Ale Belinda jakby odzyskała trochę przytomności umysłu. Powiedziała, że przecież Solveig na pewno będzie chciała zobaczyć syna, a i ona sama dobrze wie, gdzie jest jej miejsce. Miałaby zawieść swego jedynego przyjaciela? Viljara, który wdał się w to wszystko z jej powodu? Teraz na nią kolej, musi stanąć po jego stronie. Popłoch, w jaki wpadała na myśl o spotkaniu z panią Tildą, powoli ją opuszczał i w końcu mogli wszyscy wyruszyć z domu.
Eskil i Solveig byli wstrząśnięci aresztowaniem syna, całą winą zresztą obciążali siebie samych, bo nie zatrzymali go przy sobie, w domu, a pozwolili mu mieszkać w Grastensholm. Vinga jednak starała się ich uspokoić, powtarzała, że Viljar ma dwadzieścia osiem lat i z całą pewnością wiedział, co robi.
Pani Tilda była już na miejscu, trupio blada, sztywna niczym kij, ubrana na czarno. W całej postaci żywe były tylko oczy. Mroczne, z nienawiścią spoglądały na mieszkańców Grastensholm.
Lensman z pewnością zauważył, że Belinda odskoczyła w tył, jakby chciała uciekać, kiedy weszła do jego biura. I bardzo dobrze pojmował jej uczucia, kiedy patrzył na skamieniałą, nieprzejednaną twarz pani Tildy.
Vinga podeszła do niej.
– Bardzo serdecznie pani współczujemy z powodu pani niepowetowanej straty – powiedziała cicho. – Utrata dziecka to najcięższy krzyż, jaki Stwórca może na nas zesłać.
Tilda jednak odwróciła twarz. Zapomniała o wczorajszych poufałościach, kiedy plotkowała do Vingi jak najęta.
– Cóż wy możecie o tym wiedzieć? Jesteście pewnie teraz bardzo zadowoleni, że udało wam się wychować mordercę, co?
Vinga stała przez chwilę, bezradna wobec takiej postawy, po czym zrezygnowana odwróciła się i poszła sobie.
Przybył też asesor, chodziło bowiem o bardzo poważne przestępstwo. Dużą część niewielkiej salki wypełniła służba z Elistrand.
Dwaj ludzie lensmana wprowadzili Viljara. Skinął głową w stronę ławki, na której siedzieli jego bliscy, i napotkał wzrokiem ich spojrzenia pełne współczucia, lojalności, bólu, ale i niezłomnej wiary w niego.
To dodało mu otuchy i ogrzało jego serce w tej trudnej chwili, ale jednocześnie ogarnęła go rozpacz, że przyczynił im tyle zmartwienia. Zawsze był wobec nich pełen rezerwy, chłodny, nie okazywał zainteresowania, przynajmniej na zewnątrz. Nie zasłużyli sobie na tę jego obojętność. On jednak nie był człowiekiem, który umie się otworzyć. Na to musiałby zmienić gruntownie charakter.
Belinda nie spuszczała oczu z Viljara. Nie była w stanie spojrzeć na panią Tildę, a i tak przez cały czas czuła jej wzrok na swoim karku, niczym języki jadowitych węży. Widocznie cała nienawiść tamtej spadła na Belindę. Ona stała się kozłem ofiarnym. Jak zresztą dla wszystkich i zawsze w swoim osiemnastoletnim życiu.
Bardzo łatwo jest obarczać winą kogoś, kto sam się aż o to prosi.
Viljarze, czy ty czujesz, jak ja w ciebie wierzę? Ja wiem, że jesteś niewinny. Bo przecież święty Jerzy nie mógłby zrobić nic złego.
Viljarowi kazano usiąść pomiędzy dwoma posterunkowymi. Jakby już był skazany! Było po nim widać, że całą noc spędził w areszcie. Twarz zrobiła mu się szczuplejsza, jakby zmalała. Można było z niej wyczytać, że czuwał tej nocy.
Nie opuszczała go jedna, jedyna myśclass="underline" Sprawiłem ból moim bliskim. Tym wszystkim wspaniałym ludziom: Mamie, ojcu, babci i dziadkowi, a także tej małej Belindzie o gorącym sercu. Sprawiłem im ból, a to ostatnia rzecz, jakiej bym chciał.
Najpierw składała wyjaśnienia pani Tilda. Rzuciła jeszcze jedno nienawistne spojrzenie w stronę Ludzi Lodu, zwłaszcza długo patrzyła na Belindę, potem zaczęła:
– Wczoraj wieczorem byłam u asesorostwa… – Tu skłoniła łaskawie głowę w stronę obecnego na sali asesora. – Mój ukochany, nieodżałowany syn przywiózł mnie tam i miał potem po mnie przyjechać. Przyjęcie jednak skończyło się wcześniej, niż przewidywano, więc musiałam wrócić z kim innym. Weszłam do domu i cóż zobaczyłam? Krew w hallu, meble poprzewracane. Zaczęłam wołać Herberta, lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Poszłam dalej, do następnego pokoju, a tam moje biedne, niewinne dziecko leżało zamordowane przy drzwiach do salonu, w którym pewnie chciało się schronić, a obok pogrzebacz. Pogrzebacz, którego miejsce jest przy kominku w salonie.
Długo przyciskała do ust chusteczkę, zanim odzyskała równowagę.
– I co dalej? Co zrobiła pani potem? – zapytał lensman pełnym szacunku głosem.
Pani Tilda wyprostowała się i podniosła głowę.
– Natychmiast wezwałam służbę. Dziewczyna, która była u nas zatrudniona do opieki nad dzieckiem Herberta, oczywiście zniknęła, a dziecko razem z nią. Dziecko zostało potem odnalezione w służbówce, u kucharki i dziewczyny kuchennej, gdzie absolutnie nie powinno przebywać. Te dwie służące wyjaśniły, że wczesnym wieczorem przyszedł do Elistrand Viljar z Ludzi Lodu i bez żadnego powodu rzucił się na mojego biednego syna. Przyznał się zresztą do tego przed obiema kucharkami i dodał, że mają się zająć Lovisą, bo Belinda nie wróci dzisiaj na noc. Tak więc sami państwo widzą! Ci dwoje współdziałali ze sobą, to oni zamordowali Herberta. Oboje są winni!
Umilkła, zdyszana, nie mogąc opanować świętego oburzenia.
Lensman czuł się źle. Podziękował na razie pani Tildzie, po czym poprosił kucharkę i jej pomocnicę, żeby powiedziały, co one wiedzą o sprawie. Obie potwierdziły zeznania pani Tildy, ale obie posyłały Viljarowi przestraszone i jakby przepraszające spojrzenia.
Wszyscy dobrze je rozumieli. Powiedziały dokładnie to, co się stało, nic więcej, ale Viljar miał przecież opinię szaleńca.
Nie, później nic już nie słyszały. Wróciły do siebie i położyły się. Sprawdzały jeszcze, czy mała czegoś nie potrzebuje, a potem zasnęły.
Czy słyszały bójkę w hallu? Owszem, słyszały.
A czy mogłyby słyszeć ewentualną walkę w jadalni?
Kucharki zastanawiały się przez chwilę. Nie, nie mogłyby. To właśnie dlatego jadalnię i kuchnię łączy dzwonek, jak się w jadalni pociągnie za szarfę, to w kuchni dzwoni. Nie słychać nawet głośnego wołania, a w służbówce to już całkiem nic nie słychać. Czyli że nie mogły słyszeć, jak pana Abrahamsena mordowano pogrzebaczem?
Obie kobiety zadrżały. Nie, nie mogły. I później, kiedy Viljar z Ludzi Lodu opuścił hall, niczego już nie słyszały? Nie.
Ich zeznania w żaden sposób Viljarowi nie pomogły. Mógł był przecież zaciągnąć Herberta Abrahamsena do jadalni i tam go zabić, zanim jeszcze poszedł do kuchni.
Pozostali służący nie mieli nic do dodania. Najmłodsza pokojówka, Kari, szlochała przez cały czas. Czy to możliwe, żeby ona była zakochana w zmarłym? zastanawiała się Belinda zaszokowana.
No, ale przecież Signe kiedyś była…
Przyszła kolej na Viljara. Był bardzo blady i wyglądało na to, że ma trudności z zebraniem myśli. W końcu jednak opanował się i podobnie jak w pierwszym zeznaniu, poprzedniego wieczora, wyjaśnił, jak to spotkał na drodze uciekającą z Elistrand Belindę, i jak mu ona z płaczem opowiedziała, że pan Abrahamsen chciał ją zgwałcić.
– Kłamstwa! – krzyknęła pani Tilda z nieruchomą, jak wyciętą w drewnie twarzą i płonącymi nienawiścią oczami. – Ta podła dziewczyna stara się oczerniać zmarłego! A to nietrudno, skoro on już się nie może bronić! Ale ja dobrze widziałam, jak ona za nim łaziła, od początku, odkąd przyjechała do naszego domu, jak się przed nim krygowała, tak go zachęcając.