Tego wieczoru Merll był w doskonałym humorze. Przyszedł wcześniej niż zwykle i na samym wstępie wyciągnął w stronę Marianne zawinięty w bibułkę bukiet kwiatów.
– Masz. To dla ciebie. Musiałem posyłać aż do Cherbourga. W Caen nie ma nawet przyzwoitej kwiaciarni.
Odwinęła papier i spojrzała z zachwytem na wspaniałe róże.
– Kochany! Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
Tyle dni cię nie było. czy zaszło coś ważnego?
– Nie. Nic specjalnego. Zwykła podróż służbowa. Jak ci się podobają? – przeniósł wzrok na leżące na stole kwiaty.
– Cudowne! Nigdy w życiu nie spodziewałam się tego. O tej porze roku nie łatwo je tu dostać. Ale żeby posyłać aż do Cherbourga! Ty głuptasku... – przytuliła się do niego – Od dnia twojego powrotu z urlopu, nie widujemy się zbyt często. Czy teraz kwiatami chcesz nadrobić pustkę w sercu?
– Ale skądże? – Wziął ją na kolana i począł kołysać jak dziecko – po prostu zapominasz o tym, że jestem żołnierzem. Nie mogę robić tego, co chcę. Gdybym mógł, siedziałbym teraz z tobą na końcu świata, jak najdalej od tej całej zawieruchy. No, ale miejmy nadzieję, że to się niedługo skończy, a wtedy postawimy nogę na karku tych wszystkich idiotów z tamtej strony – wskazał ręką na siniejące w blaskach zachodzącego słońca morze. – Tak, tak. Niedługo wykończymy to operetkowe imperium. Zaczęli z nami, teraz przekonają się, że nie ten jest mocniejszy, kto ma więcej pieniędzy, ale ten, kto ma więcej oleju w głowie. Nasi uczeni gotują im taką niespodziankę, od której zadrży ta cała wyspa.
Umilkł na chwilę ważąc słowa. – Nie mogę za wiele powiedzieć, gdyż jest to tajemnica wojskowa, ale w zaufaniu mogę ci się zwierzyć, że wczoraj na własne oczy widziałem nową broń, która zniszczy Anglię i Amerykę. Czekamy tylko na moment, w którym zaatakują nas, wtedy pokażemy im, do czego zdolny jest geniusz Narodu Niemieckiego!
Mówił z takim przekonaniem, że na chwilę straciła pewność siebie. Niewiele słyszała o tak zwanym „V1“. Doszły ją kiedyś słuchy, że jest to jakaś broń rakietowa będąca obecnie w przygotowaniu. Churchill w jednej ze swych mów skierowanych do mieszkańców Wysp Brytyjskich wspomniał o niej, więc nie przypuszczała, aby Anglicy nic o tym wynalazku nie wiedzieli. A jeżeli było to coś innego: jakieś pociski bakteriologiczne lub nowe gazy trujące? Odrzuciła jednak tę myśl. Jeżeli byłaby to broń mogąca decydować o wygraniu wojny w krótkim czasie, wtedy strzeżono by jej tak pilnie, że żaden niepowołany nie mógłby o niej usłyszeć. A trudno było nazwać jakiegoś kapitana piechoty powołanym. Nie. Na pewno chodziło mu o pociski rakietowe. Mieli zresztą ostatnio okólnik, aby w razie dostrzeżenia zdaleka tajemniczych budowli w formie sztucznych torów saneczkowych, donieść o tym natychmiast do centrali. Roześmiała się niedowierzająco.
– Wybacz mi, Helmut, ale tyle razy słyszałam i czytałam najrozmaitsze wypowiedzi niemieckich mężów stanu na temat nowej, tajemniczej broni, że uważałam to i uważam dotychczas za chwyt propagandowy.
– Chwyt propagandowy, powiadasz he! he! he! – śmiał się na cały głos – przekonasz się, jak działa ten chwyt, w dniu, kiedy pocisk poszybuje w stronę Londynu. Każdy z nich może zniszczyć kilkadziesiąt domów. A będą wylatywać nad Anglię z całego obszaru wybrzeża. Mówię ci o tym, gdyż niedaleko stąd, na zapleczu stanie jedna taka wyrzutnia. Tak czy inaczej więc, za kilka dni sama zobaczysz na własne oczy, jak „Pociski Zwycięstwa“ wyruszać będą do celu. Dlatego właśnie zostałem przedwczoraj wezwany do sztabu dywizji. Mamy zaostrzyć ochronę terenu i nie dopuścić żywego ducha do punktów, w których staną lawety. Przypuszczalnie część pozostającej dotychczas w okolicy wybrzeża ludności zostanie usunięta. Pozostaną jedynie ci, którzy są w naszych oczach uważani za pewnych, a i oni będą mogli się poruszać wyłącznie za pisemnym pozwoleniem dowódcy odcinka poświadczonym przez Sicherheitsdienst.
– Mój Boże! Mniejsza o te twoje latające kolubryny, ale w związku z tym stracę możność swobody ruchów. Mam nadzieję, że uznasz mnie za pewną – roześmiała się wesoło – a może także jestem podejrzana o antyniemieckie sympatie?
– Ty? Nie. Ty nie jesteś podejrzana. Teraz dopiero mogę ci w zaufaniu powiedzieć, że jeszcze przed rokiem zastanawiałem się poważnie, co taka piękna i wykształcona kobieta jak ty, może robić w tym oderwanym od świata zakątku? Przeprowadzono o tobie wywiad. Przez miesiąc czasu wszystkie twoje ruchy były śledzone. Badanie dało oczywiście wynik negatywny. Teraz mogę cię uważać za znacznie pewniejszą od niejednego żołnierza w mojej kompanii, o którym nie wiem absolutnie nic, poza tym, że urodził się w Niemczech z niemieckich rodziców i został powołany do wojska. Nie, moja droga, nie sądź, że jesteśmy głupcami. – Mówiąc patrzył w okno. Nie widział, jak twarz jej powlokła się trupią bladością, która w chwilę później ustąpiła miejsce gwałtownemu rumieńcowi. Wtedy spojrzał na nią.
– Dlaczego jesteś taka zarumieniona?
– Ty, ty... ty śmiałeś, wiedząc jak cię kocham, przeprowadzić o mnie wywiad. Ty... – patrzyła na niego z pogardą – Chciałeś się upewnić, że Francuzka, z którą śpisz, nie wyciągnie ci podczas snu tajnych dokumentów z kieszeni – roześmiała się drwiąco. – ...a po tym wszystkim potrafiłeś przychodzić do mnie i mówić, że mnie kochasz... Och! Nienawidzę cię!!!
Upadła na łóżko i rozpłakała się. Przez chwilę siedział nie rozumiejąc. Dopiero po pewnym czasie przez mózg jego przeszła myśl o tym, jak bardzo musiała go kochać, skoro tego rodzaju wzmiankę potraktowała jak śmiertelną obrazę. Wstał i podszedł do łóżka. Leżała cicho. Jedynie od czasu do czasu, ciałem jej wstrząsało gwałtowne łkanie. Pochylił się nad nią i nieśmiało pogładził jej rozrzucone w nieładzie włosy.
– No, nie płacz. Wiesz przecież dobrze, że nie chciałem cię urazić. Przypomnij sobie, że wtedy stosunki pomiędzy nami nie układały się jeszcze tak, jak w chwili obecnej.
– Wiem – odpowiedziała przerywanym głosem – teraz jestem „pewna“. Teraz możesz mówić ze mną o czym chcesz. Wiesz przecież, że rodacy moi nienawidzą kobiet przyjmujących u siebie Niemców. Gdyby mogli, zabiliby mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Los mój jest związany ściśle z losem armii niemieckiej. W państwie rządzonym przez De Gaulle'a pozostanie dla mnie miejsce jedynie na szubienicy... – znowu ukryła twarz w poduszkach i utonęła w nowej powodzi łez.