Выбрать главу

największą pracą było dotknięcie elektrycznego dzwonka albo wydanie rozkazu.

Raz tylko niższy świat zrobił na niej potężne wrażenie.

Pewnego dnia, we Francji, zwiedzała fabrykę żelazną. Zjeżdżając z góry, w

okolicy pełnej lasów i łąk, pod szafirowym niebem zobaczyła otchłań

wypełnioną obłokami czarnych dymów i białych par i usłyszała głuchy łoskot,

zgrzyt i sapanie machin. Potem widziała piece, jak wieże średniowiecznych

zamków, dyszące płomieniami - potężne koła, które obracały się z szybkością

błyskawic - wielkie rusztowania, które same toczyły się po szynach - strumienie

rozpalonego do białości żelaza i półnagich robotników, jak spiżowe posągi, o

ponurych wejrzeniach. Ponad tym wszystkim - krwawa łuna, warczenie kół, jęki

miechów, grzmot młotów i niecierpliwe oddechy kotłów, a pod stopami dreszcz

wylęknionej ziemi.

Wtedy zdało się jej, że z wyżyn szczęśliwego Olimpu zstąpiła do beznadziejnej

otchłani Wulkana, gdzie cyklopowie kują pioruny mogące zdruzgotać sam

Olimp. Przyszły jej na myśl legendy o zbuntowanych olbrzymach, o końcu tego

pięknego świata, w którym przebywała, i pierwszy raz w życiu ją, boginię, przed

którą gięli się marszałkowie i senatorzy, zdjęła trwoga.

- To są straszni ludzie, papo... - szepnęła do ojca.

Ojciec milczał, tylko mocniej przycisnął jej ramię.

- Ale kobietom oni nic złego nie zrobią ?

- Tak, nawet oni - odpowiedział pan Tomasz.

W tej chwili pannę Izabelę ogarnął wstyd na myśl, że troszczyła się tylko o

kobiety. Więc szybko dodała:

- A jeżeli nam, to i wam nie zrobią nic złego...

Ale pan Tomasz uśmiechnął się i potrząsnął głową. W owym czasie dużo

mówiono o zbliżającym się końcu starego świata, a pan Tomasz głęboko

odczuwał to, z wielkimi trudnościami wydobywając pieniądze od swoich

pełnomocników.

Odwiedziny fabryki stanowiły ważną epokę w życiu panny Izabeli. Z religijną

czcią czytywała ona poezje swego dalekiego kuzyna, Zygmunta, i zdawało się

jej, że dziś znalazła ilustrację do Nieboskiej komedii. Odtąd często marzyła o

zmroku, że na górze kąpiącej się w słońcu, skąd zjeżdżał jej powóz do fabryki,

stoją Okopy Św. Trójcy, a w tej dolinie zasnutej dymami i parą było

obozowisko zbuntowanych demokratów, gotowych lada chwila ruszyć do

szturmu i zburzyć jej piękny świat.

34

Teraz dopiero zrozumiała, jak gorąco kocha tę swoją duchową ojczyznç, gdzie

kryształowe pająki zastępują słońce, dywany - ziemię, posągi i kolumny -

drzewa. Tę drugą ojczyznę, która ogarnia arystokrację wszystkich narodów,

wykwintność wszystkich czasów i najpiękniejsze zdobycze cywilizacji.

I to wszystko miałoby runąć, umrzeć albo rozpierzchnąć się!... Rycerska

młodzież, która śpiewa z takim uczuciem, tańczy z wdziękiem, pojedynkuje się

z uśmiechem albo skacze na środku jeziora w wodę za zgubionym kwiatkiem

?... Mają zginąć te ukochane przyjaciółki, które okrywały ją tyloma

pieszczotami albo siedząc u jej nóg opowiadały jej tyle drobnych tajemnic, albo

oddalone od niej pisywały takie długie, bardzo długie listy, w których tkliwe

uczucia mieszały się z nader wątpliwą ortografią ?

A ta dobra służba, która ze swymi panami postępuje tak, jakby zaprzysięgała im

dozgonną miłość, wierność i posłuszeństwo? A te modystki, które zawsze witają

ją z uśmiechem i tak pamiętają o najdrobniejszym szczególe jej tualety, tak

dokładnie wiedzą o jej triumfach ? A te piękne konie, którym jaskółka mogłaby

zazdrościć lotu, a te psy mądre i przywiązane jak ludzie, a te ogrody, gdzie ręka

ludzka powznosiła pagórki, wylewała strumienie, modelowała drzewa ?... I to

wszystko miałoby kiedyś zniknąć ?...

Od tych rozmyślań przybył pannie Izabeli na twarz nowy wyraz łagodnego

smutku, który ją robił jeszcze piękniejszą. Mówiono, że już zupełnie dojrzała.

Rozumiejąc, że wielki świat jest wyższym światem, panna Izabela dowiedziała

się powoli, że do tych wyżyn wzbić się można i stale na nich przebywać tylko za

pomocą dwóch skrzydeł : urodzenia i majątku. Urodzenie zaś i majątek są

przywiązane do pewnych wybranych familii, jak kwiat i owoc pomarańczy do

pomarańczowego drzewa. Bardzo też jest możliwym, że dobry Bóg widząc dwie

dusze z pięknymi nazwiskami, połączone węzłem sakramentu, pomnaża ich

dochody i zsyła im na wychowanie aniołka, który w dalszym ciągu podtrzymuje

sławę rodów swoimi cnotami, dobrym ułożeniem i pięknością. Stąd wynika

obowiązek oględnego zawierania małżeństw, na czym najlepiej znają się stare

damy i sędziwi panowie. Wszystko znaczy trafny dobór nazwisk i majątków.

Miłość bowiem, nie ta szalona, o jakiej marzą poeci, ale prawdziwie

chrześcijańska, zjawia się dopiero po sakramencie i najzupełniej wystarcza,

ażeby żona umiała pięknie prezentować się w domu, a mąż z powagą asystować

jej w świecie.

Tak było dawniej i było dobrze, według zgodnej opinii wszystkich matron. Dziś

zapomniano o tym i jest źle : mnożą się mezalianse i upadają wielkie rodziny.

„ I nie ma szczęścia w małżeństwach” - dodawała po cichu panna Izabela, której

młode mężatki opowiedziały niejeden sekret domowy.

Dzięki nawet tym opowiadaniom nabrała dużego wstrętu do małżeństwa i

lekkiej wzgardy dla mężczyzn.

Mąż w szlafroku, który ziewa przy żonie, całuje ją mając pełne usta dymu z

cygar, często odzywa się: „A dajże mi spokój” , albo po prostu : „Głupia

jesteś!...” - ten mąż, który robi hałasy w domu za nowy kapelusz, a za domem

35

wydaje pieniądze na ekwipaże dla aktorek - to wcale nieciekawe stworzenie : Co

najgorsze, że każdy z nich przed ślubem był gorącym wielbicielem, mizerniał

nie widząc długo swej pani, rumienił się, kiedy ją spotkał, a nawet niejeden

obiecywał zastrzelić się z miłości.

Toteż mając lat ośmnaście, panna Izabela tyranizowała mężczyzn chłodem.

Kiedy Wiktor Emanuel raz pocałował ją w rękę, uprosiła ojca, że tego samego

dnia wyjechali z Rzymu. W Paryżu oświadczył się jej pewien bogaty hrabia

francuski, odpowiedziała mu, że jest Polką i za cudzoziemca nie wyjdzie.

Podolskiego magnata odepchnęła zdaniem, że odda swoją rękę tylko temu, kogo

pokocha, a na co się jeszcze nie zanosi, a oświadczyny jakiegoś amerykańskiego

milionera zbyła wybuchem śmiechu.

Takie postępowanie na kilka lat wytworzyło dokoła panny pustkę. Podziwiano

ją i wielbiono, ale z daleka; nikt bowiem nie chciał narażać się na szyderczą

odmowę.

Po przejściu pierwszego niesmaku panna Izabela zrozumiała, że małżeństwo

trzeba przyjąć takim, jakie jest. Była już zdecydowana wyjść za mąż, pod tym

wszakże warunkiem, aby przyszły towarzysz - podobał się jej, miał piękne

nazwisko i odpowiedni majątek. Rzeczywiście, trafiali się jej ludzie piękni,

majętni i utytułowani; na nieszczęście jednak, żaden nie łączył w sobie

wszystkich trzech warunków, więc - znowu upłynęło kilka lat.