Rzeczywiście grzmot dział stał się tak ogłuszający, że mimo dość znacznej odległości ludzie na statku z trudnością tylko mogli się ze sobą porozumieć. Co prawda, nikt nie miał specjalnej ochoty do rozmowy. Wszyscy myśleli o wstrząsanym wybuchami brzegu normandzkim, na którym za kilkadziesiąt minut rozstrzygnąć się miały losy uderzenia. Rozpoczęto szybkie sprawdzanie załóg. Żołnierze wychodzili z luków stając w pełnym ekwipunku bojowym koło wyznaczonych sobie łodzi. Jan spojrzał na morze. Jak okiem sięgnąć, widać było niezliczone kontury płynących okrętów. Brzeg normandzki tonął w chmurze dymu. Wybuchy znaczyły jego linię wysokimi wykwitami piasku i kawałków skały.
– Boże, co za piekło! – powiedział cicho jakiś żołnierz. Jan spojrzawszy nań zobaczył, że twarz człowieka jest trupio blada. Sam także nie czuł się najlepiej. Było coś niesamowitego w tym natarciu. Patrzącym wydawało się, że w tej chwili wszystkie moce piekielne szaleją na bielejącym w oddali brzegu. Byli coraz bliżej. Kapitan okrętu z zegarkiem w dłoni stał obok dźwigu. Machnął ręką. Pierwsza łódź wypełniona po brzegi żołnierzami zjechała w dół. Przez chwilę kołysała się na falach, wreszcie pomknęła naprzód. Jan zobaczył, że inne, jadące równolegle do nich okręty zwalniają. W tej samej chwili nad głowami patrzących przeleciał pierwszy pocisk. Nadbiegł tak niespodziewanie, że wszyscy instynktownie rzucili się na pokład. Przemknął z przeraźliwym gwizdem tuż nad masztami i wystrzelił białym gejzerem wody niedaleko od jednej ze spuszczonych na wodę łodzi. W tej samej chwili przyszła kolej na Jana. Wskoczył ostatni. Blok zazgrzytał i niespodziewanie znaleźli się na wodzie. Przykucnęli pochyleni pod osłoną opancerzonych burt. Wyjrzał przez wąską szczelinę obserwacyjną. Brzeg był tuż, tuż. W tym samym momencie zobaczył, jak jadąca koło nich łódź zniknęła nagle, jak gdyby zdmuchnięta w czarodziejski sposób. Wybuch rozniósł ją na drobne kawałki.
– Miny kurwa ich mać! – zaklął krępy sierżant siedzący obok Smolarskiego.
W tej chwili łódź zatrzymała się. Przednia klapa pomostu opadła i ludzie, jeden za drugim zaczęli wskakiwać do wody. Jan przewiesił sobie pistolet ciasno wokół szyi. Maszynowy chwycił w obie wzniesione ku górze ręce i zanurzył się. Woda sięgała mu po pas. Posuwali się teraz wśród gradu pocisków. Szybkim spojrzeniem objął leżący przed nimi odcinek wybrzeża. Wiedział dokładnie, gdzie się znajdowali. Idący przed nim żołnierz osunął się w wodę. Jan chciał się schylić, aby wyciągnąć leżącego, lecz przypomniał sobie instrukcje o zamoczeniu broni, odwrócił więc się tylko i krzyknął w kierunku łodzi.
– Człowiek w wodzie, tuż za mną!
Głos jego rozpłynął się jednak w huku dział. Nie było czasu na rozmyślania. Grunt począł się powoli podnosić. Biegli teraz jak szaleni, rozpryskując wysoko wodę. Gdzieniegdzie słychać było wybuchy min. Ogień broni maszynowej zamiatał wybrzeże siejąc takie spustoszenie, że w płytkiej wodzie przybrzeżnej tworzyć się poczęły zatory z leżących ciał. Ogień z morza ustał i atakujący zdani byli od tej chwili na własne siły. Przebiegli odcinek płycizny i padli na płask tuż przed poszarpaną pociskami zaporą z drutu kolczastego. Jan kilkoma ruchami wykopał sobie łopatką płytką osłonę. Powoli nie unosząc prawie głowy rozejrzał się. Ogień szedł ze skał. Nie przypominały one teraz pięknych zielonych wzgórków na stole plastycznym w biurze Renarda, lecz mógłby z pamięci wyliczyć jakie typy broni ukryte były w ich załamaniach. Nie mógł jedynie zrozumieć, na co potrzebna tu była jego wiedza fachowa. Sektor CD–5 przedstawiał w tej chwili obraz zupełnego chaosu. W ciągu pierwszych dziesięciu minut atakujący zajęli zewnętrzny kawałek plaży i okopali się na nim. Mimo to, sytuacja była prawie tragiczna. Wyglądało tak, jak gdyby siedzący bezpiecznie w skałach Niemcy wyszukiwali sobie spokojnie cel dla karabinów maszynowych i dział, podczas kiedy Anglicy szamotali się bezradnie w dole nie mogąc postąpić kroku naprzód. Dowódca batalionu przyczołgał się do Jana.
– Gówno nie wojna! – krzyknął – Jeżeli planowanie zajęło naszym sztabowcom dwa lata, to trzeba było poczekać jeszcze dziesięć!
Jan pochylił się ku niemu.
– Trzeba będzie zebrać ludzi i ruszyć na „hurra“!
Lecz major nie odpowiedział. Leżał cicho oparłszy głowę na ręku jak człowiek śmiertelnie znużony. Spod jego hełmu ciekła wąska smuga krwi. Smolarski przyciągnął go do siebie. Jedno spojrzenie wystarczyło. Dowódca batalionu nie żył. Uczuł wzbierającą w sercu rozpacz. Nie tak wyobrażał sobie atak na przedpole Niemiec. Odwrócił głowę i kiwnął ręką na leżących za nim żołnierzy. Wskazał na skały. Zrozumieli go. Wszyscy czuli, że jeszcze godzina, a na plaży nie pozostanie ani jeden żywy człowiek. Cała olbrzymia stojąca za nimi armia nic na to nie mogła poradzić. Jan powiódł oczyma po morzu. Horyzont czerniał od wszelkiego rodzaju okrętów. Nowe łodzie płynęły w stronę brzegu. Zdawał sobie jednak sprawę, nie będzie można wysadzić na brzeg ani jednego czołgu, działa lub radiostacji nie mając choćby jednego punktu na wybrzeżu w rękach. Dwóch żołnierzy przypełzło ku niemu.
– Panie kapitanie. Wyduszą nas tu jak pluskwy!
– No to jazda!
Sam nie wiedział w jaki sposób znalazł się ponad krawędzią dołka. Ruszyli za nim. Biegł jak szaleniec. Tuż przed nimi eksplodował pocisk rzucając ich siłą wybuchu na ziemię.To prawdopodobnie uratowało im życie. Po kilku sekundach znaleźli się pod wielkim leżącym u stóp skał głazem.
– Jest pan cały, sir?
Jan podniósł palce w ruchu churchilowskiego pozdrowienia. Ku swemu zdumieniu zobaczył pod okapami hełmów uśmiechy. Przez chwilę wsłuchiwali się w grzmot dział. Gdzieś na prawo, mniej więcej o kilometr wrzało istne piekło.
– To Kanadyjczycy szturmują brzeg, sir. Musi tam być gorąco!
Leżeli teraz na najbardziej wysuniętym punkcie odcinka. Niemcy powinni byli znajdować się o kilkanaście metrów od nich, nieco w górze. Jan przypuszczał, że tylko dlatego nie otwarto do nich ognia z granatników, ponieważ wybuch pocisku zasłonił obrońcom miejsce, w którym się ukryli. Nagle jak błyskawica przeszła mu przez mózg myśl. Nikt z atakujących nie mógł użyć granatnika, gdyż trudno było się zorientować, gdzie właściwie znajdują się Niemcy. Wydawało się, że cała powierzchnia skał zionie ogniem wprost w twarz atakujących. Lecz on wiedział!!!