Выбрать главу

W końcu dosiedli koni. W ostatniej chwili przybiegła jeszcze służąca z butelką wódki. Nigdy nic nie wiadomo bąkała pod nosem.

– Czy my zdołamy ich dogonić? – zastanawiała się Belinda. – Mają nad nami znaczną przewagę!

– Muszą się gdzieś zatrzymać na noc – odparł Viljar. – Po całym dniu w siodle. My wyruszamy po południu i w tym zawiera się nasza przewaga. Będziemy jechać do późna w nocy, musimy zdążyć – powtarzał przygnębiony.

Belinda rozkoszowała się myślą o najbliższej przyszłości. Będzie podróżować z Viljarem przez całe dwa długie dni, a może nawet dłużej, nim znowu znajdzie się w domu. Postanowiła, że to będą dwa najpiękniejsze dni jej życia. I ta jesień taka śliczna!

– A czy ty właściwie masz pojęcie o konnej jeździe? – zapytał Viljar. W jego głosie brzmiało powątpiewanie.

– Jasne! – odparła dzielnie.

Ale to nie była prawda. Belinda wychowywała się w mieście i nie miała żadnego doświadczenia w takich sprawach. Teraz jednak zupełnie się z tym nie liczyła. Musi po prostu utrzymywać konia dokładnie na tej samej linii, po której idzie koń Viljara, przynajmniej z początku, to wszystkiego się nauczy. Wkrótce Viljar zobaczy, jaka jest zręczna!

Solveig i Eskil przyszli do Grastensholm pożegnać się z synem, a także dowiedzieć się, co należy we dworze zrobić w ciągu najbliższych dni. Widok Belindy szykującej się do drogi zmartwił ich nie na żarty. Będzie dodatkowym obciążeniem dla Viljara, myśleli. Bo przecież do żadnej pomocy się nie nadawała. Miała mnóstwo dobrych chęci i życzliwości, ale naprawdę dużo jej brakowało. A poza tym jakie koszty! Dwa pokoje w gospodzie każdego wieczoru!

– Co prawda to bardzo ładnie z jego strony, że się tak opiekuje tym niewydarzonym dzieckiem – powiedział Eskil, jakby sam siebie chciał przekonać.

– Owszem – przyznała Solveig. – Ale jednak co do podróży, to mam wątpliwości. I w ogóle to wszystko jest dosyć niebezpieczne. Bardzo bym nie chciała, żeby ją zranił, a boję się, że prędzej czy później do tego dojdzie. Ona jest w nim po uszy zakochana, a on ją traktuje wyłącznie jak swoją podopieczną, dla niego Belinda jest kimś bardzo miłym, kto potrzebuje pomocy. Nic więcej.

– A swoją drogą ciekawe, kiedy ten chłopak zamierza się ożenić – westchnął Eskil i wszedł do domu, bo sylwetki dwojga młodych podróżnych zniknęły już w lesie.

ROZDZIAŁ XII

Około północy dotarli do dużej gospody, w której musieli przenocować. Ku swojej radości zobaczyli w stajni dwa konie z Grastensholm.

– No, to mieliśmy szczęście – powiedział Viljar. – Teraz śpią, ale spotkamy się z nimi jutro wcześnie rano. Chodź, my też powinniśmy odpocząć!

Zaspany właściciel powiedział, że został już tylko jeden wolny pokój. Pozostałe są zajęte. Pewna bardzo elegancka dama wynajęła cały pokój wyłącznie dla siebie.

– Oczywiście Tula – mruknął Viljar. – A czy w tym wolnym pokoju są dwa łóżka?

– Są!

– W porządku, to bierzemy ten pokój.

Belinda była zbyt zmęczona i miała zbyt głębokie rany na udach od siedzenia w siodle, by przysłuchiwać się rozmowie. Zareagowała dopiero, kiedy stanęła w drzwiach małej izdebki. Z głośnym jękiem wciągała powietrze.

– Ale mnie nie wolno przyjmować panów w pokoju – pisnęła bliska płaczu. – Mama zakazała mi bardzo surowo.

– Droga Belindo, ja nie jestem Herbertem Abrahamsenem i nawet by mi do głowy nie przyszło się do ciebie zbliżyć. Ale jeśli absolutnie nie możesz znieść mojego towarzystwa, to przenocuję w stajni.

– Nie, to ja będę spać w stajni.

– A cóż znowu za głupstwa!

Belinda nie wiedziała, co począć.

– W pokoju są, jak widzisz, dwa łóżka – powiedział Viljar. – A poza tym mogę wyjść, kiedy będziesz się rozbierać.

Belinda zaczęła się jąkać:

– Nie, no, mmożże nie trzeba. Ja mogę przecież… spać w halce. Tylko jedna noc, prawda? Jest przecież krótka.

Viljar nie bardzo wiedział, czy to noc jest krótka, czy halka, ale odpowiedział, że oczywiście, Belinda może spać w halce, i odwrócił się do ściany, żeby mogła się umyć.

Wszystko poszło nadspodziewanie gładko. Belinda usiadła na krawędzi łóżka, zdjęła buty, a potem prawie bezszelestnie pozbyła się ubrania.

W końcu oboje leżeli na swoich posłaniach, światło było zgaszone i Belinda doznawała wrażenia, że pogrąża się coraz głębiej i głębiej w rozkosznie otulającym ją obłoku. Nie chciała wierzyć, że na udach skórę ma podziurawioną po kilku godzinach spędzonych na koniu, ale też nawet myśleć nie mogła, jak bardzo bolesne są obtarcia na tej części ciała, która jest najbardziej narażona na kontakt z siodłem.

Sądziła, że Viljar już śpi, ale on nieoczekiwanie powiedział:

– Pomyśl tylko, jakie ja miałem wielkie plany! Że podzielę cały majątek pomiędzy komorników i dam im pełną wolność. Nawet nie wiedziałem, że dziadek i babcia już dawno dali im swobodę, mogli robić, co im się podoba. A oni mimo wszystko pracują dla Grastensholm. Odpłatnie!

– Co w takim razie teraz zrobisz? – zapytała zdziwiona.

– Będę kontynuował to, co rozpoczął dziadek. On szedł właściwą drogą. – Viljar roześmiał się: – Nic dziwnego, że Ludzie Lodu zawsze mają kłopoty materialne!

– Ja myślę, że postępują słusznie – oświadczyła Belinda uroczyście. – Tylko egoiści bywają bogaci.

Gdy to powiedziała, uznała, że jej słowa zabrzmiały głupio. Ale od strony Viljara rozległo się krótkie: tak. Potem powiedział: „dobranoc” i odwrócił się do ściany.

Belinda leżała nieruchoma jak kamień i wpatrywała się w ciemność. Starała się wszystko zapamiętać na zawsze. Nawet jaśniejszy prostokąt okna, kołyszące się za nim drzewo, szum lasu – a może to była rzeka? – który nasilał się i przycichał.

Wnętrza pokoju właściwie nie widziała. Jakaś ciemniejsza plama na ścianie, to było ubranie Viljara, lekki blask w kącie, to umywalka z porcelanową miską.

Dobrze, że mama tego nie widzi. Ale przecież nie dzieje się nic zdrożnego. Viljar z Ludzi Lodu jest człowiekiem honoru.

Ciekawe, czy już śpi?

Oddycha spokojnie.

Jakie to niezwykłe uczucie, słyszeć, że oddycha tak blisko!

Och, a ja prawie co noc muszę wychodzić! Boże, co to będzie, jak będę musiała dzisiaj?

Nie, to niemożliwe! Nie tutaj! Miałabym skorzystać z wiadra, które stoi pod umywalką? Za nic na świecie!

A co zrobię jutro rano? Muszę się najpierw umyć i ubrać. A potem trzeba iść na dwór, do wygódki.

Nie powinnam była nigdy w życiu wyprawiać się w tę podróż.

Wstyd i obraza boska! Nie, wcale nie! Powinnam jechać. Być z nim przez cały czas. Pomagać mu, wspierać go we wszystkim.

Tylko żeby nie…

Skoro tylko myśli Belindy zaczęły krążyć wokół tego niebezpiecznego tematu, natychmiast się okazało, że naprawdę powinna wyjść. Ale w takim obcym miejscu nie odważyłaby się za nic. Na dodatek w pokoju, który dzieli z mężczyzną. A jakby się tak obudził i zapytał, dokąd się wybiera, to co by mu odpowiedziała?

Nie, nie wolno jej tego zrobić. To była noc jej życia, czuła to. Jutro wieczorem znajdzie się znowu w Elistrand i to będzie koniec jej przygód z Viljarem z Ludzi Lodu, ze świętym Jerzym, jak go w myślach nazywała. Oczywiste więc, że takie prozaiczne potrzeby musi opanować, żeby wszystkiego nie popsuć.

Na szczęście była tak zmęczona wielogodzinną jazdą, że jednak sen zaczął ją morzyć. Wkrótce spała głęboko i żadne przyziemne kłopoty jej nie nękały.

Kiedy następnego ranka Tula i Heike znaleźli się na leśnej drodze powyżej gospody, czekało tam na nich dwoje jeźdźców.