Выбрать главу

– Do jutra!

Rankiem następnego dnia powiedziała Helmutowi, że pragnie wyjechać na dwa dni do Paryża.

– To dobrze – powiedział – to bardzo dobrze.

– Dlaczego?

– Bo niedługo pobyt na wybrzeżu może stać się bardzo niebezpieczny.

– Czy masz na myśli wzmożone naloty Anglików?

– Ach nie! – machnął z lekceważeniem ręką – bomby to jeszcze nie wszystko. Z ostatnich przez nas otrzymanych instrukcji wnioskować można, że chwila porachunku nadchodzi.

– A więc inwazja? – uniosła brwi – chyba się jej nie obawiasz? Jeżeli mam brać twoje wczorajsze słowa za dobrą monetę, to zostanie ona zgnieciona natychmiast dzięki waszym cudownym latającym bombom. Nie rozumiem więc, czemu się martwisz?

Machnął ręką. Nie chciał jej mówić, że w świetle całonocnych rozmyślań, widziane dwa dni temu wyrzutnie straciły wiele na atrakcyjności. Jeżeli broń ta była tak wszechmocna, czemu wydano załogom fortyfikacji rozkaz stałego pogotowia? Dlaczego, od dnia dzisiejszego obsługa spać miała przy działach i karabinach maszynowych? Po trzeźwej analizie doszedł do wniosku, że tego rodzaju broń mogła mieć jedynie zastosowanie przeciwko miastom lub innym olbrzymim obiektom. Nie kierowana ręką ludzką, nie mogła ona wyrządzić żadnej szkody posuwającym się naprzód okrętom lub oddziałom wojska. Jej wartość dla powstrzymania atakujących wybrzeże wojsk była żadna. Poza tym rozumowaniem kryła się jeszcze pewna myśl, do której nie chciał się przyznać nawet przed sobą samym. – Bał się! Bał się tych niesamowitych ludzi, którzy wylądują w nocy z twarzami pomalowanymi na czarno i będą darli się przez zaminowane plaże w kierunku umocnień. Wiedział, że w tej walce nie będzie jeńców. Bitwa o przyczółek w Europie rozgrywać się musiała na śmierć i życie. Marianne przerwała jego rozmyślania.

– Nie chciałabym cię zamęczać prośbami, ale potrzebna mi jest przepustka na wyjazd. Czy mógłbyś mi wypisać coś takiego? Wydaje mi się, że tego rodzaju sprawy zależą tutaj od ciebie.

– Ależ oczywiście! Przyjdź przed południem do kancelarii kompanii. O ile by mnie nie było, pozostawię memu zastępcy polecenie, aby załatwić twoją sprawę przychylnie.

Kiedy wyszedł, spakowała do walizki najpotrzebniejsze drobiazgi. Zapukała w ścianę. Jak spod ziemi wyrósł przed nią Jean.

– Muszę wyjechać na pewien czas. Chciałam się z tobą pożegnać.

– Nie chcesz chyba powiedzieć Marianne, że opuszczasz nas?

– Obawiam się, że właśnie tak jest. – Widząc jego zrozpaczoną minę starała się go pocieszyć. – Muszę, Jean. Wierz mi, przyzwyczaiłam się tu i nie chcę odjeżdżać, lecz wojna ma swoje prawa.

Wyciągnęła do niego rękę. Ujął ją delikatnie i pocałował. Potem wybiegł bez słowa z pokoju. Takie było ich rozstanie.

– Ciekawa jestem, czy za rok będzie jeszcze pamiętał o moim istnieniu? – pomyślała – Przypomniał jej się jeszcze raz, kiedy siedziała w pociągu. O kapitanie Helmucie Mertl nie pomyślała ani razu. Daleko przed nią leżał Paryż. Tam był koniec i początek wszystkiego. W Paryżu zadecydować się miał jej los. Uśmiechnęła się blado i oparła głowę o poduszki.

Rozdział X: Ożywił pan martwego człowieka

Kapitan Renard wyciągnął nogi daleko przed siebie i usadowił się wygodniej w fotelu.

– A więc, proszę panów, mamy nowiny!

– Co się stało? Chyba nie jakaś wpadka na sektorze albo zmiany w fortyfikacjach? Przez cały zeszły tydzień dostawaliśmy kręćka przy tych rysownikach, a teraz prawdopodobnie trzeba zmieniać wszystko od nowa. Nigdy w życiu nie myślałem, że szkicowanie map, to taka przewlekła historia. – Jan był zły i zmęczony nadmiarem pracy, jaka spadła na ich plecy podczas ostatnich dni.

– Nie. Na szczęście nic podobnego nie zaszło. Jutro z rana wyruszamy do Francji. Oczywiście odlot nastąpi wieczorem, ale już o ósmej musimy być wszyscy na miejscu.

– Jak to, więc będzie pan skakał z nami? – Jan był szczerze zdziwiony. Nie wyobrażał sobie Renarda w roli skoczka spadochronowego.

– Tego nie wiem. W każdym razie musimy wszyscy pozostawać w gotowości do odlotu, przez cały jutrzejszy dzień. Mam wrażenie, że jeden z nas pozostanie w Londynie. Kto, tego nie umiem panom powiedzieć.

– Ach, więc to tak! – Seymour był zadowolony. Miał już dosyć pobytu w Londynie. Nie mógł się otrząsnąć z niesamowitego wpływu jaki miała nań Elżbieta. Instynktownie wyczuwał, że nie kocha go ona. Szał nie mijał jednak i kapitan w najtrzeźwiejszych swych chwilach nie umiał powiedzieć czemu właściwie nie kończy tej wyczerpującej ciało i dusze znajomości. Przygody, jaką miała z Janem, nie domyślał się nawet. Wiedział, że ten ostatni nigdy nie postąpiłby w ten sposób z kobietą będącą przyjaciółką kolegi. Nie miał zresztą żadnych na ten temat podejrzeń. W każdym bądź razie, zadowolony był z obecnego obrotu rzeczy. Raz czy dwa razy wyrwało mu się przy Elżbiecie niebaczne słowo dotyczące jego pracy wywiadowczej. Pamiętał o tym. Nie mógł jednak wyspowiadać się z tego nawet przed Janem. Wstrzymywał go wstyd i absolutna pewność, że Elżbieta nie może mieć żadnej łączności z wywiadem obcego mocarstwa. W tej chwili jednak, rozważając tę możliwość, podczas kiedy Jan i Renard zajęci byli rozmową, zawahał się. Ostatecznie nie było w jej zachowaniu nic podejrzanego, ale... Odrzucił od siebie tę niewiarygodną myśl. Trzeba się jednak będzie mieć na baczności – pomyślał i począł przysłuchiwać się rozmowie.

– Więc przypuszcza pan, że pozostaniemy we Francji, aż do czasu inwazji? – Spytał Jan.

– Tak. – Renard był w doskonałym humorze – Daj Boże, aby tak się stało. Ja osobiście przypuszczam, że atak naszych wojsk musi nastąpić lada dzień. Po cóż by w innym wypadku, tak gorączkowo rysowali i drukowali te mapy?

– Nie wiem. Czy na wojnie rozumie się kiedykolwiek coś? Ja sam, przyznaję się do tego, nigdy jeszcze nie wyczułem z góry żadnego ważnego wydarzenia. Cała sztuka polega na tym, aby przekazać przeciwnikowi wrażenie, że się coś robi w jednym miejscu, podczas, kiedy robi się zupełnie co innego w innym.

– Wydaje mi się, że nie masz racji – rzekł Seymour – nie wiem dokładnie w jaki sposób będzie przeprowadzone lądowanie naszych wojsk na kontynencie, ale przypuszczam, że będzie to przedsięwzięcie na gigantyczną skalę, inaczej w ogóle nie jest ono do pomyślenia. Nie sądzę, aby można było skoncentrować kilka czy też kilkanaście dywizji wojska, i naładować je na okręty w kraju tak gęsto zaludnionym jak Anglia, nie budząc żadnych podejrzeń.