Выбрать главу

Belinda chciała ich za wszelką cenę przekonać o dobrych intencjach Viljara.

– Sądzę, że powinniśmy poczekać, wszyscy troje. On sam nam powie, kiedy nadejdzie odpowiednia pora.

Uśmiechali się, widząc jej zaangażowanie.

– Nie powiemy Viljarowi ani słowa – zapewnił ją Heike. A po chwili dodał: – Ale sprawę duchów musimy wyjaśnić. Bo to także jest problem. I na szczęście potrafimy sobie z nim poradzić.

Zmienili temat i rozmawiali teraz o tym i owym, nawet nie zauważyli, że zrobiło się późno. Belinda była uszczęśliwiona. Jej gospodarze okazywali jej tyle sympatii, zachowywali się tak naturalnie i pytali ją nawet o radę w różnych sprawach, czego dotychczas nikt nigdy nie robił. Dodawało jej to poczucia własnej wartości, czegoś, co zawsze odnosiła do innych ludzi, nigdy do siebie.

Nagle usłyszeli trzask drzwi wejściowych i do salonu wszedł Viljar.

Belinda spłonęła gwałtownym rumieńcem.

– Och, powinnam była już dawno wrócić do domu! Strasznie się zasiedziałam! Zabrałam państwu tyle czasu!

– Nie, nie, wprost przeciwnie – zapewniała ją Vinga. – Już dawno nie spędziliśmy tak małego wieczoru jak dzisiaj. Belinda jest bardzo miła i bezpośrednia, wiesz, Viljarze!

Głos wnuka zabrzmiał chłodno i jakoś matowo:

– Ach, tak?

Belinda rozpaczliwie pragnęła, by te straszne rumieńce spełzły z jej policzków. Po raz pierwszy widziała Viljara w świetle i niemal nie była w stanie na niego patrzeć, tak potwornie była skrępowana.

Heike odetchnął głęboko i powiedział:

– Viljar, nie myśl, że Belinda jest roztrzepaną gadułą, bo to nieprawda. Ona wolałaby umrzeć, niż zdradzić twoją tajemnicę, ale to my, stare lisy, wydobyliśmy z niej wiadomości, z których wynika, że ty, nasz wnuk, nie masz do nas ani krzty zaufania. Nie chciałeś nam powiedzieć, że widziałeś w domu ducha. Nie, Belinda niczego takiego nam nie powiedziała, my tylko złożyliśmy razem różne fakty i wyszło nam, że tu musi chodzić o ducha. Usiądźmy teraz, wszyscy czworo, i porozmawiajmy.

Viljar stał odwrócony plecami do Belindy, a ona miała wrażenie, że chce jej w ten sposób okazać pogardę. Poczucie winy wprost ją przytłaczało.

Młody człowiek zwrócił się do Vingi i rzekł lodowatym tonem:

– Może babcia zwolnić stangreta. Ja sam odwiozę naszego gościa.

Potem spojrzał na Belindę. Wtedy ona z przerażeniem odkryła, że oczy Viljara są zielononiebieskie, ale jest to kolor tak zimny, że mimo woli zaczęła myśleć o zamarzniętym wodospadzie, takim, jakie się czasami widuje zimą w górach. A mimo to, jakież to niezwykłe, te lodowate oczy wzniecały w niej gorący płomień. Lód, który może rozniecać ogień? Chyba tylko ona mogła wpaść na taki zdumiewający pomysł!

– Ja naprawdę nie chciałam niczego wypaplać – szepnęła zrozpaczona.

– Nie o tym myślałem – uciął. – Pomyślałem sobie tylko: aha, więc ty tak wyglądasz. Naprawdę nic ponadto.

Odwrócił się i Belinda już się nie dowiedziała, czy podoba mu się jej wygląd, czy też nie. Viljar zamierzał usiąść na kanapie, ale powstrzymał go krótki, ostrzegawczy krzyk.

– O mój Boże – bąknął, kiedy zobaczył uśpione dziecko. – To się mogło źle skończyć.

Ale na widok dziecka jakby trochę odtajał. Vinga wyszła, żeby zwolnić stangreta i przynieść Viljarowi coś do zjedzenia. Potem wszyscy usiedli przy niewielkim salonowym stoliku. Mimo wszystko nastrój był pełen napięcia, przynajmniej jeśli chodzi o Viljara, który wyraźnie starał się tłumić agresję. Nawet Belinda zdawała sobie z tego sprawę. Może zresztą przede wszystkim ona? Może była szczególnie wyczulana na jego zachowanie?

– Czyli że ty widziałeś tylko jednego ducha? – zapytał Heike wnuka bez zbędnych wstępów.

Ręka Viljara krojąca kawałek pieczeni zastygła.

– Nie rozumiem?

Vinga wtrąciła pospiesznie w imieniu męża i swoim:

– My bardzo dobrze wiemy, że w Grastensholm są duchy. Chcieliśmy jednak zachować to przed tobą w tajemnicy. Do głowy by nam nie przyszło, że o czymkolwiek wiesz.

Viljar odłożył sztućce i opuścił ręce:

– Więc wy także ją widzieliście?

– Czy była tylko jedna „ona”? – przerwała mu Vinga.

Viljar posłał Belindzie spojrzenie, które zdawało się mówić: Aha, to znaczy, że wygadałaś tylko tyle. Bardzo dobrze.

Owo ciche uznanie podziałało niczym balsam na udręczone serce Belindy.

– Teraz musicie mi wyjaśnić – zwrócił się do dziadków. – Czy to znaczy, że w domu jest więcej duchów?

Heike uśmiechnął się z goryczą:

– Tu się od nich aż roi, ale dotychczas oprócz mnie i Vingi widywała je tylko Tula. One nie robią nam nic złego, przeciwnie, pomagają nam. To bardzo długa i skomplikowana historia, której ci na razie oszczędzę…

– Ale ja chcę ją poznać! To wszystko mnie przecież w najwyższym stopniu dotyczy, skoro mam w przyszłości przejąć dwór.

– O, po mojej śmierci one się stąd wyniosą – uspokoił go Heike.

Taką mam przynajmniej nadzieję, pomyślał z bolesnym skurczem w sercu.

Viljar pociągnął solidny łyk złocistego wina.

– Powiedz mi… to nie jest ten szary ludek, o którym jest mowa w księgach Ludzi Lodu? Ten szary ludek Ingrid i Ulvhedina?

– Niestety, to jest szary ludek. Wezwaliśmy ich tu wszystkich, Vinga i ja. Sprowadziliśmy ich ze świata cieni, ponieważ rozpaczliwie potrzebowaliśmy ich pomocy.

– Ale w księgach nic o tym nie napisaliście!

– Wszystko zostało opisane w jednym tomie. Chcieliśmy, żebyście się o tym dowiedzieli po naszej śmierci, kiedy i szarego ludku też w Grastensholm już nie będzie. Nie chcieliśmy was niepotrzebnie straszyć.

– Tymczasem, jak widać, jedno z nich przestraszyło Viljara – westchnęła Vinga. – Kiedy to się zaczęło?

– Jeszcze w dzieciństwie.

– Biedny chłopiec! – Vinga spoglądała na niego z czułością. – Nic dziwnego, że nie chciałeś tutaj nocować.

– Czy to ze względu na… szary ludek nigdy nie wolno mi było chodzić na strych? – zapytał Viljar.

– To prawda – odparł Heike. – Szary ludek tam ma swoje miejsce. Prawdopodobnie mogłeś tam chodzić najzupełniej bezpiecznie, ale myśmy się bali. Tula weszła kiedyś na strych i o mało nie skończyło się to katastrofą. Chociaż ona też jest istotą wyjątkową. Porozmawiajmy jednak o twojej osobistej, że tak powiem, znajomej. Muszę wiedzieć wszystko dokładnie, bo one nie miały prawa pokazywać się innym ludziom i nie wolno im wchodzić da naszych sypialni. Pod żadnym warunkiem. No? Powiadasz, że to kobieta?

Belinda siedziała bez ruchu i przysłuchiwała się rozmowie. Tak była tym pochłonięta, że czasami zapominała zamknąć usta, ale kiedy się spostrzegła, bardzo się zawstydziła. Akurat w tym domu nie chciała się wydawać głupsza, niż jest. Poza tym trochę się bała powrotu do Elistrand. Fakt, że Viljar chciał ją odwieźć osobiście, nie mógł oznaczać nic innego, jak tylko że zamierzał wygarnąć jej, co o niej myśli. A był po prostu zbyt dobrze wychowany, żeby robić to w obecności innych.

– To jest młoda kobieta – wyjaśnił Viljar dziadkom. – Jest bardzo blada, ma wodniste oczy i sprawia wrażenie obrzmiałej. Jak topielica.

– O, ja wiem, kto to! – zawołał Heike. – To jedna z nich. Musisz jej się podobać. Może nawet zakochała się w tobie?

Viljar posłał mu miażdżące spojrzenie.

– W czteroletnim chłopcu? Bo chyba nie miałem więcej, kiedy przyszła do mnie po raz pierwszy.

I Viljar opowiedział, kiedy zjawa do niego przychodzi, jak staje przy drzwiach sypialni i po prostu patrzy. Mówił, że się właściwie do niej przyzwyczaił. Nigdy mu nic złego nie zrobiła, choć jej widok nie należy do najprzyjemniejszych.

– To nie może dalej trwać! – zawołał Heike oburzony. – Muszę porozmawiać z ich przywódcą. One się zrobiły takie bezczelne…