Выбрать главу

— Głupstwa opowiadasz! Przecież wiesz, jak zachowują się samopasy wobec nieznanych ruchomych obiektów. Widzę, że zaczynasz wierzyć w tajemniczych Orfitów!

— Jeśli nie istnieją, to nic mi nie grozi, a jeśli to oni, wyjaśnię zagadkę.

— Nie chcę, żebyś jechał! Nie mogę tu zostać sama.

— Boisz się?

— Nie o siebie.

— Nic mi się nie stanie. Pełzak ma miotacze. Ewa umilkła. Ted zakręcił się niepewnie po kabinie.

— Będziesz mnie miała w polu widzenia. Nie oddalą się zbytnio. Będę ci meldował przez radio o wszystkim. O co ci jeszcze chodzi?

Nie odpowiedziała, więc wyszedł i wrócił po chwili w skafandrze i hełmie.

— Wychodzę — powiedział.

Lampka na tablicy zasygnalizowała otwarcie śluzy. Ewa podeszła do iluminatora. Ted poprowadził szybko pełzak w kierunku, gdzie na horyzoncie znaczyły się nieliczne kępy suchej roślinności.

— Tu P-4, czy mnie słyszysz? — odezwał się głośnik.

— Słyszę cię dobrze, tu baza. Uważaj! — odpowiedziała szybko.

— Mam nadzieję, że mnie nie zjedzą! No, nie złość się już, Ewka!

Próbowała wrócić do rozłożonej na stole książki, lecz nie mogła się skupić. Podeszła do lornety. Na ciemniejącym horyzoncie nie było już widać bolotów — widocznie przeszły nieco dalej.

„Za kilkanaście minut będzie ciemno — pomyślała — i stracę go z oczu”. Przypomniała sobie jednak o radarze i to ją uspokoiło.

— P-4 do bazy — zabrzmiało z głośnika. — Mam je o kilkaset metrów przed sobą. Jeśli nie uciekną, zaraz do nich dotrę. Nie, jakoś nie uciekają — relacjonował Ted. — Wyglądają zabawnie. Takie spłaszczone, niemrawe cielska. Po obu stronach tułowia mają jakby odnóża, chyba ze trzydzieści par. A z przodu — to chyba musi być ich przód — mają takie wydłużone ryjki, którymi chwytają łodygi roślin i pakują je sobie gdzieś pod szyję… a właściwie, to one nie posiadają szył…

Jestem już w środku stada. One nie zdradzają żadnych oznak zaniepokojenia. Może po prostu biorą pełzak za jednego ze swych współtowarzyszy? Są strasznie niemrawe i cały czas jedzą. O, teraz ruszyły się nieco żywiej. Zaraz, co one robią? Poczekaj, muszę zapalić reflektor…

Głos Teda zamarł nagle, szum w głośniku urwał się ostrym trzaskiem.

— P-4, tu baza, odpowiadaj! Co się stało? — Ewa nerwowo przełączała kanały odbiornika. Na wszystkich pasmach panowała głucha cisza. „Może ma uszkodzenie nadajnika? Może zaraz się odezwie?” Przypomniała sobie o lokalizatorze radarowym. Włączyła go, lecz musiała odczekać długie minuty, nim generatory ustabilizowały się i zielony sygnał obwieścił gotowość aparatury. „Gdybym włączyła go wcześniej, byłby już od dawna gotów! — pomyślała z rozpaczą. — To o tym chyba mówił Max: brak nam wyrobionych odruchów!”

Zielonkawa smuga promienia omiotła ekran, pozostawiając po sobie świetlisty kontur. Na kierunku, w którym oddalił się pełzak, zamajaczyło kilka ciemnych punktów. Stożek fal — emitowany z umieszczonej na wysokim maszcie anteny — sięgał nieco dalej niż pole widzenia lornety.

Wśród bolotów nie było widać metalowego pudła pojazdu — wszystkie punkty świeciły niepełnym odbiciem fal.

„Co robić? Zawiadomić dowódcę? A jeśli Ted wróci za chwilę?”

Gorączkowo wcisnęła klawisz informatora.

— Centin! Podać instrukcję na wypadek zaginięcia pojazdu załogowego!

— Centin gotów do przyjęcia danych — zgłosił się automat.

— Zanalizować drogę pojazdu P-4, zbadać możliwość zaginięcia, podać wnioski!

Przez wygaszoną płytę czołową elektromózgu przebiegł świetlisty dreszcz, wskaźniki i ekrany ożyły nagle, na bocznym ekranie zapłonęła obrysowana zieloną linią szkicowa mapa okolic bazy. Od wejścia do śluzy w kierunku wschodnim popełzł czerwony wężyk — to była droga pojazdu.

Wężyk urwał się nagle w jakimś punkcie, obok którego wyskoczyły dwie białe liczby. Były to współrzędne tego punktu. Równocześnie dał się słyszeć głos automatu:

— Koniec łączności radiowej.

— A radar?

— Pojazd nie był śledzony radarem. Brak danych. Radar nie wykazuje obecności pojazdu w zasięgu lokalizacji.

— Jakie wnioski? — spytała niecierpliwie.

— Wnioski: pojazd zniknął z zasięgu śledzenia. Alternatywa: albo został uniesiony ponad powierzchnię, albo został rozłożony na części mniejsze od progu lokalizacji.

— Pojazd był w ruchu w chwili zaniku łączności! — dorzuciła dodatkową informację, choć nie była tego pewna.

— Uzupełnienie: trzecia możliwość — szybkie oddalenie się poza pole obserwacji radaru — powiedział beznamiętnie automat.

Tak. To możliwe… Ale po co… Po co Ted miałby pognać pełną szybkością, i to z wyłączonym nadajnikiem? Gdyby uciekał przed czymś, kierowałby się w stronę bazy… Chyba więc… Chyba pogonił za czymś albo… za kimś…

— Informacja! — zawołała w mikrofon. — Podać schemat działania w bieżącej sytuacji: zaginął pojazd z człowiekiem. W bazie jeden człowiek, reszta w terenie. Co należy przedsięwziąć?

Z lewej strony pulpitu zapłonęły dwa napisy:

Zadanie zrozumiane i Informacja niepełna, na środkowym ekranie pojawił się napis: Podać dane osobowe.

— Zaginiony: karta siedemnaście. W bazie: karta szesnaście.

Decyzja: zawiadomić dowódcę — odpowiedział ekran.

— To niepotrzebna strata czasu, ja muszę go szukać…

Nie wolno opuszczać bazy.

— Jeśli zawiadomię dowódcę, to będzie tu musiała przybyć przynajmniej część załogi, przerwą pracę, Ted będzie miał okropną awanturę… — wykrzyknęła Ewa.

Maszyna skwitowała to oczywiście krótko:

Argumentacja niejasna.

Miała niewątpliwie rację. Dla niej pojęcie „okropnej awantury” było zupełnie niezrozumiałe…

„Jeśli zaalarmuję Atrosa, a okaże się, że Tedowi nic nie grozi — myślała Ewa szybko — będzie miał za swoje… Może jestem przewrażliwiona? Może on po prostu odjechał nieco dalej i zaraz wróci?”

Wahała się przez chwilę. Nie. Musi mu pomóc sama! Zanim tamci ściągną tu, do bazy, upłyną długie godziny…

— Wychodzę! — rzuciła wyzywająco w kierunku Centinu.

Nie wolno opuszczać bazy — upierała się maszyna.

— Muszę go ratować! Ja… go… bardzo lubię! — wykrzyknęła rozpaczliwie.

Informacja nieistotna — odpowiedział napis.

— Jesteś bezmyślne, bezduszne i głupie pudło! — wykrzyknęła, zaciskając pięści, i wybiegła.

Gdyby w tej chwili spojrzała na ekrany, mogłaby na nich odczytać:

Informacja fałszywa: jestem maszyną informacyjno-sterującą typu Centin-300.

Ewa wróciła po chwili, już w skafandrze, lecz bez hełmu.

— Dlaczego śluza wyjściowa nie chce się otworzyć? — rzuciła z pretensją i zniecierpliwieniem.

Blokada zaworu — odpowiedziała informacja.

— Jak odblokować?

Podać hasło.

— Jakie?

Informacja zastrzeżona.

— Kto zna hasło?

Dowódca.

„Więc to tak? Nie dowierzają nam jednak… Chcieli w ten sposób uniemożliwić pozostawienie bazy bez dozoru”.

Myślała intensywnie: „Informacja — choćby ją rozebrać na sztuki, zastrzeżonego hasła nie ujawni… Trzeba alarmować dowódcę… Zaraz, a gdyby tak…”

— Informacja! Czy istnieje inny sposób otwarcia śluzy?