Выбрать главу

Jej sztuczny spokój pękł. Rozpłakała się. Przez głowę Seymoura myśli przelatywały tłocząc się i popychając nawzajem. A więc kapitan Jean Renard, członek międzyalianckiego wydziału wywiadowczego i jego obecny przełożony był mężem tej kobiety. Czy mógł jej powiedzieć teraz, kiedy spaliła za sobą wszystkie mosty i postawiła się poza nawiasem życia społecznego, że zna jej męża i, że ten ostatni znajduje się obecnie w Londynie? Czy mógł powiedzieć po powrocie temu wesołemu człowiekowi o jasnych, myślących oczach, że widział we Francji jego żonę, która jest obecnie kochanką niemieckiego kapitana, przez dziwny zbieg okoliczności, dowódcy tego samego sektora, któremu Renard poświęcał lwią część swej pracy? Co miał robić?

Marianne otarła łzy. W ciemności słyszał jej przyspieszony oddech.

– Czy... czy dawno widział go pan po raz ostatni. Zapewne znaliście się podczas jego kawalerskich czasów. Inaczej znałabym pana.

Seymour zaczerpnął powietrza jak pływak, który zanurzyć się musi na nieznaną głębokość.

– Widziałem Jeana Renarda wczoraj, na pięć minut przed startem mego samolotu.

Krzyknęła cicho i w ciemności pochwyciła go kurczowo za rękę.

– Co pan powiedział???

– Powtarzam pani, że widziałem człowieka o nazwisku Jean Renard wczoraj.

Drżała tak, że Seymour przestraszył się.

– Na miłość boską, niech się pani nie denerwuje. Może to wszystko polega na nieporozumieniu. Ostatecznie mógł to być ktoś, kto znał pani męża, lub nie znał go w ogóle, a przybrał sobie ten pseudonim przypadkiem. Wielu oficerów francuskich robi tak, nie chcąc narażać pozostawionych w kraju rodzin na represje.

– Nie, nie, nie to nie może być on! Boże, Boże! Czemu mi pan o tym powiedział?

– Proszę mi określić, z jak najdrobniejszymi szczegółami jego wygląd zewnętrzny, może wtedy będę mógł pani powiedzieć... – urwał nagle. Jak błyskawica przemknęła mu w myśli scena na lotnisku. Renard miał na ręku tatuaż!!!

– Czy mąż pani nie miał żadnego znaku szczególnego?

– Tak. Małe serduszko wytatuowane na dłoni. – Zrobił to sobie jeszcze w czasach narzeczeńskich i wyrył w nim...

– Inicjały „M.R.“, czy tak?

– Tak – powiedziała bardzo cicho. Seymour usłyszał jak osuwa się z tapczanu na podłogę. Po omacku wyciągnął rękę i przytrzymał ją. Zemdlała. Wstał i przy świetle zapalonej zapałki ruszył potykając się do łazienki. Zaczerpnął wody do stojącego na umywalni kubka i spryskał nią twarz nieprzytomnej. Poruszyła się. Po chwili usłyszał jej cichy głos.

– Już mi lepiej. Proszę powtórzyć wszystko to, co pan powiedział poprzednio. Chcę się upewnić, że nie śniłam.

– Zadziwił go jej odzyskany w tak krótkim czasie spokój. Powtórzył jej cały przebieg ich rozmowy. Kiedy skończył nie poruszyła się. Zapadło milczenie. Nagle zapłonęło światło. Seymour zmrużył oczy. Otworzył je po chwili i skoczył błyskawicznie naprzód. Kobieta stała obok tapczanu. Jego automatyczny pistolet unosił się powoli w jej dłoni. Lufa dotknęła skroni dziewczyny. W chwili kiedy pociągnęła za spust ręka Seymoura podbiła broń. Pistolet wyleciał wysoko w górę i upadł z trzaskiem na podłogę. Dym wystrzału rozwiał się powoli. Z sufitu opadały drobniuteńkie kawałki tynku.

– Czy pani oszalała?

Stała blada i groźna patrząc nań złymi, iskrzącymi się oczyma.

– Kto pana upoważnił do wchodzenia w moje życie

Seymour podniósł pistolet.

– Przede wszystkim nie sądzę, aby potrzeba było specjalnego upoważnienia w wypadkach tego rodzaju, po drugie nie rozumiem dlaczego musi się pani zastrzelić akurat w tej chwili i to z mojego przydziałowego pistoletu?

Wiedział, że ośmieszenie może być w tej sytuacji najlepszym ratunkiem. I rzeczywiście na twarz niedoszłej samobójczyni wystąpił ceglasty, żywy rumieniec.

– Wiem dlaczego pan to wszystko mówi, chce pan odwrócić moją uwagę od myśli o odebraniu sobie życia. Proszę mi wierzyć, że nie jestem histeryczką. Szczęśliwa jestem, że Jean nie zginął wówczas, podczas bombardowania. Wiem jednak, że nigdy nie będę mogła go zobaczyć. Po tym wszystkim, co stało się od czasu, kiedy widziałam go po raz ostatni, nie mogłabym go dotknąć. Jestem brudna, a brudu tego nic nie jest w stanie zmyć.

– Myli się pani – Seymour podszedł do niej i wziął ją delikatnie za ręce. – Słyszałem pani opowiadanie i mogę szczerze powiedzieć, że gdyby była pani moją żoną i gdybym wiedział wszystko to, co mi pani mówiła, byłbym dumny. Wszystko to, co pani uczyniła kosztem największej ofiary, na jaką uczciwa kobieta może się zdobyć, uratuje w przyszłości życie tysiącom młodych, dzielnych ludzi, którzy przybędą z pierwszą falą atakujących wojsk i zdani będą wyłącznie na informacje uzyskane przez panią lub też, przez kogoś innego równie odważnego i gotowego do poświęceń jak pani. Mąż pani jest, o ile podczas naszej krótkiej znajomości mogłem osądzić, człowiekiem o wysokiej inteligencji i umiarze. Ma pani teraz dwie drogi przed sobą: jedna: to w dniu spotkania powiedzieć mu o wszystkim, druga: to utrzymać go w nieświadomości. Możecie przecież wyjechać do kolonii, lub gdzie indziej, daleko od Francji, gdzie nie będzie wisiała nad panią możliwość obmowy ze strony przypadkowych osób. Człowiek taki jak pani, mogący prowadzić odpowiedzialną pracę wywiadowczą w najtrudniejszych warunkach, będzie mógł chyba z równym powodzeniem pokierować własnym życiem. Nie jest sztuką palnąć sobie w głowę ze słowami: „nie mam innego wyjścia“. Sztuką jest tego wyjścia poszukać.

– Czy naprawdę pan tak myśli?

– Proszę mi wierzyć, że każde słowo, jakie przed chwilą wypowiedziałem, było wynikiem mego najgłębszego przekonania. Nie chcę patrzeć na tragedię dwóch osób, które mogą być szczęśliwe.

– Dziękuję panu – wyciągnęła do niego rękę – pomyślę jeszcze nad tym. Proszę mi przyrzec coś.

– Słucham panią.

– Proszę mi przyrzec, że nie powie pan mojemu mężowi o naszym spotkaniu.