Выбрать главу

Zastanawiała się, która może być godzina. Wyruszyli w drogę wczesnym wieczorem, bo przecież przyjęcie u asesorostwa zaczynało się po południu. Pani Tilda wyszła z domu, gdy jeszcze było widno…

Ale teraz jest na pewno bardzo późno.

– Za każdym razem musisz na zebranie jechać aż do Drammen? – zapytała.

– Nie, to by było zanadto męczące. Mamy też bliżej położone miejsca spotkań. Często je zresztą zmieniamy, żeby nie budzić podejrzeń.

– Tak, to jasne – powiedziała rzeczowo.

Kiedy zbliżali się do Elistrand, poczuła, że robi się sztywna.

– Nie bój się – uspokoił ją Viljar, – Dziś tam nie wrócisz. Służące miały się zająć Lovisą tej nocy i jutro rano. Teraz pojedziesz ze mną do Grastensholm i tam się zastanowimy, co dalej. Do Elistrand w ogóle nie możesz już wrócić.

– Och, dziękuję ci – szepnęła tak cicho i tak żałośnie, że nikt nie miałby wątpliwości, jakie to wszystko dla niej trudne. – Ale co powiedzą twoi dziadkowie?

– Vinga i Heike? Oni z pewnością zrozumieją.

Belinda nie była taka przekonana. Viljar przecież nie odważył się powiedzieć im o upiorze, bo bał się, że nie zrozumieją. Ani o tajnych spotkaniach. Dlaczego teraz sądzi, że będzie inaczej?

Vinga, która zawsze lubiła trochę zbytku, kazała przed snem podać wino sobie i Heikemu. Kiedy Viljar z Belindą weszli do salonu, zostali powitani kieliszkami purpurowoczerwonego trunku, w którym odbijał się blask ognia płonącego na kominku. Dostojna para siedziała w ulubionych fotelach i wyglądało na to, że tych dwoje naprawdę umie cieszyć się życiem.

– Miałem nadzieję, że u asesorostwa zostaniecie wystarczająco ugoszczeni – powiedział Viljar uszczypliwie.

– Owszem, owszem, ugościli nas, ale było tam potwornie nudno, więc postanowiliśmy się trochę rozerwać we własnym towarzystwie – odparła Vinga. – A poza tym przyjęcie nie trwało długo. Gospodyni dostała jakichś strasznych boleści i wszyscy się bardzo szybko rozeszli. Odwieźliśmy też panią Tildę do Elistrand, Belindo, bo syn miał po nią przyjechać znacznie później. Niech Bóg broni, co to za potworne babsko! Nie uwierzylibyście, ile strasznych plotek nam zdążyła opowiedzieć, ile żółci z siebie wylała podczas tak krótkiej drogi! A w ogóle to witaj u nas, Belindo, tyle mówię, że nawet nie miałam czasu się przywitać. Jak to miło, Viljarze, że przyprowadziłeś do domu swoją protegowaną.

Belinda zaczerwieniła się jak piwonia.

– Chyba nie jestem niczyją protegowaną, pani Vingo. Zawsze starałam się prowadzić przyzwoite życie.

– Och, wybacz mi! Popełniłam błąd! – zawołała Vinga. – Użyłam chyba niezbyt fortunnego słowa. Ale przecież protegowana to znaczy, że on się tobą trochę opiekuje, a to chyba nic nagannego.

Belinda zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Znowu się wygłupiła. Który to już raz?

I to tutaj, w domu Viljara, gdzie naprawdę chciałaby uchodzić za rozgarniętą!

Viljar wyjaśnił ściszonym głosem:

– Sprawy mają się tak, że nasz przemiły nowy sąsiad z Elistrand rzucił się dziś na nią. Zdołała mu się wyrwać, ale wygląda na to, że walka była zaciekła.

Oboje starsi państwo podskoczyli w swoich fotelach.

– Co ty mówisz? – zapytał Heike, a Vinga nalała Belindzie duży kieliszek wina.

– Tak, tak – potwierdził Viljar. – Ale ja pojechałem natychmiast do Elistrand i powiedziałem tej gadzinie kilka zdań do słuchu. Szczerze mówiąc były to chyba dosyć dosadne zdania. I dość bolesne.

– Viljar! Chyba nie chcesz doprowadzić do wojny! – zawołała Vinga przestraszona. – Nie możemy sobie na to pozwolić w takiej małej parafii.

– Małej? Jeśli Abrahamsen nadal będzie robił to, co zaczął, to za parę lat będzie tu po prostu tłok. A zresztą, to co? Miałem pójść i powiedzieć: „Proszę wybaczyć, panie Abrahamsen, ale nie powinien się pan rzucać na Belindę, bo ona jest bardzo wrażliwa?”

– Nie, to oczywiste, że powinno mu się dać nauczkę – powiedział Heike. – Co on sobie myśli, że skoro Belinda jest taka ufna i dobra, to może sobie z nią poczynać, jak mu się podoba, bo ona i tak nic nikomu nie powie? Nie, Vingo, Viljar miał całkowitą rację, że poszedł się z nim na poważnie rozmówić!

– Rozmówić, oczywiście! Ale ty zdaje się nie poprzestałeś na rozmowie, prawda, Viljarze?

– Byłem po prostu wściekły – odparł wnuk z poczuciem winy.

Vinga podsunęła Belindzie krzesło. Dziewczyna usiadła ostrożnie na samym brzeżku, a mimo to nie mogła powstrzymać bolesnego jęku.

– Belinda! – szepnęła Vinga przestraszona. – Pan Abrahamsen nie zdołał ci chyba zadać bólu?

– Co? Jak to?

– Zabolało cię, kiedy siadałaś?

– Tak. Ale to pewnie dlatego, że tak długo i niewygodnie siedziałam na koniu.

– Na koniu?

– Tak, och, a ja o tym nie pomyślałem – wtrącił się Viljar. – Zabrałem ją ze sobą. I musiało jej być bardzo niewygodnie.

– To musieliście bardzo daleko jechać – powiedziała Vinga z przekąsem i spojrzała wymownie na Heikego.

Viljar nie zareagował na tę insynuację, a Belinda starała się nie odzywać, żeby znowu czegoś nieodpowiedniego nie powiedzieć.

Heike natomiast zaczął wypytywać Viljara, co się naprawdę stało w Elistrand. Vinga spoglądała na wnuka zaniepokojona. Belinda musiała najprawdopodobniej pojechać z nim na jedną z tych jego okrytych tajemnicą wypraw… Mam jedynego syna, myślała, i on ożenił się z kobietą jedenaście lat od siebie starszą. Chociaż akurat im ułożyło się wszystko jak najlepiej, nikt nie byłby lepszy od Solveig dla żądnego przygód Eskila. To Solveig skłoniła go, żeby się osiedlił w Lipowej Alei, o czym ona i Heike nie śmieli nawet marzyć. Eskil jest szczęśliwy, ma syna, z którego jest bardzo dumny, a i synowi Solveig z pierwszego małżeństwa, który zamieszkał w pobliżu, powodzi się dobrze. No i co teraz? Czyżby jedyny wnuk Vingi interesował się dziewczyną, która…

Nie, nie, tak nie wolno myśleć o nikim!

Ale czy to ze strony Viljara poważna sprawa?

Nie, absolutnie nie, to przecież widać, stwierdziła z wielką ulgą. Zainteresowanie Viljara dla Belindy ogranicza się do współczucia. Wynika z potrzeby pomagania słabszym i nieporadnym.

Właśnie tak, bo Belinda jest nieporadna, trudno temu zaprzeczyć. Jest to na swój sposób ładna i obdarzona pewnym wdziękiem młoda osoba, ale gdy tylko czuje się zagrożona, natychmiast traci wszelką pewność siebie. Vinga nie bardzo mogła się w tym wszystkim rozeznać. Czy dziewczyna ma inteligencję, tylko od najwcześniejszego dzieciństwa pomiatano nią i odmawiano wszelkiej wartości, czy też raczej należy do osób o tak zwanej słabej głowie?

Trzeba chyba lepiej poznać Belindę, by zorientować się co do jej słabszych i mocniejszych stron. Trzeba by pewnie spróbować dotrzeć do prawdziwej Belindy, bo nie ulega wątpliwości, że wychowanie wiele w niej wykoślawiło.

Nie ulega też wątpliwości, że Viljar robił bardzo dużo, by ją wesprzeć, dodać jej pewności siebie. Próbował jej uświadomić, że ma swoją ludzką godność i wartość.

Ale to ryzykowne! Och, jakie ryzykowne! Viljar powinien się mieć na baczności. Bo jeśli nawet ona niewiele znaczy dla niego, to z daleka widać, że dla niej Viljar jest niczym bóstwo. Chyba ona sama sobie jeszcze z tego sprawy nie zdaje, bo przywykła znać swoje miejsce i wie, że tu akurat nie ma szans. Ale gołym okiem było widoczne i to, że pewnego pięknego dnia dziewczyna zacznie cierpieć. A będzie to tego dnia, kiedy stwierdzi, że kocha Viljara z Ludzi Lodu.

Vinga nie chciałaby za nic doczekać takiej chwili. Ze względu na Belindę, lecz także ze względu na Viljara.

A już zwłaszcza ze względu na siebie.