe rezultaty, póki nie opracowaliśmy metody obronnej, polegające na „chemicznym“ oczyszczaniu ludzi przed przerzuceniem na teren Francji. Żadnej rzeczy, jaką panowie mają przy sobie, nie wolno wam zabrać. Tak brzmi rozkaz ogólny. Proszę włożyć wasze mundury wraz z zawartością ich kieszeni do worków. Natychmiast zapieczętuję je i prześlę do miejsca służby każdego z panów, gdzie otrzymacie je po szczęśliwym powrocie. Na wypadek, gdyby wyprawa z takich czy innych względów nie powiodła się, proszę włożyć do czapki adres osoby, której pragnęlibyście przekazać zawartość tych worków. Oto kartki.
Podał im dwa kawałki kartonu, przez które przeciągnięty był sznurek. Jan wypisał na swoim adres rodziców we Francji. Pod spodem nakreślił dopisek: „Po szczęśliwym zakończeniu wojny“.
Seymour długo namyślał się nad adresem, wreszcie szybko napisał:
Miss Elizabeth O'Connor 132, Sutherland Avenue, Maida Vale, London.
Kiedy byli już przebrani i gotowi do wyjścia, Renard wezwał ich do pokoju.
– Teraz otrzymają panowie dokumenty, pieniądze, papierosy, zapałki i kilka innych drobiazgów mogących się wam przydać, a będących pochodzenia francuskiego.
Otworzył dużą, żelazną szafę i oczom obydwu przyjaciół ukazały się najprzeróżniejsze przedmioty, jakie często można znaleźć w kieszeniach robotników. Wzięli sobie po dwie paczki papierosów, chusteczki itd.
– Najpierw chcielibyśmy porozmawiać z panem – zwrócił się Renard do Seymoura – gdyż pana maszyna odlatuje za dwadzieścia minut.
Wszyscy trzej wyszli do przyległego pokoju. Jan pozostał sam. Po kwadransie Seymour powrócił. Wyciągnął rękę do przyjaciela.
– Do zobaczenia w Europie. Serwus stary!
– Do zobaczenia!
Oficer wyszedł wraz z Seymourem na dziedziniec. Renard i Jan usiedli przy stole. Żaden z nich nie powiedział słowa. Po chwili usłyszeli odgłos odjeżdżającego samochodu, a po kilku minutach przerywany łoskot zapuszczanych silników lekkiego bombowca. Łoskot wzrósł. Maszyna przeleciała z rykiem ponad domem. Po niewielu sekundach ostatni odgłos jej silników rozpłynął się w ciszy nocnej. Na schodach rozległy się kroki. Młody oficer wszedł do pokoju.
– Jeden już gotów – zaśmiał się – za pół godziny powinien być na miejscu. A teraz – zwrócił się do Polaka – przejdźmy do pańskiego zadania. Wyruszy pan za niecałe dwie godziny, jako rezerwa kapitana Seymoura. Pański punkt kontaktowy jest inny. Inne jest także miejsce lądowania. Jeżeli powiedzie się wam obu, powinniście się jutro, a najdalej pojutrze spotkać. W wypadku, gdyby pański towarzysz nie dał znaku życia, lub gdyby stwierdzono, że spotkała go jakaś nie przewidziana przygoda, obejmie pan całkowitą odpowiedzialność za dostarczenie nam wiadomych dokumentów. Poza tym, odbędzie pan rozmowę z kierownikiem akcji na sektorze CD–5 i zorientuje się pan w brakach i niedociągnięciach naszej pracy w tym rejonie. Chodzi mi o to, czy według jego mniemania, teren jest już dokładnie rozpracowany: My, tu na miejscu nie mamy jeszcze zupełnej jasności. Krótko mówiąc, życzeniem dowództwa jest, abyście przywieźli z sobą kompletny obraz przygotowań niemieckich w tym rejonie, plany pól minowych, pozycji artyleryjskich i wszystkich innych punktów mających dla nas jakąkolwiek wartość strategiczną. Prócz tego, warto by się zorientować w wartości oddziałów partyzanckich i morale ludności na zapleczu. Słowem, chodzi mi o wszystko i jak najwięcej szczegółów. Kapitan Renard przekazał już panu ostatnie instrukcje i zapamiętał pan szkic miejsca lądowania. Pogoda jest dobra, a wiatr umiarkowany. Noc księżycowa, ale jest sporo chmur i może spaść deszcz. Nie powinien pan upaść daleko od pierwotnie wyznaczonego miejsca spotkania. Proszę sobie raz jeszcze przeczytać wszystkie instrukcje. Zostawiamy pana samego. Wyszli. Jan zagłębił się w czytaniu. Kiedy wydawało mu się, że zna już na pamięć cały tekst rozkazu, drzwi otworzyły się.