Po śmierci ojca Herbert mógł rządzić swoją ukochaną mamuśką, jak chciał. Ale, rzecz jasna, nie wrócił już do jej sypialni, o, nie, ojciec tamtym wybuchem zniszczył ich wspaniałą wspólnotę. I to chyba właśnie wkrótce po śmierci ojca Herbert odkrył, że na świecie istnieją dziewczyny i do czego zostały stworzone. Był chłopcem wrażliwym, pragnącym czułości i pieszczot. W końcu też dostał najsłodszą ze wszystkich, Signe Lie.
Nigdy by jednak nie przypuszczał, że jej siostra Belinda wyrośnie na taką wspaniałą kobietę! Jak stworzoną wyłącznie do tego, by ją brać!
Tyle że nawpychała sobie głowę różnorakimi idee fixe. Ale co tam! Sprawiała wrażenie tak głupiej, że nie przewidywał długiego szturmowania twierdzy.
ROZDZIAŁ III
Belinda siedziała na krawędzi swego łóżka i ciężko oddychała. Spędziła w Elistrand zaledwie cztery dni, a napracowała się już jak koń!
Miała co prawda zajmować się tylko dzieckiem, lecz pani Tildzie najwyraźniej była też potrzebna pokojówka.
Ale to cudowne uczucie być potrzebnym!
Gdybyż tylko ona nie była tak beznadziejnie gapowata i niezdarna! Belinda naprawdę starała się robić wszystko możliwie jak najlepiej. Oczywiście to była okropna sprawa z tą piękną wazą pani Tildy, którą Belinda upuściła na podłogę, i oczywiście narobiła szkody, bo niewłaściwie ułożyła pościel w pokoju pana Abrahamsena, ale obiecała, że się to nigdy więcej nie powtórzy, więc jej wybaczyli. Herbert Abrahamsen był tak miły, że na zgodę poklepał ją po policzku i powiedział ze śmiechem, że widocznie Belinda jest z tych, którzy koniecznie muszą wybrać niewłaściwie, jeżeli tylko istnieje taka możliwość. Potem objął ją i przytulił lekko do siebie, ale jej to nie sprawiło przyjemności. Odczuła to jako niesprawiedliwość wobec Signe, choć przecież pan Abrahamsen był taki życzliwy.
Wczoraj wieczorem jednak sprawy potoczyły się znacznie gorzej. Pani Abrahamsen poszła gdzieś z wizytą, a wtedy on przyszedł do dziecinnego pokoju i słuchał, jak Belinda śpiewa Lovisie kołysankę. Usiadł obok niej przy dziecinnym łóżeczku, mówił, że ma bardzo miły głos, i prosił, by śpiewała jeszcze. Ale jego słowa wprawiły ją w zakłopotanie i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Ze zdenerwowania nic jej nie wychodziło, a wtedy on starał się dodać jej otuchy, objął ją, uspokajał i pocieszał, choć rezultat tych starań był dokładnie odwrotny od zamierzonego. Belinda czuła się okropnie i nie wiedziała, jak się zachować. Wymówiła się w końcu, że musi przynieść mleko dla małej, wybiegła do kuchni i czekała tam, dopóki on nie wrócił do siebie. Zdążyła tylko dostrzec, że twarz miał ponurą i złą.
Nie, wcale niełatwo było wszystkim dogodzić, chociaż starała się mówić jak Signe, myśleć jak Signe. Bo niby co miała zrobić, kiedy mąż Signe, którego ona z pewnością kochała, zaczynał obejmować ją, Belindę? Nie mogła przecież wtedy myśleć tak jak Signe, bo właśnie tym sprawiłaby Signe przykrość. Właśnie ulegając mu tak, jak zapewne Signe by zrobiła.
To było dla nieszczęsnej Belindy zbyt skomplikowane.
Z panią Tildą zresztą też stosunki nie układały się dobrze, bo Belinda w żaden sposób nie potrafiła jej zadowolić. Zawsze wszystko było źle, pani Tilda nazywała ją tępym popychadłem, co Belindzie sprawiało dotkliwą przykrość, bo przecież starała się ze wszystkich sił, pracowała tak, że pęcherze robiły jej się na rękach, a mimo to nic nie było wystarczająco dobrze zrobione. Naprawdę można się załamać!
Nagle Belinda drgnęła.
Ktoś stukał do drzwi.
Jakie szczęście, że nie zaczęła się jeszcze rozbierać!
– Proszę wejść – powiedziała przestraszona. Nie była już dzisiaj w stanie słuchać dalszych wymówek.
Kiedy jednak zobaczyła, kto przyszedł, przeraziła się nie na żarty.
– Panie Abrahamsen, to nie wypada, żeby mnie pan odwiedzał w moim pokoju. Mama mi zabroniła. Żadnych męskich odwiedzin, powiedziała.
On uśmiechał się szeroko i obleśnie.
– Spokojnie, Belindo, tylko spokojnie. To nie jest żadna męska wizyta. Przychodzę, żeby porozmawiać z tobą na temat opieki nad Lovisą w najbliższym czasie. I chciałbym też powspominać moją ukochaną Signe razem z kimś, kto naprawdę ją lubił.
O, tak, Herbert dobrze wiedział, jak trafić w czuły punkt. Słabością Belindy była jej siostra Signe. I, oczywiście, Belinda natychmiast złagodniała, oczy zaszły jej łzami i nie zareagowała, gdy Herbert usiadł przy niej na łóżku.
– Och, ja tak strasznie tęsknię za Sigrte! – zawołała. – Tak okropnie mi jej brak!
– I mnie też, mnie też – wzdychał Herben, a łzy z oczu Belindy spłynęły na policzki.
– Ona była dla mnie taką wspaniałą żoną! A ty, Belindo, przypominasz mi ją pod tyloma względami.
To nie mogła być prawda, bowiem Signe i Belinda różniły się od siebie jak dzień od nocy.
– Ja po prostu muszę z tobą rozmawiać – zawadził Abrahamsen zbolałym głosem. – Bo to tak, jakbym miał przy sobie Signe, tak to odczuwam.
– Ach, tak? – zapytała Belinda bez sensu. Nie bardzo nadążała za jego rozumowaniem. Naprawdę ona mogłaby przypominać Signe? Tę piękną, promienną, kipiącą życiem Signe?
To chyba przesada.
– Ale Signe była taka zdolna – bąknęła.
– To prawda – przyznał Herbert. – Była najwspanialszym człowiekiem, jakiego spotkałem. To ona haftowała monogramy na tej pościeli, wiedziałaś o tym?
Oczy Belindy ponownie zwilgotniały.
– Nie wiedziałam. Ale jakie to piękne!
Herbert pochylił się, żeby jej wszystko lepiej pokazać, położył przy tym rękę na jej plecach i już nie cofnął. Leżała tam tak spokojnie, że byłoby obrazą, gdyby Belinda próbowała ją strącić. Wciąż mówił i mówił o Signe, a Belinda pogrążała się we wspomnieniach. Jak to ładnie z jego strony, że tak wynosi pod niebiosa swoją zmarłą żonę!
Nagle uświadomiła sobie, że ręka Abrahamsena ukradkiem wślizguje się pod jej stanik. Tak była zajęta rozmową o Signe, że wcale tego nie zauważyła.
Mimo woli odskoczyła od niego.
– Wybacz mi – bąknął Herben spłoszony. – Ale wiesz, jesteś dla mnie tak jak Signe, a ja tak za nią tęsknię, także jako za kobietą. Człowiek jest taki samotny i z tego wszystkiego zapomniałem, że to nie ona tu przy mnie siedzi. Jesteście do siebie takie podobne. Tak samo pociągające…
Cofnął rękę. Jednak druga jego dłoń spoczywała na udzie Belindy, jakby dopraszając się wyrozumiałości. Bił teraz od niego jakiś ostry zapach, potu i czegoś jeszcze, czego Belinda nie umiała zidentyfikować, a co wywoływało w niej dziwne skojarzenia. Jakby z kozłem?
Niepojęte!
Twarz Herberta znalazła się tuż przy jej twarzy. Była oliwkowa w kolorze, błyszcząca od potu, z wyraźnie widocznym zarostem. Herbert należał do tych mężczyzn, którzy powinni golić się dwa razy dziennie. Oddech miał dziwnie ciężki, świszczący i spoglądał na Belindę szklanym wzrokiem.
Ona sama czuła się okropnie. Pojęcia nie miała, jak powinna się zachować. I nic nie pomagały starania, żeby myśleć tak jak Signe. Tym razem nie.
Herbert natomiast miał ogromne doświadczenie w postępowaniu z kobietami. Na szczęście uznał, że dziś nie powinien posuwać się dalej. Wstał, podziękował za chwilę pełnej zrozumienia rozmowy i przekonany, że zostawia dziewczynę w stanie głębokiego erotycznego podniecenia, pożegnał się. Teraz powinna doznać rozczarowania, że sobie poszedł, to następnym razem, kiedy jego matka znowu wybierze się z wizytą, sprawy potoczą się całkiem gładko. Pani Tilda często wychodziła wieczorami. Bardzo lubiła przyjęcia.
Belinda pożegnała Herberta z najwyższą ulgą. Kiedy ją dotykał, niczego specjalnego nie odczuwała. Mimo to instynktownie pojmowała związek pomiędzy tym, co się stało, a uczuciami, których doznawała w marzeniach nawiedzających ją podczas samotnych nocy. Tylko że za nic na świecie nie chciałaby takich uczuć przeżywać w obecności Herberta Abrahamsena. Uważała, że byłaby to prawdziwa zdrada Signe.