Выбрать главу

Najpierw jednak Herbert zdobędzie Belindę!

Chodzi już przecież wokół niej tyle tygodni i czasami ma na nią taką ochotę, że aż czuje mrowienie w palcach i nie tylko. Żeby ją obłapiać, utonąć w jej rozkosznych objęciach.

I nareszcie dziś wieczór się to stanie! Dzięki jego genialnemu, podstępnemu planowi! Na samą myśl o tym zaczynał ciężko dyszeć i pociły mu się ręce.

Herbert otworzył drzwi do dziecinnego pokoju.

Belinda odwróciła się przestraszona. Dziecko właśnie zasnęło i ona wzięła się do sprzątania. Chciała pozbierać wszystkie ubranka, zanieść brudne rzeczy do prania, ale już było za późno, bo przyszedł on.

– Myślałam, że pan jest chory, panie Abrahamsen – szepnęła Belinda.

Herbert oblizał wargi.

– Już mi znacznie lepiej. Chciałem… chciałem ci coś powiedzieć, Belindo.

– Bardzo proszę!

– Nie tutaj! – syknął niecierpliwie. – Wyjdźmy do hallu.

Belinda odłożyła dziecinne ubranka i wyszła za nim. Nie wiedziała, że Herbert zwolnił służbę na dzisiejszy wieczór. Myślała tylko, że w hallu jest bezpieczniejsza niż gdzie indziej. Ciągle kręciło się tu mnóstwo ludzi.

– Chodź, chodź, usiądź tutaj – jąkał się Herbert, wskazując małą, twardą kozetkę. Belinda posłusznie usiadła na samej krawędzi i zdawała się nie zauważać, że Herbert wyciągnął rękę na oparciu za jej plecami.

– Teraz usłyszysz coś bardzo dziwnego, Belindo – zaczął. – Dzisiejszej nocy miałem niezwykły sen. Śniła mi się Signe.

Zwróciła się gwałtownie ku niemu.

– Signe? – zapytała przerażona.

Nieustannie aktywne sumienie Belindy przez ostatnich kilka dni znajdowało się jakby w uśpieniu. Teraz ocknęło się do życia. Och, mój Boże! Przecież ona nawet nie wspomniała ostatnio o Signe! To straszne, żeby zapomnieć o ukochanej biednej siostrze!

– Tak, tak, Signe! – wzdychał Herbert z tragiczną miną. – Przyszła do mnie w mroku nocy… A wiesz, najlepiej będzie, jak ci pokażę, gdzie ona stała…

Wstał i poszedł ku drzwiom swojego pokoju. Belinda szła za nim jak w transie, bo przecież skoro Signe tu była, to musi dowiedzieć się wszystkiego. O Boże, a jeśli Signe się na nią gniewa?

Herbert otworzył i w nos Belindy uderzył ciężki, dławiący zaduch, mieszanina perfum, olejku do włosów i nie wietrzonego męskiego pokoju. Ogarnęła ją fala mdłości, ale się opanowała. Na stole kopciła mała lampka.

– Tutaj stała – wskazał Herbert z dramatycznym westchnieniem. – Dokładnie tutaj, a ja leżałem w łóżku…

Belinda próbowała wyobrazić sobie tę scenę.

– Czy Signe coś powiedziała?

– Czy powiedziała? Przecież ona właśnie po to przyszła, żeby ze mną porozmawiać!

Sumienie dręczyło Belindę. Co takiego zrobiła? W czym zawiniła?

– Nasza droga Signe była dla mnie bardzo dobra, możesz mi wierzyć, patrzyła na mnie tak łagodnie, a potem powiedziała: „Kochany Herbercie, serce mi się kraje, kiedy widzę, jak strasznie cierpisz w samotności! Chcę, żebyś porozmawiał z moją siostrą Belindą.”

– Ach, tak? – jęknęła Belinda przestraszona. Wróciła teraz całkowicie do swojej dawnej roli osoby pozbawionej poczucia własnej wartości.

– Tak, tak właśnie było – potwierdził Herbert uroczyście. – Signe chce, żebyś była dla mnie dobra. Żebyś mi była posłuszna.

– Ale… ja naprawdę się staram być miła – odparła Belinda żałośnie. Czy mimo wszystko Signe nie jest z niej zadowolona? – I staram się wszystko robić tak, jak pan sobie życzy, panie Abrahamsen.

– Nie wszystko, Belindo. Nie wszystko! Signe prosiła, żebym ci przekazał od niej pozdrowienia i powiedział, że skoro czuję się teraz taki samotny, to ona życzy sobie, żebyś zajęła jej miejsce.

– W jaki sposób? Jak pan to sobie wyobraża, panie Abrahamsen?

Uff, głupie cielę! Czy ona naprawdę niczego nie rozumie?

– Chodzi o to, że powinnaś być dla mnie jak żona. Zająć jej miejsce. Taka jest wola Signe.

Belinda starała się zrozumieć.

– Miałabym nosić klucze i w ogóle…? Ale przecież pani Tilda ma klucze!

– Nie, nie, nie chodzi mi o klucze, ale żebyś była dla mnie miła.

Patrzyła na niego przestraszona bez słowa.

– Może mogłabyś dać mi syna… – próbował dalej.

Ale te słowa nie padły na podatny grunt, widział to wyraźnie. Dziewczyna była tylko coraz bardziej spłoszona.

– Nie, nie chodzi o żadnego syna. Tylko żebym zaznał u ciebie radości.

Belinda sprawiała wrażenie, że zaraz zerwie się z miejsca i ucieknie. Och, nie teraz. Nie teraz, kiedy już ją prawie złowił w pułapkę.

– Właśnie tak – ciągnął. – Pozwól mi się objąć. Signe tego chciała.

Ostrożnie położył jej rękę na ramieniu. Odór zastarzałego potu sprawił, że Belinda odskoczyła jak oparzona.

– No, no, to nie jest straszne, to jest rozkoszne. Rooozkoszne! Signe zawsze to lubiła, bardzo lubiła, żebym ją głaskał, o tak, po piersiach.

Oooch! Ona miała cudowne piersi, myślał Herbert. Takie kuszące, że topniałem przy niej jak wosk.

Belinda stała niczym słup soli za murami Sodomy. Była śmiertelnie przerażona, myśli kłębiły jej się w głowie. Czy Signe naprawdę czegoś takiego od niej oczekuje? Żeby to wstrętne, tłuste dziadzisko ją obłapiało, tak że dostawała mdłości? Nie rozumiała z tego nic a nic!

Herbert zrobił krok do tyłu i przyglądał jej się krytycznie

– Nie, czegoś mi tu brakuje. Dlaczego nie masz na sobie swojej czarnej, żałobnej sukni?

– Och, bardzo przepraszam – szepnęła Belinda. – Było mi w niej za gorąco. A poza tym myślałam, że to nie ma znaczenia. Ta granatowa też jest przecież ciemna!

– Suknia ma być czarna! – powiedział ostro. – Zupełnie czarna. Natychmiast się przebierz!

– Panie Abrahamsen, ja nie wiem…

– Signe była bardzo stanowcza – oświadczył i zmarszczył brwi tak, że utworzyły jedną linię. – Chyba nie chcesz, żeby na tamtym świecie nie zaznała spokoju?

Tak jak Marta? Och, nie! Belinda pospiesznie pobiegła do swojego pokoju.

– Pójdę z tobą! – zawołał Herbert.

– Nie, nie! Nie wolno mi przyjmować męskich wizyt w pokoju, tak mama powiedziała!

– Dobrze! Ale zaraz tu wróć!

Kiedy Belinda znalazła się już u siebie, niepewna, co zrobić, przestępowała z nogi na nogę, wpychała wszystkie palce do ust, to znów chwytała się za głowę, jęczała „och” i „nie”, i „co mam zrobić, kochana Signe? Dlaczego prosisz mnie o takie rzeczy? Dlaczego nie mogę stąd uciec?” Mimo wszystko za nic na świecie nie chciałaby zawieść zmarłej siostry. Co to, to nie! Po prostu nie mogła.

Po pewnym czasie Belinda, sztywna, nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi, wróciła do pokoju pana Abrahamsena, ubrana w swoją zwykłą żałobną suknię.

Herbert, który tymczasem zdjął marynarkę, a teraz rozpinał kamizelkę i koszulę, obejrzał ją od stóp do głów z wyrazem zadowolenia na twarzy.

– O, widzisz, tak jest dużo lepiej. Zaczekaj chwilkę…

Podszedł bliżej, podniósł wysoko kołnierzyk sukni i zapiął mocna.

– Tak, o, tak! Nie, jeszcze czegoś brak.

Wybiegł i za chwileczkę pospiesznie wrócił z dużą srebrną broszką, którą zapiął jej pod szyją. Belinda poznała broszkę. Własność pani Tildy…

Z coraz większym wysiłkiem opanowywała mdłości.

– Tak dobrze! Nie, jeszcze poczekaj… – Znowu podszedł do Belindy, ujął jej ręce i ułożył nisko na piersi, właściwie na wysokości żołądka. – Tak powinno być! Signe by chciała, żeby tak było!