Nagle przyszły jej do głowy pewne słowa, które kiedyś powiedziała Signe. Napomknienie zaledwie, jak w ogóle wszystko, co z tymi sprawami miało związek. I tak samo niezrozumiałe. Ale wtedy też odczuwała to dziwne mrowienie. „Kiedy mężczyzna cię dotknie, Belindo, to staniesz się jak wosk. Wtedy nie będziesz pragnęła niczego więcej poza tym, by zamknąć się wokół niego, nie, ty jeszcze tego nie rozumiesz!”
Ale Belinda czegoś się jednak już wtedy domyślała… Choć Signe opowiadała o Herbercie. I…
Posłała w jego stronę przerażone spojrzenie. Nie, jego Belinda nie byłaby w stanie sobie wyobrazić w takiej sytuacji! W każdym razie nie inaczej niż w związku z Signe.
Jej własne marzenie o mężczyźnie, który potrafi ugasić trawiący ją ogień, było dużo mniej wyraźne. Co jednak dziwne, zawsze przybywał do niej konno, choć pojęcia nie miała dlaczego. I potem zostawał z nią w jej pokoiku, ostatecznie jednak wszystkie jej marzenia kończyły się wielkim zamieszaniem, bo po prostu nie wiedziała, co miałoby się dalej dziać.
Och, trzeba wrócić do rzeczywistości, myśleć o tym, co jest teraz!
O czym to tamci rozmawiają?
Rodzice zwracali się do zięcia per „panie Abrahamsen”, mimo wszystko nie mieli śmiałości mówić do niego „Herbercie”. Jakoś nie zachęcał do tego rodzaju poufałości.
– Wobec tego uzgodnione – rzekła matka. – Belinda zamieszka u pana i będzie się zajmować pańską córeczką. jestem pewna, że da sobie z tym radę.
– Och, tak! – wykrzyknęła Belinda zachwycona. – Z największą radością się tego podejmę. Bardzo dziękuję!
Nikt jej jednak nie słuchał. Ojciec kontynuował kwestię rozpoczętą przez matkę:
– A kiedy okres żałoby minie, wrócimy do rozmowy na temat ślubu. Także i tym razem urządzimy wesele jak trzeba, bo nie jesteśmy skąpcami, dobrze pan o tym wie, panie Abrahamsen.
Dla Belindy słońce zgasło.
– Ale ja nie chcę. Chętnie będę się zajmować małą córeczką Signe, ale uważam, że o ślubie to powinniśmy zapomnieć.
– Belindo! – krzyknęła matka. – Nie stój tak i nie wysypuj cukru na stół, dziewczyno! O, mój Boże, cukiernica spadła na podłogę! Czy nie można się do ciebie odezwać, żebyś nie podskakiwała jak ukąszona?
Chwyciła nieszczęsną dziewczynę za ucho i wyciągnęła z pokoju. Za drzwiami potrząsnęła nią z taką energią, że o mało jej ucha nie urwała.
– Co ty sobie właściwie wyobrażasz? Że konkurenci do twojej ręki stoją w kolejce? Wiesz dobrze, że tak naprawdę pogodziliśmy się już z tym, że w ogóle za mąż nie wyjdziesz i zostaniesz starą panną.
– A czy nie właśnie tego sobie życzyliście? – jęknęła Belinda upokorzona. – Mówiliście przecież, że dobrze byłoby mieć kogoś do opieki na starość.
– Po prostu się w ten sposób pocieszaliśmy – syknęła matka przez zęby i znowu szarpnęła córkę za ucho. – A teraz dostajesz zupełnie wyjątkową propozycję, i to od takiego człowieka! O takim marzą wszystkie młode kobiety! Czy ty nie widzisz, jakie szczęście cię spotyka? Ciebie, która powinnaś być wdzięczna, że w ogóle ktokolwiek cię chce! No! A teraz wrócisz do gościa i będziesz się zachowywać przyzwoicie!
Matka puściła ucho i aż się sama przestraszyła, bo rękę miała czerwoną od krwi.
Kiedy Belinda weszła zgarbiona do salonu, Herbert Abrahamsen przywołał ją gestem ręki i oświadczył łagodnym głosem:
– Twój ojciec i ja omówiliśmy wszystko i postanowiliśmy, że do sprawy ślubu wrócimy za jakiś czas. Na razie pomieszkasz w Elistrand, przekonasz się, czy będzie ci u mnie dobrze. Jesteś jeszcze bardzo młoda, ale wiem, ile znaczyłaś dla mojej drogiej Signe, i jestem przekonany, że ona też by chciała, żebyś to ty opiekowała się małą Lovisą.
– Ja też tak myślę! – zawołała Belinda szczerze. – Och, ja się naprawdę będę bardzo starać. Nawet pan nie dostrzeże żadnej różnicy pomiędzy mną a Signe, wszystko będzie tak, jakby to ona sama zrobiła.
Rodzice starali się ukryć współczujące uśmiechy.
Herbert sprawiał jednak wrażenie, że takie rozwiązanie przyjmuje z zadowoleniem, tak przynajmniej zdawało się Belindzie. Niewiele z tego rozumiała, ale może on rzeczywiście odczuwał ulgę, że nie będzie się musiał z nią żenić? Tak to wyglądało. Tylko dlaczego w takim razie prosił o jej rękę?
Nie, to przekraczało intelektualne możliwości Belindy.
Pan Abrahamsen wstał.
Rodzice musieli, oczywiście, znowu powspominać swoją prywatną świętą, bez tego by się nie obeszło.
– Och, dlaczego to nie Signe dane nam było zachować? Ach, jakie to niesprawiedliwe – skarżyli się spoglądając w niebo, które ograbiło ich z najcenniejszego skarbu. I nikt nie pomyślał, jak to musi ranić Belindę. A może po prostu przywykli, iż pod tym względem ona się z nimi całkowicie zgadza, i może nawet oczekiwali, że będzie się skarżyć wraz z nimi na wyroki boskie?
Wieczorem w rodzicielskiej sypialni matka rozpięła gorset, dając wytchnienie udręczonym wnętrznościom.
– Ona ustąpi na pewno, niech na tylko pomieszka u niego trochę – powiedziała. – Taki przystojny mężczyzna! I jaki bogaty!
– Mhm – mruknął ojciec ściągając spodnie. – Tak, i trzeba się na nic nie oglądać, tylko szykować do wesela. Zostały jeszcze trzy miesiące żałoby, a dziewczyna po prostu nie wie, co jest dla niej dobre!
– Nie wie. Ale wszystko się ułoży, niech tylko tam pojedzie. Naprawdę bardzo dobrze, że ona tam mieszka, to znaczy pani Tilda, matka naszego drogiego Herberta – dodała pani Lie, rozpinając włosy.
– Całkiem nie rozumiem, co się stało. Odkąd pamiętam, Belinda zawsze była posłuszna. To do niej zupełnie niepodobne. Po prostu wstyd mi za nią!
– Zaczyna być pyskata! – westchnęła matka, siadając na skraju łóżka. – Ale wybijemy jej to z głowy! Nasza droga Signe nigdy by się w ten sposób nie zachowała. Taka była przecież szczęśliwa ze swoim mężem.
– No – mruknął ojciec. – Skarżyła się nieraz na teściową…
– Nic podobnego! Małżeństwo Signe było nadzwyczajne!
Należało to rozumieć tak, że wszystko, co dotyczy Signe było i ma pozostać nadzwyczajne.
Belinda tymczasem w swoim pokoiku klęczała przy łóżku i modliła się żarliwie:
– Ukochany Święty Jerzy – szeptała. Uważała się za osobę zbyt mało wartościową, by zwracać się wprost do Boga Ojca lub do Jezusa, znalazła więc sobie obrońcę w osobie świętego Jerzego, bo taki był piękny na obrazie, który kiedyś widziała. W ostatnim roku jej święty miał ciemne włosy, nosił krótką pelerynę i jeździł konno. – Ukochany Święty Jerzy, dzięki ci, że nie muszę wychodzić za mąż za pana Abrahamsena! On należy wyłącznie do Signe i ona byłaby pewnie zła na mnie, gdybym to zrobiła. Pozdrów ją ode mnie jak najserdeczniej i powiedz, że ja niczego takiego nie zrobię, to się z pewnością ucieszy! Bo, Święty Jerzy, ja po prostu nie mogę wyjść za niego za mąż! Nie tylko ze względu na Signe, ale przecież on już miał żonę! A ja nie chcę. Bo Signe była moją rodzoną siostrą, i… Nie. O czym to mówiłam? A tak, no więc proszę cię, bądź tak dobry i pomóż mi, bym jak należy opiekowała się dzieckiem Signe. Widziałam małą Lovisę tylko na chrzcinach, ale uważam, że jest słodka. Nigdy jej nie upuszczę, obiecuję ci to. I we wszystkim powinnam być dokładnie taka jak Signe, więc miej mnie w swojej opiece! I, kochany Święty Jerzy, dziękuję ci, że mogę wrócić do parafii Grastensholm! Tam jest tak pięknie! Pozdrów ode mnie Pana Boga i podziękuj mu!
Potem wślizgnęła się do łóżka i zgasiła świecę; mimo wszystko zadowolona z minionego dnia.