Выбрать главу

– Nie o to chodzi. Chciałbym tylko zasięgnąć pańskiej rady. Ta młoda dama jest pod naszą nieustanną obserwacją. Teraz właśnie oczekuję telefonu, gdyż jej aniołowie stróże zmieniając się podają mi przebieg swego dyżuru. Osobiście sądzę, że należało by ją unieszkodliwić. Nawet jeżeli nie uda nam się schwycić nikogo prócz niej, gra jest warta świeczki, gdyż wprowadzi zamęt do komórki wywiadowczej i spowoduje panikę. Teraz w przededniu inwazji chodzi nam przede wszystkim o unieruchomienie jak największej ilości agentów. W tym celu zresztą zażąda się teraz zamknięcia konsulatu niemieckiego i japońskiego w Irlandii. Mamy wiele danych na to, że większa część wiadomości przesiąka do Niemiec właśnie tą drogą.

– Chętnie zrobię, co będę mógł, dla pana – Jan był nieco speszony. Do ostatniej chwili przypuszczał, że Elżbieta okaże się zwykłą, szukającą przygód dziewczyną – Jeżeli potrzebuje mnie pan do czegokolwiek, jestem na pańskie usługi.

– To dobrze. Widzi pan, mam taki plan: podczas, kiedy kapitan Seymour będzie oczekiwał nas w „Esplanadzie“, my postaramy się zaaresztować tę młodą damę. Chciałbym zrobić to wszystko tak dyskretnie, aby nazwisko pańskiego przyjaciela nie było łączone z tym wypadkiem. Miss Elizabeth będzie sądzona w trybie doraźnym, a kapitan Seymour, nawet jeżeli będzie o nim mowa, nie ukaże się na widowni. Ja, jako jego bezpośredni w chwili obecnej przełożony, sprzeciwię się ściągnięciu od niego zeznań na piśmie, tłumacząc się wyższą koniecznością wojenną. Przypuszczam, że dowody, jakie zdołamy obaj przedstawić, wystarczą sądowi do wydania orzeczenia.

– No! Mam nadzieję! – Jan pogodził się już z losem. Był zadowolony, że Seymour nie będzie wiedział o niczym. Nagle przypomniało mu się coś.

– Jakże będziemy mogli zeznawać na procesie O'Connor, jeżeli w tym samym czasie znajdziemy się we Francji.

– We Francji będzie jedynie kapitan Seymour. Jego sytuacja tutaj stała się trochę... hm... delikatna... tak, delikatna... W terenie natomiast jest on bardzo dobry. Zna okolice Caen lepiej niż ktokolwiek z nas, gdyż mieszkał tam przez pięć lat. Poza tym orientuje się nie gorzej niż kto inny. My także wyruszymy, lecz mam wrażenie, że stanie się to dopiero w dniu uderzenia. Oczywiście, jedynie w tym wypadku, jeżeli uderzenie pójdzie w kierunku naszego sektora. Jeśli nie, wtedy prawdopodobnie pozostaniemy tutaj, aż do otrzymania innych rozkazów.

W tej chwili na biurku zadźwięczał telefon. Renard uniósł słuchawkę.

– Tak... to ja... kapitan Renard... tak, to dobrze... proszę się stamtąd nie oddalać... Jaki adres?... Tak. Dziękuję... Za piętnaście minut tam będziemy.

Powiesił słuchawkę.

– Nasza perła znajduje się obecnie w pewnym domu w Soho – powiedział wesoło – mieszkanie, do którego weszła, pozostaje od kilku tygodni pod obserwacją Scotland Yardu. Mieszka tam pewien młody człowiek, który, jak mi się wydaje, trudni się pokątnym handlem aparatami radiowymi, a wie pan, co można zrobić, mając w mieszkaniu wszelkiego rodzaju części do radioaparatów! Zresztą, nie przesądzajmy sprawy. Trzeba zbadać na miejscu, jak się rzecz ma.

Zadzwonił na dyżurnego żołnierza.

– Poproście tu do mnie porucznika Gilesa, pokój „F 131“!

Po kilku minutach wszedł młody człowiek ubrany w jasny garnitur i miękki kapelusz. Renard przedstawił go Janowi, po czym rzekł:

– Potrzebny nam jest nakaz aresztowania. Biorę wszystko na swoją odpowiedzialność.

Piękny młodzieniec uśmiechnął się rozbrajająco.

– Ach! Jeżeli tylko o to panu chodzi, jestem zawsze do dyspozycji. Wyciągnął z kieszeni maty bloczek i wręczył go Renardowi.

– Proszę wypisać sobie na tej oto karteczce nazwisko i adres potrzebnej panu osoby. Zresztą, jeżeli pan chce, mogę z panem pojechać. I tak nie może pan nikogo w tym kraju zaaresztować bez pomocy urzędnika brytyjskiej policji.

– To świetnie – Renard był najwyraźniej ucieszony – chodzi mi o pewną młodą damę, która... hm... zamiast zajmować się sprawami, jakie przystoją dziewczętom w jej wieku, trudni się wydobywaniem tajemnic od oficerów Jego Królewskiej Mości i przekazywaniem ich wprost do Berlina.

– Ach! Więc to taki ptaszek! – Młody człowiek zatarł ręce. – Dawno już nie mieliśmy czegoś podobnego. Auto czeka. Czy potrzeba będzie większej ilości ludzi do obsadzenia domu?

– Nie wiem. Niech pan lepiej zadzwoni do Scotland Yardu.

Po kilku minutach siedzieli wszyscy trzej w aucie mknącym w kierunku Soho.

– Muszę panu powiedzieć – rzekł Renard do Jana – że porucznik Giles jest oficerem kontaktowym pomiędzy nami, a Scotland Yardem, i ma nie ograniczone wprost pełnomocnictwa. Jest on jednym z nielicznych ludzi w tym kraju, którzy mogą wejść bez nakazu rewizji do czyjegoś mieszkania, lub zatrzymać Bogu ducha winnego człowieka na ulicy.

Giles roześmiał się z zażenowaniem.

– Kapitan Renard wyolbrzymia moje znaczenie. W każdym bądź razie, z radością pomogę panom przytrzymać tę panienkę.

Auto zwolniło i zatrzymało się przed starą, odrapaną ruderą. Pierwszy wysiadł Renard i dał znak człowiekowi, który stojąc koło przystanku tramwajowego zajęty był w tej chwili studiowaniem najnowszego wydania „Daily Telegraph“. Człowiek zbliżył się powoli.

– Czy jest tu jeszcze?

– Jest, panie kapitanie.

– Niech pan stanie na rogu i zatrzyma samochód policyjny. Nie chcę tu robić widowiska. Niech obstawią z daleka dom i wszystkie wyjścia z dzielnicy. Nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki mają w zanadrzu tego rodzaju ludzie. Czy wie pan dokładnie, w którym mieszkaniu znajduje się ta pani?

– Tak. Pierwsze piętro od frontu. Drzwi na wprost.

– Dobrze.

Weszli do bramy przyległego domu. Renard pierwszy zabrał głos.

– Jak myślicie, panowie, czy jest sens wpadać do mieszkania człowieka, przeciwko któremu nie ma wielkich poszlak i aresztować tam kobietę, która zawsze powiedzieć może po prostu, że przyszła do niego w odwiedziny?

Giles uśmiechnął się.

– Tak czy inaczej, chce pan przecież zobaczyć dzisiaj tę młodą damę pod kluczem. Lepiej więc będzie, jeśli wpadniemy niespodziewanie do podejrzanego lokalu i pochwycimy ją tam. Przy okazji, zawsze będzie można powęszyć. Nie sądzę zresztą, aby obecny okres działań wojennych sprzyjał długiej obserwacji szpiegów i pozostawianiu ich na swobodzie.