Выбрать главу

Jej rozmyślania przerwał głos Heikego:

– No dobrze! To jutro rano pójdziemy do Elistrand, żeby się rozmówić, Viljarze. Nie będzie to przyjemna wizyta, ale jest konieczna, jeśli nie chcemy całkiem zatruć atmosfery w parafii.

– Ale Belinda nie może tam wrócić – zastrzegł Viljar gorączkowo. – Ona w żadnym razie nie może tam mieszkać!

– Nie, oczywiście, że nie. Będziemy musieli jakoś ten dylemat rozwiązać. Domyślam się, że Belinda czuje się odpowiedzialna za dziecko, i byłoby najlepiej gdyby…

Przerwał mu ochmistrz, który w tym właśnie momencie stanął w drzwiach i zaanonsował przybycie lensmana.

– O tej porze? – zapytała Vinga. – A poza tym parę godzin temu widzieliśmy go u asesorostwa. – No, ale proś, oczywiście!

Lensman, którego Ludzie Lodu znali bardzo dobrze, wszedł i witał się uprzejmie, ale z wyraźną rezerwą. Od razu też zwrócił się do Viljara:

– Viljarze Lind z Ludzi Lodu, mam niemiły obowiązek powiedzieć panu, że jest pan aresztowany pod zarzutem zamordowania Herberta Abrahamsena z Elistrand. Dziś wieczorem znaleziono go martwego w jego domu i mamy dwóch świadków, którzy twierdzą, że był pan dziś w Elistrand i że doszło między wami do rękoczynów.

ROZDZIAŁ VIII

– Ależ to nieprawda! – zawołał Viljar, kiedy otrząsnął się z pierwszego wrażenia. – Ja nikogo nie zabiłem. Abrahamsen żył, kiedy opuszczałem jego dom.

– Ale przyznaje pan, że pan tam był?

– Oczywiście! I przyznaję też, że przyłożyłem mu solidnie, ale to w żadnym razie nie były śmiertelne ciosy!

– Co było przyczyną bójki?

– Abrahamsen chciał zgwałcić tę panienkę, pannę Belindę. Ona mieszkała w Elistrand, jest siostrą zmarłej pani Abrahamsen i zajmuje się jej dzieckiem, dziewczynką, prawie roczną.

– O tym akurat wiem – powiedział lensman, który najwyraźniej czuł się źle w swojej roli. – Ale powiedział pan, że uderzył pan Abrahamsena. W jakim stanie on był, kiedy pan wychodził? Albo może inaczej: Czy mógłby mi pan opowiedzieć o całym zajściu?

– Dobrze. No więc… jechałem konno. I o mało co nie stratowałem dziewczyny, która biegła na oślep drogą niedaleko kościoła. Była, najdelikatniej mówiąc, w stanie wielkiego wzburzenia. Szlochała przerażona, ubranie podarte, włosy w nieładzie, nie widziała, dokąd biegnie. Naturalnie zeskoczyłem z konia, ale Belinda nie była w stanie powiedzieć, co się stało. W końcu jednak wydobyłem z niej, że to Abrahamsen użył podstępu, twierdził mianowicie, że przyśniła mu się jego zmarła żona Signe i powiedziała, że życzy sobie, by Belinda była dla niego miła. Jak wszyscy dobrze wiedzą, Belinda jest osobą prostolinijną i ufną, nie wie, że ludzie mogą kłamać, że w ogóle kłamstwo istnieje. Abrahamsen tyle jej naopowiadał, że w końcu nie wiedziała, co robić, dręczyły ją wyrzuty sumienia, że zmarła siostra jest z niej niezadowolona, i to właśnie wykorzystał Abrahamsen, robił zresztą jeszcze gorsze rzeczy, o których tu lepiej nie wspominać…

– Przeciwnie – zaprotestował lensman ostro. – Powinienem wiedzieć wszystko.

Viljar spoglądał na obie obecne w pokoju panie, na Belindę, która teraz przeżywała na nowo straszne chwile w domu Abrahamsena i na jej szczerej twarzy widać było wyraźnie, co czuje, a także na babkę,…

I nagle zobaczył to, co niedawno odkrył Heike.

O mój Boże, babcia jest chora, pomyślał przerażony. Poważnie chora! Oczy jej zapadły głęboko, nad powiekami pojawiły się ciężkie fałdy, oznaka wielkiego zmęczenia. I zrobiła się prawie przezroczysta!

– Nie chciałbym niczego mówić w obecności pań – zdołał wykrztusić Viljar porażony strachem o babcię.

– Mój kochany – odezwała się Vinga. – Ja zniosę wszystko, a Belinda przecież wie, co się tam działo! A teraz jestem naprawdę ciekawa. Zawsze chętnie słuchałam o skandalach. Gadaj zaraz!

– Wcale nie jesteś taka spragniona opowieści o skandalach – zaprotestował Heike. – Plotek pani Tildy dziś wieczorem nie chciałaś słuchać.

– To co innego – rzekła Vinga. – Ona wygadywała paskudne rzeczy na moich przyjaciół. Natomiast o wyczynach pana Abrahamsena chętnie się dowiem… och, wybaczcie mi, zapomniałam, że on nie żyje. Ale możesz spokojnie mówić o wszystkim, Viljarze.

– To jest naprawdę bardzo niesmaczne. Perwersyjne, nazywając rzeczy po imieniu.

– Proszę bardzo, słuchamy – ponaglał lensman. – To może mieć znaczenie dla wyjaśnienia sprawy.

Viljar wyraźnie czuł się źle. Wszyscy stali dokoła niego wyprostowani, nie mogli jeszcze przyjść do siebie po tej szokującej wiadomości o aresztowaniu.

– Tak, no więc… Abrahamsen zmusił Belindę, żeby się ubrała jak…

– Jak Signe? – zapytała Vinga cicho. – To by nie było takie dziwne.

– Nie, nie jak Signe! – parsknął Viljar. – Jak pani Tilda!

W pokoju zaległa cisza, tylko ktoś głośno przełknął ślinę.

– Proszę mówić dalej – rzekł w końcu lensman bezbarwnym głosem.

– Tak. I potem zachowywał się jak mały chłopczyk. Mówił dziecinnym językiem. Belinda siedziała sztywna z obrzydzenia, tak mi powiedziała, ale on stawał się coraz bardziej natarczywy, tracił panowanie nad sobą, Belinda zdołała mu się wyrwać tylko dlatego, że ugryzła go z całych sił w ucho.

– Świetnie, Belindo! – mruknęła Vinga.

– No i kiedy ją spotkałem, biegnącą w przerażeniu drogą, i gdy usłyszałem jej nieskładne opowiadanie, to… popędziłem prosto do Elistrand i… spuściłem Abrahamsenowi lanie.

Lensman sprawiał wrażenie, że bardzo dobrze go rozumie.

– Czy zechciałby pan opowiedzieć dokładniej, jak to było?

Viljar westchnął.

– Nie pamiętam słowo w słowo, co mówiłem czy raczej krzyczałem do niego. Prawdopodobnie coś w rodzaju „stara świnia” i „przeklęty cap”, i podobne wyzwiska. W takiej złości człowiek traci fantazję. Biłem go, to prawda, i muszę przyznać, że dostał solidnie, ale to w żadnym razie nie mogło być powodem śmierci.

Lensman zapytał znowu spokojnie:

– A co mówił Abrahamsen?

– On szlochał i zawodził jak małe dziecko. Nie pamiętam wszystkiego, co mówił. Ale było to coś w rodzaju: „Pan nie ma dobrze w głowie, wszyscy o tym wiedzą, pan nie ma dobrze w głowie! Zabije mnie pan!” I wzywał pomocy. „Czy nie ma nikogo, kto mnie uwolni od tego szaleńca?” I dalej w tym stylu.

– Żadnych tłumaczeń?

– O tak, mnóstwo! „Ja nic takiego nie zrobiłem, ona sama chciała, ta mała dziwka!” Tu, rzecz jasna, przyłożyłem mu jeszcze bardziej, bo przecież znam Belindę i wiem, że ona jego za nic nie chciała!

Viljar znowu się zdenerwował, jego lodowate oczy miotały teraz skry, dyszał ciężko i nie mógł się opanować.

– Ma pan gwałtowny temperament, panie Viljarze.

– Staram się być wobec pana szczery.

– To dobrze. No i jak się skończyła walka?

– Niestety, nie mógłbym tego nazwać walką. To było regularne lanie, ale nie morderstwo, mogę przysiąc.

– Gdzie i w jakim stanie znajdował się Abrahamsen, kiedy pan opuszczał jego dom?

– Siedział skulony na kanapie w dolnym hallu i wycierał krew z ust. Rozciąłem mu wargę.

– To prawda, widziałem ranę.

– Ja natomiast poszedłem do kuchni, żeby poszukać kogoś, kto mógłby się zająć dzieckiem. Spotkałem tam dwie kobiety i wydałem im stosowne polecenia. Domyślam się, że to one są pańskimi świadkami.

Lensman potwierdził skinieniem głowy.

– Potem wróciłem do hallu, ale już się nie zatrzymywałem, po prostu wyszedłem na dwór. Abrahamsen wciąż siedział na kanapie i wrzeszczał za mną: „To ci nie ujdzie na sucho, ty diabelski pomiocie! Myślisz, że nie wiem, że Ludzie Lodu to wypierdki diabła! Ale teraz jesteście w tej parafii skończeni!” Panie lensmanie, ale są przecież kobiety, one musiały go widzieć przy życiu!