– Oczywiście, oczywiście – Renard był rozradowany – Ale czy nie wziął pan pod uwagę jednego faktu. Oto jesteśmy tu my, ludzie z „wywiadu“, mający więcej może wspólnego z tą całą imprezą niż wielu generałów. Siedzimy w gmachu, który jest mózgiem i nosem Zjednoczonych Armii, Mamy wgląd w wiele tajemnic, a jednak nie wiemy zupełnie nic. Nie wiemy nawet, czy cała praca, którą tutaj wykonujemy, nie jest przeznaczona jedynie po to, aby zmylić przeciwnika. Ci wszyscy rysownicy, którym tak gorliwie pomagaliśmy, także nie wiedzą, czy praca ich będzie kiedykolwiek zużytkowana. Proszę panów, jeżeli mam być szczery, to powiedzieć muszę, że nigdy jeszcze żadna operacja wojenna nie była przeprowadzona takim nakładem pracy i wysiłku, jak ta, którą będziemy przeżywać. Wszyscy jesteśmy jedynie kółeczkami w olbrzymiej maszynerii, obracającej się według zupełnie nam nieznanych koncepcji ruchu. Wszyscy musimy wykonywać ślepo, nałożone na nas obowiązki. Tak, czy inaczej, odpowiedzialność każdego żołnierza w tej wojnie jest często większa, niż odpowiedzialność wysokich oficerów w wojnach poprzednich. Wojny obecnej nie można wygrać jedynie na froncie. Losy jej decydują się już podczas przygotowań. Na całe miesiące przed rozpoczęciem operacji wodzowie obmyślają plan, który musi działać, albo... Właśnie, to „albo“ czyni z wojny wielką niewiadomą... Wyobraźmy sobie, że któryś z nas nieostrożnie zwierzy się komuś ze spraw, które są tu omawiane. Na drugi dzień, Adolf Hitler zadysponować może koncentrację wojsk na sektorze CD–5. Lądujące oddziały alianckie spotka wtedy takie przyjęcie, że nie będą mogły nawet opuścić okrętów. – Popatrzył na Seymoura. – Czy żaden z panów nie popełnił dotychczas jakiejś małej, powiedzmy, niedyskrecji w rozmowie z osobą trzecią?
– Tak. Ja popełniłem. – Seymour był blady ale zdecydowany.
– Mianowicie? – głos Renarda był miły i zachęcający.
– Powiedziałem pewnej młodej damie, że byłem niedawno we Francji – Seymour wyrzucił ze siebie te słowa jednym tchem i zamilkł. Na twarz wystąpił mu ceglasty rumieniec. Jan patrzył nań ze współczuciem. Nie mógł zrozumieć, co pchnęło tego zrównoważonego człowieka do takiej nieostrożności. Seymour nie był także nowicjuszem w służbie wywiadowczej. Ku zdumieniu Jana, Renard zapytał swobodnym tonem:
– Czy jest pan pewien, – że dama ta zasługuje w pełni na nasze zaufanie? Jeśli opowiedział pan jedynie o swoim pobycie we Francji, nie jest to jeszcze samo w sobie niczym niebezpiecznym.
– Nie. Więcej jej nie powiedziałem. Nie starała się, zresztą, niczego więcej dowiedzieć.
– Przypuszczam, że i tego nie chciała się dowiedzieć.
– Oczywiście, że nie – Seymour zaśmiał się nerwowo to ja sam nieopatrznie... ot, po prostu wyrwało mi się...
– Ależ tak. Oczywiście! Proszę się tym nie przejmować. Ja sam kiedyś... zresztą nie chcę panów zanudzać mymi wspomnieniami. Jeżeli uważa pan, kapitanie Seymour, że osoba ta zasługuje na stuprocentowe zaufanie, nie mam nic więcej w tej sprawie do powiedzenia. Prawie wszyscy popełniamy omyłki tego rodzaju. Gdyby nie to, agenci wywiadu nieprzyjacielskiego nie mieliby co robić w tym kraju. No! Nie zatrzymuję panów. Proszę się przygotować do jutrzejszego wyjazdu. Może spotkamy się w jakimś nocnym lokalu, gdyż ja także mam zamiar uczcić dziś wigilię powrotu do ojczyzny.
Kiedy byli już na korytarzu, wychylił głowę przez drzwi i zawołał Jana.
– Zupełnie zapomniałem, kapitanie Smolarski, że nie wykończył pan jeszcze skrótu perspektywicznego tego wzgórka na Sektorze, gdzie stoją działa „88“. Musimy go jutro oddać. Może więc zostanie pan jeszcze chwilkę i uzupełni brakujące szczegóły.
– Ależ to zajmie mi co najmniej trzy go... – począł Jan i zamilkł widząc znaczące spojrzenie Renarda. – Dobrze – westchnął. Zwrócił się do Seymoura. – Zadzwonię do ciebie, jak tylko skończę. Może przyjedziemy razem z kapitanem Renard. Czy wybrałby się pan z nami, Renard, na czysto męski wieczór w jakiejś przyzwoitej knajpie?
– Ależ z chęcią – Renard wydawał się uszczęśliwiony – umówmy się!
– A więc o szóstej w „Esplanadzie“, zgoda?
– Zgoda – odpowiedzieli jednocześnie. Seymour machnął ręką na pożegnanie i wyszedł.
Kiedy zostali sami, Renard zwrócił się żywo w kierunku Jana.
– Oczywiście wie pan, że nie prosiłem pana o pozostanie tutaj z powodu tego głupiego szkicu. Zresztą sam go wykończyłem dziś rano.
– Domyśliłem się tego. Chodzi więc o Miss O'Connor?
– Tak.
– Czy ma pan jakieś nowe wiadomości?
Renard rozglądał się po pokoju, jak gdyby żałując, że nie ma przy sobie większego audytorium. Ważąc w ustach każde słowo, powiedział cicho.
– Otrzymaliśmy dziś alarmujące wiadomości z kontynentu. Jeden z naszych ludzi donosi, że w Londynie grasuje pewna agentka nosząca kryptonim „B–432“. W zeszłym tygodniu uzyskała ona tajemnicę wojskową niezwykłej wagi od pewnego oficera polskich wojsk spadochronowych. Oficer ten wyznał jej, że był niedawno we Francji, na zachód od Cherbourga i tam zebrał obfity materiał w związku z robotami fortyfikacyjnymi. „Atlanitic Wallu“. Raport jej szefa jest dość... hm..., entuzjastyczny:
– I pomyśleć, że moja skromna osoba narobiła tyle hałasu po tamtej stronie. – Jan roześmiał się, lecz nagle urwał i zamilkł – zupełnie o tym zapomniałem. Więc to oznacza, że...
– Tak, – Renard był poważny i zamyślony – to oznacza, że Miss Elizabeth O'Connor jest zwykłym szpiegiem niemieckim.
– I proszę sobie wyobrazić, że to Seymour i ja wyciągnęliśmy ją na pół żywą z piwnicy. Nie można powiedzieć, aby nas specjalnie szukała, ot, po prostu nawinęliśmy się jej w ręce.
Renard myślał intensywnie.
– Jak pan przypuszcza, czy lepiej jest zaaresztować ją od razu, czy też poczekać, aż naprowadzi nas na kogoś większego.
– Nie jestem urzędnikiem śledczym – Jan nie chciał wydawać żadnych opinii. W pamięci miał jeszcze wieczór spędzony z Elżbietą. Nie lubił mówić o kobietach, które zahaczyły o jego życie w ten specyficzny sposób.