Выбрать главу

– Tak, wiem – wciąż jeszcze myślał o przyczynie, która skłoniła tę piękną, inteligentną dziewczynę do tego rodzaju postępowania. – Powinien już dawno być na miejscu. Czy pani ma jakiś sposób dowiedzenia się o jego losie.

– Zobaczymy. Jeżeli nic mu się nie stało, powinien wkrótce dać znak życia. Jego punkt kontaktowy może nadać szyfrowaną wiadomość telefoniczną do najbliższej wsi, a stamtąd przyjedzie rano goniec na rowerze. Która godzina

Spojrzał na zegarek.

– Dwadzieścia po czwartej! Nie spodziewałem się, że jest tak późno.

– Umówiłam się z Michelem, że o ile nic nie przewidzianego nie zajdzie, zejdzie tu punktualnie o siódmej rano. O ileby nie przyszedł, będziemy czekać. Powietrza nam nie zabraknie, a jedzenia jest pod dostatkiem na dwa tygodnie. – Kiedyś siedzieliśmy tu osiem dni. Odbywał się wtedy transport lotników zbiegłych z obozu jeńców. Niemcy nie wiadomo skąd, dowiedzieli się, że ukryto ich gdzieś w okolicy. Przez tydzień całe nadbrzeże roiło się od patroli i cywilnych szpiegów. Tu byli jakieś trzydzieści razy.

– Mam nadzieję, że tym razem będzie to trwało trochę dłużej – Seymourowi powrócił dobry humor – będę miał przyjemność stałego przebywania w pani towarzystwie, a poza tym nikt nie będzie mi miał za złe, że nie siedzę w Londynie za najobrzydliwszym z biurek i nie piszę nikomu nie potrzebnych głupstw.

Roześmiała się. – Niech pan prosi Boga, żeby nie wysłuchał tej prośby. Najdalej za dwa dni musicie panowie być z powrotem. Tak przynajmniej obliczył to sobie człowiek wysyłający nam meldunek radiowy o waszym przybyciu.

– Oni tam w sztabach wyobrażają sobie tę pracę, jako robotę, która nie wymaga niczego, prócz skoku na ziemię, treściwej rozmowy i natychmiastowego powrotu.

– Z naszego punktu widzenia mają słuszność. Proszę się nie gniewać, ale muszę wyznać, że troska o bezpieczeństwo wszelkiego rodzaju pasażerów na gapę wcale nie ułatwia nam pracy.

– Niestety, nic na to nie mogę poradzić. Co gorsze, mam wrażenie, że jest pani skazana na jeszcze kilka godzin mojego towarzystwa.

– Nawet na więcej. Mam pozostać z panem, aż do ostatniej chwili pańskiego pobytu we Francji. Proszę nie zapominać, że gdyby wpadł pan wraz z tymi papierami, owoce mojej prawie dwuletniej roboty przepadłyby razem z panem. No, ale nie przejmujmy się. Sądzę, że należy nam się trochę jedzenia i wypoczynku.

Wstała od stołu i ruszyła w kierunku szafy. Po chwili powróciła niosąc kilka puszek z konserwami, chleb i herbatę.

– Niech pan zajmie się ich otwarciem. Ja, tymczasem nastawię wodę.

Wetknęła w ścianę kontakt elektrycznej maszynki i wyszła z garnuszkiem do łazienki. Seymour zabrał się do rozpruwania kluczem puszek, podziwiając w duchu zmysł praktyczny człowieka, który zbudował i zaopatrzył podziemną salę.

Po kilku minutach siedzieli już za stołem jedząc. Ponieważ nieznajoma nie odzywała się, Seymour milczał także, był zresztą głodny i wchłaniał jedzenie z apetytem wygłodniałego zwierzęcia.

– No, jakże panu smakuje posiłek w „wygłodzonej Europie“?

– Nadzwyczajnie. Muszę przyznać, że w Londynie nie zawsze można zjeść tak dobrze przyrządzone jedzenie, ale kładę to oczywiście na karb pani umiejętności.

Roześmiała się.

– Dawno już nie słyszałam komplementu od kogokolwiek – Seymour mimo woli pomyślał o dowódcy niemieckiej załogi CD–5 – muszę przyznać, że widok ludzi wolnych przywraca mi na kilka godzin chęć do życia.

– Czyżby nie miała jej pani?

– Ja? – roześmiała się wesoło, jak gdyby mówili o sprawach najzupełniej błahych – ja już dawno jestem umarła. Rozmawia pan w tej chwili z mumią.

– Hm... jak na mumię wygląda pani zupełnie dobrze, aż za dobrze nawet, powiedziałbym – mimo wesołego tonu jakim prowadzili rozmowę, kapitan wyczuł, że za słowami młodej Francuzki, kryje się jakiś dramat.

– Niech pana nie łudzą pozo...

Nie dokończyła. Zobaczył, że wzrok jej utkwiony jest w jakimś punkcie poza jego głową. Odwrócił się szybko. Na ścianie płonęła mała czerwona lampka.

– Co to znaczy? – nie zauważył poprzednio, aby w tym miejscu paliło się jakiekolwiek światło.

– Alarm – głos miała spokojny, lecz Seymour wyczuł w nim nikłą nutkę niepokoju. – Lampka ta zapala się w chwili, kiedy przekręci się kontakt przy dużym kandelabrze w jadalni na górze. Czyni się tak jedynie w tym wypadku, kiedy do domu zbliżają się nieznani ludzie. Seymour wstał z krzesła i cicho przeszedł do tapczanu. Siadł na nim.

– Czy mogę przydać się pani do czegoś? Może trzeba będzie coś przedsięwziąć?

– Nie. Na razie nie ma nic do roboty, prócz czekania. Przez dwa lata nikt nie wpadł na ślad przejścia. Nie widzę powodu, aby właśnie pan miał mieć pecha. Rozmawiać możemy swobodnie. Nie ma na świecie człowieka, który mógłby nas usłyszeć. Jeżeli ktoś wejdzie na schody pod beczką usłyszymy dzwonek alarmowy.

Wstał i wziął ze stołu pistolet. Granaty położył obok siebie na kocu. Zapalił papierosa, ale zgasił go zaraz i pytająco spojrzał na młodą kobietę.

– Czy można zapalić? Wydaje mi się, – że, jeżeli pokój ma jakieś przewody wentylacyjne, to siłą rzeczy muszą wychodzić one na zewnątrz. Dym mógłby zostać zauważony.

– Proszę swobodnie palić. Człowiek, który wybudował ten schron, mieszkał w nim przez pół roku, temu należy przypisać wszystkie udogodnienia.

– Dzięki Bogu! – Ponownie przytknął zapałkę do „Gauloisa“. Nagle światło zgasło. Pokój zaległy ciemności.

– Co się stało?

– Nie wiem – głos jej nie miał poprzedniej pewności siebie. Na zewnątrz panowała cisza. Mały, czerwony płomyczek żarzącego się papierosa poruszał się w ręce Seymoura miarowym ruchem, podnosząc się na wysokość ust. Gdzieś w górze był nieubłagany nieprzyjaciel. co się tam mogło dziać? Gdzie był w tej chwili Jan? Na dworze musiał być już dzień. Seymour przytknął papierosa do tarczy zegarka.

– Siódma za dziesięć – głos jego zabrzmiał głucho i rozpłynął się bez echa w mroku. Nie odpowiedziała, ale usłyszał, że podnosi się z krzesła i idzie w jego kierunku. Usiadła niedaleko.