Jak zawsze w ostatnim czasie na widok Viljara Belindę przeniknął rozkoszny dreszcz. Było to bardzo przyjemne uczucie, a mimo to nie lubiła, kiedy ją ogarniało. Bo odczuwała przy tym także ból.
– Twój dziadek wstał jeszcze wcześniej – odparła skrępowana. – I już gdzieś pojechał. Zostawił dla ciebie list. O, tutaj, proszę bardzo!
– List? – zapytał Viljar marszcząc brwi. – Dlaczego, na miłość boską, on pisze do mnie listy?
Usiadł przy swoim nakryciu i rozerwał kopertę.
Cisza aż dzwoniła w uszach. Taka cisza panuje w domach żałoby, w których nagle zaczyna brakować jednego głosu. I tu właśnie tak było, zabrakło nagle radosnego i serdecznego głosu drobnej starszej pani o srebrnobiałych włosach i energicznych młodzieńczych ruchach. Zdawało się, że wszelkie życie opuściło Grastensholm. To rozrzutne, czasem nieodpowiedzialne i lekkomyślne życie, z winem późnymi wieczorami, luksusowymi zachciankami i pogodą ducha.
– Nie – szepnął Viljar przerażony. – To niemożliwe!
– Co się stało? – spytała Belinda również szeptem.
– On postradał zmysły! Nie wolno mu tego robić! – wołał teraz Viljar głośno. – Muszę natychmiast biec do Lipowej Alei!
– Idę z tobą – oświadczyła Belinda, bo przecież jej miejsce było tam, gdzie jest Viljar.
On jednak nie słuchał. Z listem w ręce wypadł z domu.
Belinda oddała Lovisę pokojówce i pobiegła za nim. Viljar dotarł już do zagrody dla koni i Belinda musiała podnosić spódnice, żeby go dogonić, ale i tak udało jej się to dopiero na dziedzińcu Lipowej Alei. Na wszelki wypadek trzymała się parę kroków za nim także wtedy, kiedy już wchodził do domu.
Rodzice Viljara i Tula siedzieli przy śniadaniu.
– Co cię tu przygnało tak wcześnie? – zapytał Eskil.
Także i ten dom był pogrążony w żałobie po śmierci matki Eskila. Na twarzach wszystkich malowało się przygnębienie.
Viljar przez moment patrzył w oczy Tuli, która siedziała naprzeciwko drzwi, i przez głowę przemknęła mu myśl, że chętnie by się dowiedział, czym się to ona zajmowała podczas długiej podróży ze Szwecji… Ale teraz nie miał czasu na takie sprawy.
– Heike pojechał do Lodowej Doliny!
Reakcja Eskila i Solveig była taka sama jak jego. Zdumienie i strach.
Tula natomiast zerwała się na równe nogi:
– Co? Beze mnie? Kiedy wyruszył?
Belinda, zdyszana po szybkim marszu odpowiadała: – Dopiero co. Zostawił mi list dla Viljara. Potem poklepał mnie po policzku i odjechał. Zaraz potem przyszedł Viljar.
– I to teraz – narzekał Eskil. – Kiedy zimy tylko patrzeć. To przecież stary człowiek!
Tula zaczęła się zbierać. Przełknęła ostatni kęs chleba i popiła mlekiem.
– Czytaj mi ten list, Viljarze. Ja sama nie mam ani chwili do stracenia!
– Ależ ty nie możesz…
– Zamknij się! Czytaj!
Viljar rozłożył arkusik.
Kochany Viljarze! Niniejszym oddaję Grastensholm całkowicie i wyłącznie pod Twoją opiekę i wiem, że dasz sobie z tym radę.
Ten list jest także pożegnaniem. Teraz, kiedy Vingi już nie ma, chcę spróbować odnaleźć naczynie Tengela Złego z ciemną wodą i zniszczyć jej złowrogą siłę wodą, którą Shira przyniosła ze źródła dobra. Wiem, że nie ja jestem do tego powołany, ale nie mam nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Jeśli się okaże, że jestem w stanie uwolnić ród od tego straszliwego ciężaru, to zrobię to. I może już nie będą się musiały rodzić dzieci tak ciężko doświadczone jak ja i wielu innych. Będę się starał wrócić do domu, a jeśli nie wrócę, będziesz wiedział, że mój zamiar się nie powiódł.
Cały skarb Ludzi Lodu należy teraz do Tuli, która później przekaże go Sadze, następnej w szeregu. Jeśli zaś chodzi o alraunę, to chciałbym ją zatrzymać. Alrauna towarzyszy mi od pierwszych miesięcy i ochraniała mnie przez całe życie. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebna mi jest jej siła, bo, jak powiedziałem, zamierzam powrócić! Pewnego dnia także alrauna stanie się własnością Tuli.
Zabieram ze sobą pamięć nieskończenie bogatego życia z Twoją babcią, Vingą, Viljarze. Pozdrów mojego ukochanego syna Eskila i powiedz mu, że był dla nas wyłącznie radością. Pozdrów też jego cudowną żonę, Solveig, która była z nami i w dobrym, i w złym. Pozdrów naszą szaloną Tulę i poproś ją, by dobrze strzegła skarbu Ludzi Lodu! Oczywiście, ja nie zabieram ze sob6ą wszystkiej wody z butelki Shiry, bo gdyby mi się nie powiodło, to przecież woda musi czekać na tego, który został powołany, by podjąć i wygrać walkę. I dbaj, kochany Viljarze, żeby naszej małej Belindzie było w życiu dobrze. Naprawdę na to zasługuje.
Błogosławię Was wszystkich! Zobaczymy się niedługo!
Oddany Wam Heike
Viljar opuścił list na kolana. Wszyscy patrzyli na niego stropieni.
– Nie wygląda na to, by sam wierzył, że wróci do domu – westchnęła w końcu Solveig.
– Wróci na pewno! – zawołał Viljar. – Musi wrócić!
Tula bez słowa pobiegła do swojego pokoju.
– Nie możemy pozwolić, żeby ona za nim pojechała – powiedziała Solveig przestraszona.
Głos Eskila raczej nie pozostawiał nadziei:
– W takim razie spróbuj ją zatrzymać!
Viljar opadł bezradnie na krzesło.
– Co robić, ojcze?
Nim Eskil zdążył odpowiedzieć, do jadalni wpadła Tula gotowa do drogi. Wrzuciła jeszcze do torby parę kromek chleba i kawałek wędzonej baraniny, pocałowała Solveig w policzek i dziękując za gościnę wybiegła z domu.
Tula pojechała najpierw do Grastensholm, ale zatrzymała się przy bramie. Na dziedziniec nie weszła, nie chciała ryzykować. Stanęła w strzemionach i zawołała w stronę starego domu:
– Ja wrócę! Wrócę jak najszybciej! Ale teraz muszę dogonić Heikego! Pojadę z nim do Lodowej Doliny! Życzcie mi szczęścia! I czekajcie tu na mnie!
Potem zacięła swego gniadego konia i pognała w dół drogi, aż ziemia pryskała spod kopyt.
Jesienny las płonął niemal boleśnie pięknymi kolorami. Przy drodze, którą jechała, rosły przeważnie drzewa liściaste i nigdzie w lesie nie wyglądały równie barwnie i wspaniale jak właśnie tu. Osiki i brzozy potrząsały nad jadącą liśćmi żółtymi jak złoto, jarzębiny mieniły się czerwienią i różnymi odcieniami wypolerowanej miedzi, a na tle tego wszystkiego odcinały się ciemnymi plamami zbrązowiałe korony dębów i niebieskozielone gałęzie sosen.
Tula jednak tego nie dostrzegała. Myślała tylko o jednym: dogonić Heikego!
I nie potrzebowała zbyt wiele czasu, żeby tego dokonać. Za którymś zakrętem zobaczyła przed sobą ogromną postać o siwych włosach i bujnej, siwej brodzie.
Zatrzymał konia i czekał.
– Wiedziałem, że pojedziesz za mną – powiedział, kiedy się zbliżyła.
– To dlaczego nie poprosiłeś mnie o to jeszcze w domu?
– Chciałem, żebyś sama zdecydowała.
Spokojnie ruszyli dalej. Niebo było tak niebieskie, że wyglądało jak wnętrze ogromnej kopuły wykonanej z lazurowej emalii.
– Masz butelkę? – zapytała Tula.
– Mam.
– Ale skarb został w Grastensholm?
– Nie, skądże! To znaczy duża część, tak, została w domu. Ale zabrałem po trochu wszystkiego, co może mi być potrzebne.
Znowu długo jechali w milczeniu. Tula rozmyślała o tej budzącej lęk magicznej sile, którą Heike wciąż zdawał się posiadać. Tej sile, która od lat spoczywała w jego duszy na kształt jakiejś burzowej chmury, naładowanej do granic możliwości.
Tula była dokładnie w takiej samej sytuacji.
– Wciąż jesteś bardzo młoda – powiedział Heike. – Czy naprawdę chcesz to zrobić swojej rodzinie?
Odpowiedziała dopiero po chwili.
– Malin jest rozkosznym dzieckiem. Ale chyba nie musi mieć takiej babki jak ja.