Выбрать главу

– Nie, no wiesz co! – zawołała pani Tilda oburzona. – Takie rzeczy mówić o zmarłym!

– Ale to prawda! Bo Signe tak mówiła!

– Naprawdę Signe tak powiedziała? – zainteresował się lensman.

– Nonsens! – prychnęła pani Tilda.

– Tak. Ona wiele razy dawała to do zrozumienia. A poza tym ja znalazłam jej pamiętnik i…

– Co? – krzyknęła pani Tilda.

– Pamiętnik? – zapytał lensman.

– Tak. Pamiętnik Signe. Tam jest napisane o bardzo wielu sprawach. O życiu jej męża. I Signe płakała! Proszę mi wybaczyć, pani Tildo, że wyciągam to na światło dzienne teraz, kiedy pani jest w żałobie po swoim jedynym dziecku, ale Signe też nie żyje i ja jestem w żałobie po niej!

Belinda mówiła z wielkim żarem. Zmarli niewątpliwie potrzebują obrony, ale żywy Viljar potrzebuje jej jeszcze bardziej. Tam gdzie chodziło o niego, opuszczały ją wszelkie skrupuły.

– Nie zdążyłam, niestety, przeczytać dwóch ostatnich stron, bo nadeszła pani Tilda i musiałam schować pamiętnik.

– Żaden taki dziennik nie istnieje! – stwierdziła pani Tilda stanowczo, ale w jej oczach pojawił się na chwilę niespokojny błysk.

– Owszem, istnieje!

– A gdzie go schowałaś, Belindo? – zapytał lensman łagodnie.

– Dziennik należy do mnie – przerwała pani Tilda. – I nikt inny nie ma do niego prawa. Dziennik należy do matki Herberta. Nie wolno ci go oddać tym ludziom tutaj, Belindo! Oddasz go mnie, kiedy wrócimy do domu. Zrozumiałaś?

Belinda schowała ręce za siebie, jakby chciała bronić owego tak przez panią Tildę pożądanego pamiętnika.

– Ja już nie wrócę do Elistrand, pani Tildo.

– Twoja odpowiedzialność za dziecko…

– O tym porozmawiamy później – przerwał lensman, który chciał jak najprędzej jechać do Elistrand i zobaczyć dziennik, zanim wpadnie on w ręce pani Tildy. – Dzisiejsze przesłuchania uznajemy za zakończone. Proszę odprowadzić podejrzanego do aresztu!

Krewni Viljara obejmowali go po kolei, mówili pokrzepiające słowa, starali się dodawać otuchy, natomiast służba z Elistrand tłumnie opuszczała salę. Belinda wzruszona ujęła rękę Viljara i szeptała, że zrobi wszystko, żeby mu pomóc.

– No, no, może nie wszystko, Belindo! Nie obiecuj za wiele, najpierw się dobrze zastanów! – powiedział.

Belinda dygnęła grzecznie.

– Panie lensmanie, czy mogę odwiedzić Viljara w areszcie?

Przedstawiciel prawa zawahał się:

– Właściwie to tylko najbliższa rodzina ma prawo… No, ale niech ci będzie!

– A mogłabym tam zamieszkać? W celi obok?

– O nie, nie! Dać ci palec, to zaraz całą rękę wciągniesz! Nie wolno! Solidarność też musi mieć granice!

Belinda zauważyła, że wszyscy się uśmiechają, rozbawieni jej zachowaniem, więc pospiesznie znowu zamknęła się w swojej skorupie.

Wychodząc z biura usłyszała, że pani Tilda rozmawia bardzo stanowczym głosem z lensmanem.

– Ale ja mam prawo wiedzieć – domagała się. – Dlaczego ona rzucała moją broszką?

– To nieprzyzwoite! Naprawdę nieprzyjemne dla pani.

– Panie lensmanie! – W glosie pani Tildy brzmiały wszystkie groźby świata.

Policjant westchnął:

– Skoro pani nalega!

Belinda wyprzedziła ich i nic już więcej nie słyszała.

Wkrótce jednak pani Tilda wyszła także. Trupio bladą twarz pokrywały czerwone plamy, ku wielkiemu zdumieniu Belindy, bo nie sądziła, że w tej kobiecie w ogóle jest krew. Tilda pospiesznie ruszyła w stronę Elistrand. Kiedy mijała Belindę, posłała jej wyniosłe spojrzenie. Gdyby mogła, przeszyłaby ją na wylot. Belinda poczuła skurcz w sercu. Ile w tym spojrzeniu było nienawiści! Ale oprócz tego wstyd i wzburzenie, i jakiś upiorny triumf.

Belinda poczuła, że ją mdli.

– Chodźmy – ponaglał ją lensman. – Chcę zobaczyć dziennik, zanim ktoś inny go znajdzie.

Ludzie Lodu poprosili Belindę, by zabrała swoje rzeczy i wróciła jak najszybciej do Grastensholm. Byłoby najlepiej, gdyby mogła też zabrać dziecko, ale w to raczej wątpili.

Wkrótce dotarła w powozie lensmana do Elistrand. Natychmiast pokazała mu drogę do pokoju Signe.

Pani Tilda już tam była. Najwyraźniej domyślała się, że dziennik musi znajdować się właśnie tam, między innymi dlatego, że niedawno Belinda spędziła tam tak dużo czasu.

– Zechce pani być tak uprzejma i wyjść, pani Tildo? – zwrócił się do niej lensman najbardziej oficjalnym tonem, na jaki mógł się zdobyć.

– To mój dom!

– Myli się pani. Dom należy do Lovisy. A dziennik był własnością Signe. Kto jest jej bliższy? Teściowa czy siostra?

– Chcę wiedzieć, co dziennik zawiera!

– Dowie się pani w swoim czasie. Tymczasem jest to materiał dowodowy, należy do władz prowadzących śledztwo w sprawie morderstwa. I będzie najlepiej, jeśli nas pani zostawi samych.

Zdecydowanie prowadził ją ku drzwiom. Kiedy znaleźli się już blisko, otworzył je i pani Tilda musiała wyjść.

– No? – zwrócił się do Belindy.

Bez słowa pokazała mu ukrytą szufladę, którą natychmiast wysunął.

– Znakomicie! – zawołał. – Poczekaj chwileczkę!

Na palcach podszedł do drzwi i otworzył je gwałtownym szarpnięciem. Do pokoju wtoczyła się pani Tilda, która z tamtej strony próbowała zaglądać przez dziurkę od klucza. Kiedy drzwi odskoczyły, straciła równowagę i runęła jak długa pod nogi Belindy.

Nikt nic nie mówił, dopóki się nie podniosła i nie otrzepała sukni z kurzu. Czyniła to zresztą z wielką godnością.

– Ona zawsze gdzieś się czai i podsłuchuje – mruknęła w końcu Belinda, która wciąż nie mogła opanować mdłości.

– Musisz się zaraz przeprowadzić do Grastensholm – powiedział lensman. – Atmosfera tutaj jest naprawdę niezdrowa.

– Żebym tylko mogła zabrać ze sobą Lovisę!

– Tak, to jest poważny problem. Nie możemy zostawić dziecka własnemu losowi. Ale zobaczymy później, a teraz zabieram dziennik, u siebie zapoznam się z nim w spokoju. Ilu stron nie zdążyłaś przeczytać?

Belinda pokazała mu, w którym miejscu skończyła.

– To nie tak dużo, zaledwie dwie strony. Wiesz co? Wrócę teraz do powozu i poczytam, a ty spakuj swoje rzeczy, to cię odwiozę da Grastensholm.

Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością, byłaby całkiem szczęśliwa, gdyby jeszcze mogła zabrać Lovisę. Ale to nie mogło się udać.

Kiedy wstawiali kuferek Indy do powozu, pani Tilda wyszła do nich z dzieckiem na ręku i nie spuszczała z nich oczu. Jakby się chciała upewnić, że niczego nie ukradną.

Belinda błagała ze łzami w oczach, by mogła się zająć swoją siostrzenicą, teraz już pełną sierotą, i nie ulegało dla nikogo wątpliwości, że Lovisa też chce być z nią, ale pani Tilda była nieprzejednana, potrząsała ze złością dzieckiem, żeby je uspokoić.

– Nie może pani sama brać odpowiedzialności za takie małe dziecko, pani Tildo – próbował przekonać ją lensman.

– Oczywiście, że mogę, i znakomicie dam sobie z tym radę – upierała się pani Tilda. – Zresztą nie tak znowu trudno znaleźć niańkę, a ja uważam, że jestem najwłaściwszą osobą, żeby wychować dziecko jak należy. W skromności i bojaźni bożej, i tak, żeby nigdy nie zapomniało, iż jest przyczyną śmierci swego biednego, udręczonego ojca.

Belinda jęknęła ze zgrozy, a lensman syknął:

– Nie można przecież dziecka obarczać odpowiedzialnością za…

– Grzech pierworodny obciąża nas od urodzenia. I trzeba pamiętać, że to grzeszna matka tego dziecka sprowadziła mojego syna na manowce.