– One nie wchodziły do hallu, bały się. Bały się, że pana tam spotkają. Pobiegły obie ma górę, zabrały dziecko i zaniosły do swojej służbówki. Tam mała spędzi dzisiejszą noc.
Belinda odetchnęła z ulgą.
Viljar głęboko wciągnął powietrze.
– Muszę powiedzieć, że mimo wszystko jestem zaniepokojony. Skoro Abrahamsena znaleziono martwego na kanapie, to nie jest wykluczone, że jednak ja jestem winien jego śmierci. Bo może był na coś chory i…
Lensman machnął ręką.
– Nie znaleziono go na kanapie. Leżał na podłodze w dużej jadalni przy drzwiach do salonu.
– Mnie to niewiele pomoże. Mógł przejść do jadalni i tam umrzeć od ciosów, które mu zadałem. Same ciosy nie były groźne, jak już mówiłem, panie lensmanie. Ale on mógł przecież mieć słabe serce albo dostał udaru mózgu czy coś takiego.
– Kto go znalazł? – zapytał Heike.
– Jego matka, pani Tilda, kiedy wróciła do domu. Natychmiast wezwała mnie.
– Dlaczego? Ponieważ stwierdziła, że ktoś uderzył go w twarz?
– Nie, nie dlatego. Dlatego, proszę pani, że ktoś go zabił żelaznym pogrzebaczem. I pogrzebacz leżał przy nim.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
– Ale ja nie używałem żadnej broni, przysięgam na Boga – przerwał milczenie pobladły Viljar. – Niczego poza gołymi pięściami. I nie wchodziłem do żadnych pokoi, on przy mnie zresztą też nie. Wszystko się odbyło w hallu.
Vinga zapytała lensmana:
– Czy pan jest pewien, że śmiertelna rana została zadana pogrzebaczem?
– Śmiertelne rany.
– To było ich więcej?
– Mnóstwo! Jakby go ktoś tłukł tym pogrzebaczem na oślep. Viljarze z Ludzi Lodu, pan pójdzie teraz ze mną, prawda?
– Do aresztu?
– No, niestety, to konieczne.
– Oczywiście, rozumiem. Ale zapewniam pana, że jestem niewinny.
– Idziemy z tobą! – zawołała Vinga, a Heike ją poparł.
– Nie! – zaprotestował Viljar. – Nic nie możecie teraz zrobić. Poza tym musicie się zająć Belindą.
Lensman uspokajał wszystkich:
– W nocy i tak niczego nie wyjaśnimy. Ale jeśli przyjdziecie państwo do mnie jutro rano, o dziewiątej, to zbiorę tam zainteresowanych i będziemy mogli prześledzić całą sprawę, punkt po punkcie. I… Belinda niech także przyjdzie. Ona jest ważnym świadkiem!
Obiecali, że się stawią, wobec czego lensman zabrał Viljara i poszli. Vinga, Heike i Belinda żegnali ich w milczeniu.
– Ja wiem, że on jest niewinny – powiedziała po chwili Belinda.
– Oczywiście, że jest niewinny – potwierdził Heike. – Ale bardzo wiele przemawia przeciwko niemu.
Spojrzał ukradkiem na Vingę i przestraszył się jej wyglądu. W ciągu ostatniej godziny zrobiła się taka maleńka, drobna i wychudzona, jakby aresztowanie Viljara zgasiło w niej ostatnią iskrę życia. Widział też zmarszczki na twarzy, na które przedtem nie zwracał uwagi. Drobne, ledwie widoczne zmarszczki, których przyczyną jest ból. Dokuczliwy ból, utrzymywany w tajemnicy od nie wiadomo jak dawna.
Musi zbadać ją jutro rano, to nieodwołalna decyzja.
Znowu wybuchł w nim z ogromną siłą niepowstrzymany gniew na Tengela Złego. Być może jeśli chodzi o chorobę Vingi, gniew był nieuzasadniony, ale wszelkie inne zło spotykało ich niewątpliwie z winy tamtego. Bo gdyby Viljar miał do nich zaufanie, nigdy by nie doszło do takiego nieszczęścia, myślał Heike. Gdyby on sam nie był zmuszony sprowadzić do Grastensholm szarego ludku, żadne upiory nie straszyłyby małego Viljara i kontakty z wnukiem układałyby się duża lepiej. Chłopiec też by się pewnie rozwijał inaczej, nie byłby taki zamknięty w sobie, taki milkliwy. Nic przecież o nim nie wiedzą, ani dziadkowie, ani rodzice! Nie wiedzą nawet, jaki on tak naprawdę ma charakter. Nietrudno zrozumieć, że był w stanie pójść do Abrahamsena i dać mu nauczkę, ale czy ważyłby się na więcej? Czy mógłby do tego stopnia stracić panowanie nad sobą, że zabiłby człowieka? Pogrzebaczem?
Brzmiało to niewiarygodnie. Heike sam wciąż jeszcze pamiętał ten wstyd, jaki go dręczył przez lata dlatego, że kiedyś stracił panowanie i o mało nie zabił Terjego Jolinsonna z Eldafjordu.
Czy to możliwe, żeby Viljar…?
Tyle ponurych skłonności może się odezwać w potomku Ludzi Lodu. Czy można wciąż ufać, że zawsze zwycięży to dobre dziedzictwo? To, które zaszczepił w swoim potomstwie Tengel Dobry? Heikemu się udało, w nim zwyciężyły dobre cechy. Ale przecież to się nie odnosi do wszystkich.
Jak to naprawdę jest z Viljarem? On nie został obciążony dziedzictwem. W jego pokoleniu to Saga, córeczka Anny Marii, należy do wybranych, jest jednak przecież oczywiste, że Viljar nie jest podobny do normalnych członków rodu. Może jego twardy charakter pochodzi od zamkniętych w sobie ludzi z Eldafjordu, od Jolinsonnów? Nie, nie, nic nie świadczy o tym, że Solveig pochodzi z rodu Jolina. Ale przecież wszyscy w Eldafjordzie mają w sobie tę dziwną rezerwę wobec innych. Może połączenie tamtego rodu z Ludźmi Lodu dało takie rezultaty?
Och, jakże Heike nienawidził tego przeklętego dziedzictwa! Jak nienawidził całej historii z szarym ludkiem! Bardzo często w ostatnich latach myślał, że byłoby najlepiej dla wszystkich, gdyby on sam już umarł i uwolnił Grastensholm od tego przekleństwa. Bo przecież wraz z jego śmiercią skończą się czasy szarego ludku…
Z roku na rok rosła nienawiść Heikego do Tengela Złego. Kiedy zaczynał się zastanawiać, przez jakie cierpienia ród musiał przejść i czego musiał doświadczyć on sam, bliski był utraty zmysłów.
A teraz przyszła kolej na Viljara, teraz on błądził. Ten wnuk, którego Heike nie zna.
– Chodź, Belindo – powiedziała Vinga martwym głosem. – Musimy ci znaleźć jakiś pokój na dzisiejszą noc. A jutro porozmawiamy, co dalej z tobą i małą Lovisą.
Żadne z nich nie spędziło tej nocy spokojnie. Wszyscy myśleli o Viljarze, który też pewnie nie spał w aresztanckiej komórce koło siedziby lensmana. Nieduża komórka zbudowana z kamieni i gliny, z kratami w maleńkich okienkach. Przechodzili obok niej wielokrotnie i zawsze przenikał ich dreszcz na myśl, że może siedzi tam jakiś straszny przestępca.
A teraz zamknięto tam Viljara.
Belinda błagała z całego serca świętego Jerzego o pomoc. Była przekonana, że do tej okropnej sytuacji doszło z jej winy. To ona wciągnęła Viljara w to wszystko. Powinna była milczeć na temat tego, co jej się przytrafiło w Elistrand, to nic by się nie stało.
W takim razie jednak ona musiałaby tam wrócić.
O mój Boże, jutro trzeba będzie się znowu spotkać z panią Tildą! I co się teraz stanie z Lovisą, biedną sierotką? A co mama i ojciec powiedzą na to wszystko? Czy Belinda będzie zmuszona nadal mieszkać w Elistrand ze względu na Lovisę? Sama z tym potwornym starym smokiem? Jak ona mnie teraz musi nienawidzić!
Ale przecież powinna się zaopiekować biedną małą Lovlsą Signe!
Teraz myśl o Signe nie wydawała jej się już ani taka wzniosła, ani taka tragiczna. Bo przecież Signe kochała swojego męża. Przynajmniej na początku. Gdy Belinda była zmuszona pomyśleć o Herbercie Abrahamsenie i o Signe w połączeniu z nim, o „uniesieniu aż do granicy bólu”, poczuła, że zaraz dostanie ataku morskiej choroby, i zaczęła liczyć kwiatki na tapecie, żeby zająć myśli czymś innym. W pokoju było ciemno, ale nie całkiem. Kwiaty na tapecie rysowały się jak niewyraźne plamy na szarym tle.
Następnego ranka bardzo wcześnie poszli wszyscy do lensmana.
W ostatniej chwili Belinda zaczęła się wahać, czy powinna tam iść. Heike i Vinga bardzo poważnie potraktowali jej niepokój. Rozumieli, że dziewczyna nie chce się spotkać twarzą w twarz z panią Tildą. Belinda wobec kłopotów przyjmowała mało skomplikowaną postawę: po prostu najchętniej schowałaby głowę w piasek. Oboje domyślali się też, że po tylu ciosach, jakie musiała znieść ostatnio jej i tak wątła wiara w siebie, spotkanie z budzącą grozę matką Herberta Abrahamsena może być dla niej za trudne. Była tak zdenerwowana wszystkim, co się stało, że z pewnością w jej duszy panował kompletny chaos. Zaproponowali, że odwiozą ją do Lipowej Alei, gdzie zajmie się nią pełna dobroci i ciepła Solveig.