– Szczerze przyznaję, że nie mam najmniejszej pewności, co do tego. Nie wolno nam jednak zapominać, że może ona być na usługach nieprzyjacielskiego wywiadu. Mógłbym kazać ją śledzić naszym ludziom, ale tego rodzaju obserwacja nie zawsze daje wyniki, a poza tym mogłaby wzbudzić jej uwagę. Dlatego wolę zwrócić się bezpośrednio do pana i omówić z panem sposób na „rozpracowanie“ tej damy.
– Oczywiście, zrobię wszystko, co tylko jest w mojej mocy, aby panu pomóc, nie wiem tylko, czy będę na coś przydatny. Seymour nie bardzo lubi mówić o swoich miłostkach (czemu się zresztą wcale nie dziwię).
– Ależ drogi kapitanie – Renard roześmiał się wesoło – wydaje mi się, że źle mnie pan zrozumiał. Nie chcę prosić pana o szpiegowanie swego przyjaciela, ani też o wdzieranie się w jego prywatne... hm... przeżycia. Chodzi mi o obmyślenie jakiegoś planu, który pozwoliłby nam sprawdzić, czy miss O'Connor jest lojalnym obywatelem tego kraju, czy też... hm... nielojalnym. Wczoraj wieczorem myślałem o tym wszystkim przez dłuższy czas i wymyśliłem sobie jeden malutki planik. Otóż, jeżeli chodzi o nasze możliwości na terenie Anglii, to nie jesteśmy w stanie uzyskać informacji o poruszających się w chwili obecnej na tym terenie szpiegach. Rozumie pan, co mam na myśli? Jeżeli dowiadujemy się o jakimś agencie, staramy się urządzić go tak, aby stracił swobodę ruchów. Natomiast na kontynencie sprawa przedstawia się o wiele lepiej. Nie znam przebiegu tych ruchów dokładnie, ale wiem, że możemy w przybliżeniu ustalić, jakie informacje zostały zdobyte przez nieprzyjaciela. Oczywiście nie we wszystkich wypadkach i nie zawsze. Istnieją jednak duże możliwości sprawdzenia, czy jakaś fałszywa wiadomość specjalnie podana obcemu agentowi przedostała się za Kanał.
– Rozumiem – Jan gwizdnął z cicha przez zaciśnięte zęby. – Chciałby pan przekazać miss O'Connor jakąś nieprawdziwą wiadomość o naszych przygotowaniach inwazyjnych, a potem sprawdzić, czy wiadomość ta znajduje się w rękach nieprzyjaciela.
Renard rozpromienił się.
– O to mi właśnie chodzi, panie kapitanie, o to mi właśnie chodzi.
– I chciałby pan mnie użyć do tego celu?
– Taki właśnie miałem zamiar.
– Jestem oczywiście do pana dyspozycji, chociaż, szczerze mówiąc, wolałbym aby ta pani okazała się najzwyklejszą śmiertelniczką.
– I ja także. Cóż, kiedy czasy jakie przeżywamy zmuszają nas do patrzenia na każdego człowieka, jak na przypuszczalnego wroga.
W tej chwili na biurku zadźwięczał telefon. Renard uniósł słuchawkę. Po twarzy jego przebiegł wyraz zadowolenia.
– Ach. Kapitan Seymour. Bonjour, monsieur Seymour! Jak się pan czuje na swoim maleńkim urlopie?... Tak, to doskonale. Bardzo się cieszę... Kogo poprosić? Kapitana Smolarskiego?... W tej chwili, właśnie jest u mnie i rozmawiamy sobie o starych czasach... dobrze... oddaję mu głos...
Podał słuchawkę Janowi.
– Hallo, czy to ty John?
– Tak, stary rozpustniku, to ja.
– Może byś wpadł na pół godzinki do „Esplanady“? Jestem w towarzystwie miss O'Connor i bardzo nam ciebie brak. Muszę przyznać, że moja towarzyszka dopomina się o ciebie. Powiada, że chciałaby ci podziękować za uratowanie.
– Prośba pięknej kobiety jest dla mnie rozkazem. Za kwadrans pojawię się tam. Mam nadzieję, że zamówisz przed moim przyjściem butelkę „White Horse“. Jestem dziś w takim nastroju, że mógłbym wypić na jednym posiedzeniu całoroczną produkcję gorzelnianą Wysp Brytyjskich.
W słuchawce zadźwięczał śmiech.
– Oczekujemy cię za kwadrans. Pamiętaj, że punktualność jest najlepszym sprawdzianem dyscypliny wojskowej, jak powiada Renard.
– Dobrze. Przyjadę na pewno.
Powiesił słuchawkę.
– Okazja nadarza się nawet łatwiej niż przypuszczałem. Seymour siedzi w tej chwili w „Esplanadzie“ wraz ze swoją panią i prosi mnie, abym przyłączył się do towarzystwa. Obiecałem im, że zaraz tam przyjadę. Może uda mi się przemycić po pijanemu jakąś decydującą o losach wojny tajemnicę.
Roześmieli się obaj.
– A teraz – Renard spoważniał– niech pan sobie dobrze zapamięta to, co chciałbym panu powiedzieć. Otóż, jeżeli pan będzie miał okazję wtrącenia kilku słów tak, aby Seymour ich nie słyszał. Proszę powiedzieć, że był pan jako skoczek we Francji. Wylądował pan pod Cherbourgiem i czekał przez dwa dni na wiadomości o planie fortyfikacji portu. To, co pan otrzymał, było zupełnie nie zadowalające i musi pan jechać jeszcze raz za dwa tygodnie. Może jej pan nawet zaproponować współpracę w wywiadzie. Oczywiście każe jej pan dać słowo honoru, że nie powie o pańskiej propozycji słowa do Seymoura.
– Dobrze. Postaram się wszystko załatwić tak, jak trzeba,
– No to, do jutra.
– Do jutra.
Kiedy wysiadał z taksówki przed drzwiami dancingu, przekonał się, że nie ma przy sobie ani pensa.
– Może mnie pan zawiezie z powrotem do gmachu, sprzed którego wyruszyliśmy – zwrócił się do szofera: – Zapomniałem pewnej rzeczy.
Zawrócili. Renard przyjął go ze zdziwieniem.
– Myślałem, że coś się stało, ale to dobrze, że pan przyjechał. Otrzymałem meldunek, który zdaje się potwierdzać w pewnej mierze moje przypuszczenia.
Wyjął z kasy plik banknotów i wręczył go Janowi.
– To są pieniądze przeznaczone na przeprowadzenie pańskiego zadania. Proszę się nimi zupełnie nie krępować. Na to właśnie są. Obliczenie zrobimy sobie, kiedy uzna pan to za stosowne.
– To bardzo dobrze – Jan roześmiał się wesoło – obawiałem się, że mój budżet może załamać się przy tego rodzaju eskapadach.
Kiedy zdejmował palto w szatni „Esplanade“, podszedł doń Seymour.
– Obawiałem się już, że nie przyjdziesz. Ja sam trochę za dużo wypiłem. Niestety moja towarzyszka jest w doskonałym humorze i pragnie zrobić rajd na jeszcze jeden dancing. Mam nadzieję, że zdejmiesz w połowie odpowiedzialność z moich ramion. Jan wziął go pod ramię i wszedł z nim razem do sali. Stolik jaki zajmowali znajdował się w zacisznej loży, odgrodzonej grubą kotarą od reszty lokalu. Elżbieta siedziała studiując kartę, piękna i spokojna w błękitnej, doskonale uszytej sukni wieczorowej.
– Dobry wieczór, kapitanie. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy. Czyżby naprawdę żałował pan tego, że wydobył mnie pan z tamtej piwnicy?