Выбрать главу

ROZDZIAŁ II

Przy oknie wielkiej jadalni w Grastensholm stała Vinga i spoglądała na okolicę. jej piękne blond włosy były teraz siwe, a oczy straciły dawny blask. Na twarzy malowało się zmęczenie i przygnębienie.

Po chwili do jadalni wszedł Heike. Jemu także włosy zbielały, bujna czupryna nabrała stalowobłękitnego odcienia. Nosił wspaniałą brodę, która nadawała mu pełen godności patriarchalny wygląd. Wciąż był mężczyzną przystojnym i bardzo silnym, ale wieku ukryć się nie dało, chociaż on wcale się tym nie przejmował. Był rok 1848, Heike miał siedemdziesiąt cztery lata, a Vinga siedemdziesiąt jeden.

– Znowu patrzysz w stronę Elistrand? – zapytał Heike łagodnie.

– Tak. Wiem wprawdzie, że nie mieliśmy innego wyjścia, ale serce mi się kraje, kiedy widzę, jak ten cały Abrahamsen sobie poczyna. Spójrz w dół, nad jezioro, jeszcze jedna działka gotowa pod zabudowę!

– Tak – westchnął Heike. – I nic nie możemy na to poradzić. Ale wiesz przynajmniej teraz, ile Elistrand miało ziemi nie nadającej się pod uprawę! Dopóki on sprzedaje tylko nieużytki, musimy to znosić w milczeniu. Ale gdyby zaczął dzielić pola lub łąki, będziemy protestować.

– Jedzenie podane – rozległ się za nimi szorstki głos.

Odwrócili się i poszli do stołu. Jadali we troje, oprócz Vingi i Heikego jeszcze ich wnuk, Viljar, mężczyzna dwudziestoośmioletni.

Viljar nie był podobny do nikogo z Ludzi Lodu. Włosy miał wprawdzie czarne jak wielu z tego rodu, ale zupełnie inną karnację. Dziedziczył ją ze strony Solveig i rodziny z Eldafjordu. Oczy, osłonięte gęstymi brwiami i długimi rzęsami, osadzone miał głęboko, tak że na powiekach, też zresztą ciemnych, robiły się wyraźne fałdy. A pośród tej ciemnej oprawy oczy błyszczały jasnym błękitem, dość nietypowo jak na Ludzi Lodu.

Twarz miał pociągłą, rysy czyste, na policzkach głębokie bruzdy pod wystającymi kośćmi. Usta uśmiechały się rzadko. Były proste i bardzo męskie, choć nieszczególnie pociągające, właśnie ze względu na ten wyraz zaciętości. Był to jednak bez wątpienia mężczyzna przystojny, z czarnymi, kręconymi włosami i prostą jak strzała sylwetką. Mimo to większość ludzi odsuwała się od niego. Jego milkliwość i ten jakiś bijący od niego chłód budziły lęk.

Vinga nalała obu panom zupy szparagowej ze szparagów z własnej hodowli i powiedziała:

– Słyszałam, że do Elistrand przyjechała siostra nieboszczki pani Abraharrisen, żeby zająć się dzieckiem.

– Tak, ja też o tym słyszałem – przytaknął Heike. – To z pewnością dobrze dla małej.

Vinga sprawiała wrażenie zmartwionej.

– Ludzie mówią, że ta siostra jest trochę ociężała umysłowo. Czy można komuś takiemu powierzać dziecko?

– Nie wydaje mi się, żeby można było o niej powiedzieć, że jej czegoś brakuje. Widziałem ją tego dnia, kiedy przyjechała. Naiwna, powiedziałbym raczej. I jest w niej jakieś ciepło. Wyczuwa się to z daleka. A ty ją widziałeś, Viljarze?

– Mam wrażenie, że spotkałem je kiedyś obie, ją i siostrę, jakiś rok temu. Było wtedy dość ciemno, ale rzeczywiście wyglądała dziecinnie.

– Szczęśliwie dla niej, że w domu mieszka starsza pani – powiedziała Vinga. – Bo temu Abrahamsenowi to nie wierzę ani na jotę. Zbałamucił służącą pastora i kilka innych dziewcząt jeszcze za życia swojej żony. I ma taki sposób patrzenia na kobiety, jakby oceniał ich płodność. Jakby je rozbierał oczami.

Nikt się nie gorszył szczerymi komentarzami Vingi. Ona taka była i wszyscy od dawna o tym wiedzieli.

– Tak jak kiedyś Christer, który wydekoltował aż do kostek wszystkie panie obecne na balu? – roześmiał się Heike.

– Nie mogę wprost odżałować, że mnie tam wtedy nie było – wtórowała mu. Zaraz jednak spoważniała i westchnęła ciężko: – Och, wykruszają się ludzie w naszej rodzinie, jedno po drugim. Najpierw Erland, potem Gunilla. Teraz znowu Tomas. Biedna Tula! jak ona to musi przeżywać!

– To prawda – potwierdził Heike. – Choć i tak powinna być wdzięczna losowi, że pozwolił jej zachować go tak długo. On był skazany na śmierć już wtedy, kiedy jeździłem do Szwecji, dwanaście lat temu.

– Dobrze wiemy, że to dzięki tobie przeżył te lata – burknęła Vinga zaczepnie. – Nie musisz się tu puszyć. Ja się tylko tak okropnie martwię o Tulę. Christer i Magdalena prosili, żeby się przeprowadziła do nich, ale ona stanowczo podziękowała. Wygląda na to, że straciła całą chęć do życia. Ona, najbardziej żywotna z nas wszystkich!

Heike nie odpowiedział. Jego błyszczące oczy wpatrywały się w dal. Nikt nie wiedział o Tuli tyle co on, dlatego tak się martwił.

Tula zawsze chodziła własnymi drogami. Jedynie Tomas wiązał ją z normalnym życiem i ze światem, Nikt nie mógł przewidzieć, jakie siły tkwiące w niej dadzą o sobie znać teraz, po jego śmierci. Tula, jedna z najciężej dotkniętych wśród potomstwa Ludzi Lodu, wciąż balansująca na krawędzi pomiędzy dobrem a złem…

Chyba raczej nie powinno być wątpliwości, jaka strona jej natury może wziąć górę po tylu latach opanowania i samokontroli.

Spojrzał ukradkiem na Vingę. On sam był silny i zdrowy, wiedział o tym z całą pewnością, ale co z nią, istotą, którą na tej ziemi kochał najbardziej? Tak boleśnie przeżyła utratę Elistrand, wciąż miała poczucie, że zawiodła swoich rodziców.

Mogłoby być inaczej, gdyby nie musieli trwać przy tym wronim gnieździe, tym zamczysku duchów, którym za ich sprawą stało się Grastensholm! Dwór był teraz stary i bardzo podupadł, beczka bez dna, której utrzymanie pociągało za sobą kolosalne wydatki. Elistrand było wygodniejsze jako miejsce do życia, oni jednak nie mogli opuścić Grastensholm. W każdym razie dopóty, dopóki na strychu kryła się ta jakaś niesamowita tajemnica, coś, czego Ludzie Lodu rozpaczliwie potrzebowali, by rozwiązać zagadkę dalekiej północnej doliny, z której pochodzili.

Najwyraźniej jednak właściwy czas jeszcze nie nadszedł. Heike nie byłby w stanie zliczyć, ile razy próbował się dostać do tego kąta na strychu. Zawsze jednak nie dawał mu przejść jakiś niewidzialny mur, a w uszach brzmiały ogłuszająco sygnały ostrzegawcze. Zbyt wiele ofiar złożył już ród dla poznania tajemnicy Lodowej Doliny, a poza tym Heike widocznie nie był tym, który miał podjąć walkę z Tengelem Złym.

Szczerze mówiąc był za to swoim przodkom z całego serca wdzięczny. Konfrontacje z tą ponurą istotą, jakie dane mu było przeżyć, nie zachęcały do ponownych spotkań.

Nieszczęsny ten, kto w przyszłości będzie musiał stanąć twarzą w twarz z ich zaprzedanym złu przodkiem!

Nikt zresztą nie wiedział, czy kiedykolwiek do tego dojdzie.

Ale czas zaczynał naglić. Należało jak najszybciej odnaleźć to, co leżało ukryte na strychu. Grastensholm nie zniesie już długo bezlitosnego działania czasu. Poważnym problemem było i to, że na strychu wciąż gnieździł się szary ludek i dopóki Heike żyje, nie było nadziei, że istoty z tamtego świata zechcą opuścić dwór.

Setki razy w ciągu minionych lat Heike gorzko żałował, że je wprowadził do swojego domu. Bywały pożyteczne, to prawda, ale czyniły też wiele szkody.

W dalszym ciągu tylko Vinga i on wiedzieli, że te ponure istoty tu egzystują. Wiedziała o istnieniu szarego ludku także Tula, to oczywiste, ale jej przecież w Grastensholm nie było. Eskil nigdy się o niczym nie dowiedział, podobnie jak Viljar. Żaden z nich nawet się nie domyślał, że najbardziej nieprawdopodobne i obrzydliwe stwory kręcą się po domu i wciąż mają na nich oko, że to one pilnują obór i stajni, one dają znać, kiedy co jest tam nie tak jak powinno. Zawsze ostrzegały Heikego i Vingę przed niebezpieczeństwem i pomagały służbie w pracach domowych, jeśli tylko mogły to czynić niepostrzeżenie, co jednak wszystkim bardzo ułatwiało życie.